9 grudnia 2008

Mały pomocnik

Kuba kocha pomagać. Mama sprząta pranie, a Kubuś układa pozwijane skarpetki w szufladach, podobnie z bielizną mamy i taty. Gdy tylko mama wyciągnie miotłę lub mopa, Kuba natychmiast próbuje go przejąć. Wcale mu nie przeszkadza, że są one o wiele za duże dla niego. Dzielnie nimi wywija próbując złapać brud z podłogi. Wyciera za to kurze z mebli i parapetów. Gdy mama wynosi śmieci, Kubuś sięga do szuflady po nowy worek i próbuje założyć na kubeł na śmieci.
W kuchni też nieźle daje sobie radę. Zmywa mamie naczynia, nawet gdy one błyszczą i wcale nie muszą być kolejny raz myte. Pomaga mamie wałkować ciasto na ciasteczka lub jabłeczniki. A ostatnio to nawet pierniczki próbował z mamą piec. Dostał swój kawałek ciasta i wycinał jedno za drugim, a potem swoimi małymi paluszkami próbował skrawki ciasta umieścić na blaszce. Niewiele mu z tego wyszło i mama musiała mu pomagać, ale może ozdabianie pierniczków mu pójdzie lepiej?
Najchętniej by jednak pomagał tacie we wbijaniu gwoździ czy naprawianiu zepsutych (przez niego samego) gniazdek, jednak tato mu absolutnie nie chce dać do łapki młotka i nie wyraża zgody na asystę. Pewnie dlatego, że Kubuś wciąż jest baardzo nieobliczalny i nigdy nie wiadomo kiedy stwierdzi, że młotkiem można też stuknąć w lustro czy w telewizor, a do gniazdka wsadzić gwoździa. Za to chętnie tato go zabiera go ogrodu, gdzie Kuba grabi razem z tatą liście, a pewnie niedługo śnieg.

Słuch absolutny?

Kubuś ostatnio gardzi śpiewem mamy. Jak tylko mama chce mu zaśpiewać kołysankę na dobranoc, Kuba wstaje na równe nogi i zatyka rączką mamie buzię. A jeszcze parę miesięcy temu nie miał nic przeciw temu. Czyżby nie lubił śpiewu mamy? Mama w końcu aż tak źle nie śpiewa i wychodzi jej to chyba całkiem nieźle. A może za dużo się nasłuchał arii operowych które mu dziadek namiętnie puszcza? No cóż.... Z nimi mama konkurować nie zamierza. Pozostają więc kołysanki z płyty na dobranoc.

Mikołajki

Kubusia odwiedził Mikołaj. Przyleciał saniami, zaparkował renifery na dachu i spuścił się kominem do piwnicy dziadków. Był bardzo stary, więc postukiwał laską o schody gdy wchodził na górę. Kubuś trochę się przestraszył i przez całą wizytę nie opuszczał tatusia. Mikołaj jak to Mikołaj, miał brodę i czerwony kubrak. Przyniósł z sobą duży wór zabawek. Wszystko dla Kubusia. Kubuś dopiero na widok duużych aut się odważył zejść z taty kolan i podszedł do autek. Do Mikołaja nie miał odwagi...
Mama z tatą podziękowali Mikołajowi w imieniu Kubusia, a Kubuś jak tylko Mikołaj zniknął z pola widzenia zajął się swoim nowym traktorem i wywrotką.

5 grudnia 2008

Dzień z życia buntownika

Kuba dzień zaczyna od nie. Kocha chodzić na spacery, więc pierwsze co robi to stwierdza, że idzie na spacer. Wiesza się na klamce od drzwi wejściowych i zaczyna wycie.
K: Pa, pa!
M: Kuba ale jesteś jeszcze w piżamie, musisz się przebrać i zjeść śniadanie.
K: Nie! pa, pa!

Po 10 minutach Kuba odpuszcza. Mama w tym czasie szykuje śniadanie. Kuba zaczyna głodny krążyć wokół stołu.
K: Mniam, mniam (co znaczy że chce już jeść)
M: Chodź najpierw się przebrać, a w międzyczasie wystygnie owsianka.
K: Nieeee!
W końcu jednak ulega i daje się ubrać w czystą pieluchę i w jakiś dresik.
M: No to chodź teraz jeść.
K: Nie!
M: Ale chciałeś przed chwilą jeść!
Po czym mama rozkłada krzesełko i zapina wierzgającego Kubusia. Jak tylko zostanie zapięty zaczyna prosić o autko. Dostaje do garści autko, a mama szykuje się do nakarmienia Kuby owsianką. Kuba znowu nie chce. No dobra, nie to nie. Owsianka stoi, a mama zaczyna jeść swoje śniadanie. Wtedy Kuba zmienia zdanie i z głośnym wrzaskiem domaga się swojego jedzenia.
Gdy już zje domaga się włączenia komputera i bajki. Mama z przyjemnością mu włącza, bo ma wtedy pół godziny na spokojne zjedzenie śniadania, poczytanie książki lub sprawdzenie poczty internetowej. Po pół godzinie jest znowu wrzask i głośne protesty, bo Kuba chce jeszcze oglądać bajki, a mama mu nie pozwala. Kończy się waleniem w klawisze, wyszarpywaniem laptopa z rąk mamy, a potem szarpaniem szuflady gdzie laptop jest schowany. Pomaga odciągniecie jego uwagi i zajęcie np. układaniem autek w szeregu na parapecie.

Czas na spacer.
M: Kuba popatrz jak ładnie świeci słoneczko. Chcesz iść na spacer?
K: Ta
M: To trzeba założyć rajtuzy i inne spodenki
K: Nie!
M: Bez rajtuz na spacer nie idziemy.
K: Nie!
M: No jak nie, to w takim razie na spacer nie idziemy.
Mama odkłada obranie i udaje, że idzie zająć się czymś innym. Kuba zaczyna głośno protestować i w końcu daje się ubrać. Przynosi nawet czapkę i szalik. Ubrani wychodzimy na spacer.

Ze spaceru oczywiście też nie tak prosto wrócić, bo nawet po 2 godzinach ganiania po placu zabaw kończy się rykiem i wierzganiem gdy mama chce Kubusia zapiąć ponownie do wózka. Często przez 10 minut gdy trzeba dojść do domu jest wielka awantura, bo Kuba zaczyna się rozbierać, wywala czapkę, nie daje się zagadać, nie chce oglądać książeczki ani mijających aut, nie chce chrupka ani jabłka. W końcu gdy już mijamy tę najbardziej ruchliwą ulicę mama Kubusia wypuszcza z wózka i zaczyna się wielka ucieczka. Mama idzie drogą, Kuba ucieka na pobocze lub do lasu zaliczając każdą kałużę, biorąc do ręki każdą butelkę i papierek. Gdy jedzie auto i mama chce Kubusia złapać za rączkę Kuba pokłada się na ziemie, nie zwracając zupełnie uwagi na to gdzie się kładzie. Wraca więc do domu upaćkany w błotku. A do tego często zaryczany, bo po schodach do domu też nie chce wejść i trzeba go wnosić.

Na szczęście przy obiedzie i popołudniowej drzemce jeszcze większych cyrków nie ma. Czasem jest marudzenie, bo coś mu nie pasuje w jedzeniu i wtedy mama musi na szybko wymyślać co Kubuś ma ochotę zjeść. Często takie historie kończą się zjedzeniem kromki chleba z masłem, bo cała reszta jest beee. Po obiedzie jest jeszcze trochę ganiania w celu zapędzenia Kuby do łóżka, ale jak już mama się z nim położy, to bez większych protestów też zasypia.

Południe mija nam podobnie. Kuba najpierw coś chce, potem tego nie chce, albo zmienia w połowie zdanie. Gdy mu się na coś nie pozwoli zakrywa oczy i udaje, że płacze. Gdy nikt nie reaguje wraca do zabawek...
Na szczęście bez protestów daje się wykąpać, wypija butlę mleka i w końcu zasypia. Ufff!

1 grudnia 2008

Pan porządnicki

Z Kuby zrobił się mały pan porządnicki. Zaczęło się od zbierania brudnych ubranek i wrzucania ich do kubła na pranie przed każdą kąpielą. Niedawno zaczął sprzątać po sobie talerz: zjada na przykład banana, a talerz odnosi do zlewu. Wie gdzie są jego czapki i szaliki, więc po każdym spacerku natychmiast zanosi je na miejsce. Niestety porządku nie ma w zabawkach. Te są zawsze porozwalane po całym mieszkaniu i jeszcze nie dociera, że jak się skończy bawić to należy je odłożyć na swoje miejsce. Czasem nawet wręcz przeciwnie: mama ułoży książeczki i autka, a Kuba parę minut później wywala wszystko na podłogę.

20 listopada 2008

Elitarny klub leworęcznych

Wszystkie znaki na niebie wskazują, że Kuba zalicza się do największej mniejszości na świecie. Można powoli już stwierdzić, że będzie leworęczny.
W chwili obecnej praktycznie prawej rączki nie używa do jedzenia, a przy np. rysowaniu najpierw bierze do prawej rączki kredkę po czym natychmiast przekłada ją do lewej i rysuje. Muszę dalej poobserwować innej objawy...
Obawiam się, że w szkole nie będzie miał łatwo, może mieć trochę problemów z przystosowaniem się, chociaż coraz łatwiej kupić np. nożyczki, pisadła czy myszki dla leworęcznych, więc może aż tak źle nie będzie.
A na pocieszenie wiele badań wskazuje, że wśród wybitnych matematyków, muzyków i plastyków jest znacznie wyższy odsetek osób leworęcznych niż w całej populacji. Wygląda na to, że geniusz mi rośnie w domu :)

16 listopada 2008

Sukcesy i porażki w drodze do samodzielności

Do ostatnich sukcesów możemy zaliczyć:
- samodzielnie picie z kubeczka. Bidonu używamy tylko na spacerach, a niekapka do wieczornego mleka.
- coraz lepiej wychodzi Kubusiowi samodzielne jedzenie. Dzisiaj sam używając tylko widelca zjadł całego naleśnika pokrojonego na kawałeczki. A co najważniejsze nic z widelca nie spadło na podłogę, był uważny i w połowie nie stwierdził, że mama ma go dalej karmić. Chyba powoli czas zacząć próby z jedzeniem łyżką płynnych pokarmów, np. śniadaniowej owsianki.
- po długiej przerwie znowu zasypia samodzielnie.
- udało nam się wyeliminować nocne pobudki.

Natomiast do porażek trzeba zaliczyć:
- nieudaną próbę odpieluszenia. Malutkim kroczkiem jest zrozumienie przez Kubusia, że powinien używać nocniczka lub toalety, sygnalizuje od czasu do czasu, że chce na nocniczek, natomiast zupełnie nie może się przekonać do zrobienia czegokolwiek do wyżej wymienionych sprzętów. Ma wciąż barierę i pomimo, że powie, iż chce mu się np. kupkę, to posadzony czy to na nocniku czy na toalecie nic nie zrobi. No chyba, że już go naprawdę przyciśnie a mama z tatą mocno pilnują, żeby nie zrobił gdzieś do kąta. Wtedy z dużym płaczem robi gdzie trzeba. Tak więc na razie daliśmy mu spokój. bo po co ma nabrać urazu... Spróbujemy znowu za miesiąc, a na razie jest wciąż uświadamiany.
- nieudane przeniesienie Kubusia do dorosłego łóżeczka. Spowodowało to tylko problemy z samodzielnym zasypianiem i nocne wędrówki. Wrócił więc do łóżeczka.
- wciąż walczymy ze zbyt wczesnymi pobudkami i jak na razie bezskutecznie.

Nowe słówka

Kuba w ostatnim czasie powiększył swój zasób słów o doble, aba, le i ami. Dla tych co nie wiedzą co to znaczy: dobre, żaba, lew i małpka. Zatem słownictwo się powiększa, co bardzo mnie cieszy. Coraz więcej też przychodzi i tłumaczy co się stało, tylko że niezrozumiałą dla nikogo chińszczyzną.

13 listopada 2008

Nadeszła pora na bajki

Kuba jest na etapie oglądania bajek w telewizji czy na DVD. Telewizja na razie odpada, bo nic ciekawego nie przyciąga uwagi Kubusia na dłużej niż 10 minut, natomiast bajki na DVD to jest to co Kubusie lubią najbardziej. Codziennie po śniadaniu Kuby (gdy mama chce spokojnie zjeść swoje śniadanie i wypić kawkę) Kubuś ogląda na zmianę Mapeciątka i film dla dzieci z serii Baby Einstein o zwierzętach świata. Tak go to wciąga, że cała reszta świata przez jakieś pół godziny do godziny może nie istnieć. A przy okazji osłuchuje się z językiem angielskim i grzecznie powtarza za lektorem: tiger, lion, monkey.... Zatem nie pozostaje nam nic innego jak złożyć zamówienie kolejnych części Baby Einstein u znajomych w USA.
Jest tylko jeden malutki problem: Kuba nie pozwala sobie potem komputera wyłączyć i przez 10 minut głośno protestuje próbując wyciągnąć laptopa z szuflady.

23 października 2008

Damski bokser

Zazwyczaj gdy Kubuś miał gości w jego wieku, to grzecznie bawił się i dzielił swoimi zabawkami. Aż do zeszłej soboty. Kubusia odwiedziła o 3 miesiące starsza Hania. Kubie natychmiast uruchomiło się poczucie własności zabawek i wszystko co Hania wzięła do rączki natychmiast zostało przez Kubusia jej zabrane. A na koniec, jakby tego było mało przywalił Hani książeczką po główce i wsadził jej palec w oko. I tak zachowuje się dżentelmen? Chyba czas zacząć więcej przebywać w towarzystwie taty i pobierać nauki z zachowywania się w obecności kobiet.

Puzzle

Ostatnio pasją Kubusia stało się układanie puzzli. Od dłuższego czasu jest posiadaczem paru tego rodzaju układanek, które dostał w spadku po kuzynach, jednak wszelkie układanki kończyły się na tym, że to mama układała i tłumaczyła, a Kuba systematycznie mamę ignorował. Aż tu któregoś dnia w zeszłym tygodniu dorwał swoją owocową układankę. Wysypał zawartość i po kolei, ku zaskoczeniu mamy powkładał wszystko w odpowiednie miejsca. Mamie szczęka się od podłogi odbiła i długo nie wracała na swoje miejsce. Widać jednak nauki nie poszły na marne i mamie się tylko wydawało, że dziecko ją ignoruje gdy tak zaciekle tłumaczyła, że truskawka pasuje tylko do obrazka z truskawką, a winogrono do winogrona.... Parę dni później kolekcja puzzli Kuby powiększyła się o dinozaury i klocki ze zwierzątkami domowymi.

8 października 2008

Terrible two

W jednej z mądrych książek psychologicznych napisali, że dziecko pomiędzy 1,5-2 lata jest w tzw. lepszym okresie, gdy nie ma fochów, słucha rodziców i w ogóle jest przykładne i układne. Dopiero po skończeniu 2 latek zaczyna się okres niepokorności.
Gdy to przeczytałam jakiś rok temu to nie ukrywając bardzo się ucieszyłam. Za wcześnie...
Kubie okres niepokorności i buntów już się zaczął. Mała sprawa kończy się awanturą z której nie tak łatwo się wyplątać. W jego słowniku brak słów potwierdzających. Króluje nie i nie ma.
Parę przykładów tych bardziej spektakularnych z ostatnich paru dni:
- zabranie klapki na muchy (bo brudna i roznosi zarazki) kończy się 5 minutowym rykiem, połączonym z tarzaniem się po podłodze, lataniu jak nakręconym po całym mieszkaniu.
- zabranie kostek do zmywarki kończy się podobnie.
- włazi na stół podsuwając sobie wszystko na czym da się stanąć (rowerek, autko, krzesła, taborety, a ostatnio to przytargał nawet swoje składane krzesełko żądając jego rozłożenia). Każda próba zabronienia mu tego kończy się jak wyżej.
- nic się nie da przed nim schować. Jak się uprze, że musi otworzyć jakąś szafę i ktoś mu ją za wcześnie zabezpieczy, to na złość powywala wszystko co jest w innych niezabezpieczonych szafach. W dodatku bezczelnie patrzy w oczy sprawdzając czy aby dobrze widzisz co on robi.
Ku dużej uldze rodziców w supermarketach jeszcze nie tarza się po podłodze i nie robi awantur. I całe szczęście!

Mały grzybiarz

Od praktycznie początku września Kuba jest edukowany ze znajomości grzybów. Na końcu łąki u dziadków rośnie parę brzózek, modrzewie i sosny, co sprzyja maślakom i kozakom. Ostatnio pojawiły się tam nawet muchomory czerwone oraz jeszcze coś nikomu nieznane. Codziennie, a jak pogoda nie dopisuje, to co drugi dzień jest wyprawa na grzyby. Kubuś już z daleka krzyczy gdy znajdzie coś co przypomina grzyba. Malutkie maślaczki mające jeszcze rosnąć sam wyrywał z ziemi i z dumą przynosił mamie.
Dowiedział się również, że muchomor ma sobie rosnąć bo pięknie wygląda pod brzózką. Teraz gdy już jesteśmy na łące, to staje nad muchomorem i pokazuje, że jest i rośnie, ale nawet nie próbuje go niszczyć. I jak tu nie być dumnym z synka?
Dzisiaj byliśmy na grzybobraniu w prawdziwym lesie. Kubuś niewiele chodził, bo więcej jeździł, ale jak już się z mamą wypuścił między dęby to od razu znalazł borowika i parę podgrzybków. I to wszystko w przeciągu paru minut! Rośnie nam kolejne pokolenie grzybiarzy!

28 września 2008

Dusza farmera

Kuba kocha ogródek i zwierzątka. W porze karmienia kur Kuba musi mieć swój garnuszek ze zbożem, które dokładnie wie gdzie wsypać żeby kurki miały co jeść. Nie daj Boże zapomni się o Kubie to jest wściekły ryk i pokładanie się na trawie. Garnuszek musi być i koniec. Wg. niego kury też można dokarmiać kamieniami. Może godzinami siedzieć pod płotem zagrody i wrzucać drobne kamyczki kurkom, które jednak zupełnie go w tym wypadku ignorują. Gdyby ktoś nie wiedział, to również pokaże gdzie kurki jajka znoszą.
Ogród to kolejna pasja Kubusia. Pomaga babci sadzić trawę, wyrywać chwasty czy teraz jesienią zbierać buraczki i marchewkę. Nie mniej ma również własne pomysły ogrodnicze. Gdy babcia zrobiła nową rabatkę kwiatową odgrodzoną kamieniami, to Kuba stwierdził, że te kamienie mu się tam nie podobają i regularnie zmienia miejsce ich położenia, czym doprowadza babcię do szewskiej pasji. Nic nie pomaga i gdy nikt nie widzi, Kubuś i tak je stamtąd wyniesie i poukłada na kupce w innym miejscu. Ponadto zabiera babci łopatkę i inne narzędzia ogrodnicze wychodząc z założenia, że on lepiej zna ich przeznaczenie i po swojemu ich używa. Gdy babcia czegoś potrzebuje to musi się mocno naszukać.
Kocha podlewać kwiatki, wie dokładnie co musi być podlane, a przy okazji sam siebie też podlewa. Niech podlewa, może szybciej urośnie?

Nocnego łazikowania ciąg dalszy

Przesadzenie Kubusia do dorosłego łóżeczka okazało się znacznie trudniejsze niż nauczenie samodzielnego spania w łóżeczku ze szczeblami. Wcześniej nauka samodzielnego zasypiana zajęła raptem kilka dni, a tu już drugi tydzień próbuję nauczyć Kuby spania w łóżku i zamiast iść do przodu to się cofamy w rozwoju. Na daną chwilę Kuba nie zaśnie sam. Potrzebuje towarzystwa, bo bez tego wyłazi, łazikuje i ani myśli spać. Dopiero trzymany za łapkę zasypia prędzej czy później. W nocy dalej wędruje. Myślałam, że się skończy to łażenie po tygodniu najpóźniej, a on dla odmiany przychodzi coraz wcześniej. Na razie ma ten luksus, że część łóżka od taty jest wolna i ma gdzie się turlać. To już jednak niedługo.... Za parę dni będziemy już razem we Wrocławiu i mam nadzieję, że mocna ręka taty przykróci złe przyzwyczajenia syna i przestawi go na właściwy tor.
Jest natomiast jeden malutki sukces: jesienna pogoda spowodowała, że Kuba budzi się później. Zamiast wiec pobudki o 5-5.30 rano mamy pobudkę o prawie 7 rano. Cóż za ulga! Oby mu tak zostało!

18 września 2008

Prawdziwy facet

Jak prawdziwy facet Kubie do szczęścia potrzeba pilota i wygodnego fotela. Jeszcze mu mleka w butli brakuje....

Nocne wędrówki ludów

Kuba w zeszłym tygodniu przeniósł się z łóżeczka do dorosłego łóżka. Chociaż łóżko bez szczebli bardzo lubi, to jednak sprawia mu sporo problemów pozostanie w tym łóżku przez całą noc. Pierwsze wędrówki rozpoczynają się od razu po przeczytaniu bajeczki i wyjściu mamy lub taty z pokoju. Rodzice straszyli, że wyłączą światło i wyjdą, że jak nie będzie spał to wróci z powrotem do łóżeczka albo siedzieli z nim w pokoju czekając aż zaśnie. Jednak on wcale nie zamierzał spać. W końcu metodą prób i błędów wynaleźli sposób jak "zmusić" Kubę do samodzielnego zasypiania. Otóż natychmiast po zamknięciu drzwi do Kuby pokoju należy pogasić wszystkie światła i się przyczaić. Kuba otwiera sobie drzwi, idzie do rodziców sypialni, do łazienki, przespaceruje się przedpokojem i jak nikogo nie znajdzie ciężko wzdycha i wraca do łóżka. Po czym pokręci się, poprzytula psiaka i zasypia.
Kolejne wędrówki najczęściej zaczynają się nad ranem. Z wielkim rykiem wylatuje z pokoju, leci do końca korytarza i wyciąga z kontaktu lampkę która się tam świeci (wygląda na to, że Kuba nie cierpi żadnego światła w nocy), po czym otwiera drzwi i ładuje się bez pytania do łóżka rodziców. Doprowadza nas tym do białej gorączki. Zdarza mu się czasem położyć i natychmiast zasnąć, w większości jednak kręci się jak na wszystkie strony, śpiewa pod nosem, przeciąga się, wędruje w nogi i po jakiejś godzinie zasypia. Nie byłoby tak najgorzej gdyby spał chociaż do 8 rano. Niestety nic z tego. Godzina 6 rano to najlepszy czas na pobudkę i na nic zdają się próby wydłużenia jego snu.

Piłkarz

Z Kubusia powoli rośnie mały piłkarz. Ostatnio piłka sprawia mu mnóstwo frajdy. Prosi jednak aby go trzymać za rączkę, bo jeszcze nie do końca potrafi utrzymać równowagę sam. Jednak jak już ma towarzystwo to kopie piłeczkę jak wprawiony w boju napastnik. Teraz jeszcze nauczy się utrzymywać przy tym równowagę i może zacząć chodzić z tatą na treningi. A tata wniebowzięty...

Braciszek

Po wczorajszym usg połówkowym już wiadomo, że Kubuś będzie miał braciszka. Wygląda na to, że z malec waży ok. 350 g, stópka ma ok. 3 cm i w ogóle rozwija się bardzo dobrze. Teraz pozostaje tylko problem imienia. Na tapecie jest Paweł i Mikołaj, w grę wchodzą również Piotr, Bartosz, Aleksander, Igor... Trudny wybór, zwłaszcza że co innego podoba się mamie a co innego tacie. Gdyby Kubuś mówił to pewnie on by wybrał imię. A tak, jakoś się trzeba zdecydować na jedno. Mamy jednak całe 20 tygodni na podjęcie decyzji.

Trójki

Powoli zapełniają się wszystkie wolne przestrzenie w dziąsełkach Kubusia. Wychodzą mu nareszcie trójeczki. Wolno rosną, nie mniej dwóch się już dorobił i teraz jeszcze tylko trójeczki z lewej strony i na jakiś czas mam nadzieję mieć spokój z ząbkującym Kubusiem.

3 września 2008

Picie z gwinta i nie tylko

Kuba chociaż jeszcze nie do końca potrafi sam pić z kubeczka, bo zbyt mocno przechyla kubek i większość wody ląduje na koszulce, to picie z wszelkiej maści słomek oraz z butelek opanował do perfekcji. Ostatnio pięknie wychodzi mu picie wody prosto z butelki, czyli tzw. gwinta. Fachowo przykłada butlę do buzi, robi zgrabny ryjek i ciągnie ile może. Trzeba tylko butelkę trzymać, bo i tutaj zdarza mu się przechylić butlę zbyt mocno i kończy się to powodzią w nosie.
Dzisiaj natomiast zaskoczył mnie kompletnie. Nabył nowej umiejętności picia wody z ... kranu. Co najlepsze w domu nikt tak nawet zębów nie myje i na pewno u nikogo z domowników tego nie podpatrzył. Zatem chyba własna fantazja. A wyglądało to tak: w trakcie mycia rączek w zlewie kuchennym stwierdził chyba, że pić mu się chce, bo się nachylił i kilkakrotnie próbował się napić wody z lecącego kranu. Ciekawe co nowego wymyśli w następnej kolejności :)

31 sierpnia 2008

Schody, krzesła i stoły

Schody Kuba opanował do perfekcji, chociaż wciąż przerażające jest to jego tempo schodzenia, chwiejność i brak koncentracji. Przynajmniej mnie się tak wydaje, bo jak na razie to spadł tylko 3 razy, w dodatku z pojedynczych stopni i bez uszczerbku na zdrowiu. Z każdym kolejnym upadkiem robił się ostrożniejszy. Teraz już wie, że musi się złapać poręczy lub ściany, no i nie jest znowu z niego taki kamikadze, bo jak jest sam to absolutnie nie skacze. Niestety wciąż nie wie, że powinien się również nie rozglądać. Za to mama wie, że za dzieckiem nie należy krzyczeć: "Kuba stój" lub "Kuba zwolnij", bo Kuba dostaje jeszcze większego przyspieszenia i wieje ile sił w nogach, co często kończy się plątaniem nóg i grozi upadkiem.

Krzesła niestety nie służą tylko do siedzenia. Za to można je przysunąć do parapetu, komody, szafy i włazić na wysokości, co jest kategorycznie zabronione. I jak tu takiego oduczyć włażenia?

Stół, ulubione miejsce do siedzenia i skakania. Można na niego wleźć i potem bez uprzedzenia rzucać się z niego w ramiona niczego nie spodziewającej się mamy lub dziadków. Na szczęście już coraz mniej, bo dwa tygodnie temu będąc w gościnie u ciotki mama z tatą kategorycznie się sprzeciwili jakiemukolwiek włażeniu na jakikolwiek stół. Po każdej próbie wspinaczki lądował karnie w kojcu, gdzie szedł po rozum do głowy. Po takim krótkim posiedzeniu rozsiewał buziaki w ramach przeprosin i kiwał paluszkiem w kierunku stołu mówiąc: "nie, nie, nie" . Po dwóch dniach siedzenia w wyjcu (bo taka się już przyjęła nazwa kojca) w końcu przestał wchodzić na stół. O dziwo, nawet po powrocie do domu dziadków ani razu nie wszedł na ławę i nie próbował skakać. Zatem metoda telewizyjnej niani z miejscem karnego siedzenia przynajmniej w tym przypadku zadziałała. Zatem chyba czas wypróbować tę metodę, gdy Kuba znowu będzie próbował pościągać kryształy babci z komody czy książki dziadka z meblościanki.

Żabka pełną gębą

Ćwiczenie czyni mistrza. Kuba ćwicząc do upadłego w końcu załapał, że prawa noga musi się zgrać z lewą nogą, żeby wyszedł efektowny zeskok. Takim to oto sposobem skaczemy z pierwszego schodka na drugi, z drugiego na czwarty, z czwartego by się chciało od razu na siódmy, ale trzy to już za dużo i efektu jeszcze nie widać, bo Kuba się chwieje na wszystkie strony i nogi gubi. Na szczęście skoki ze schodów uprawia przy asekuracji mamy. Za to zeskoki z chodnika na trawnik czy z krawężnika na drogę, to jak najbardziej samodzielnie. Kolejny olimpijczyk?

17 sierpnia 2008

Żabka

Kuba od jakiegoś czasu intensywnie próbuje się nauczyć skakania. Trochę wcześnie, bo w mądrych książkach piszą, że dziecko opanowuje tę umiejętność dopiero w wieku 2,5 roku. No, ale Kuba stwierdził, że jak wcześnie nauczył się chodzić to i wcześnie będzie skakał. Tak więc ćwiczy.... Najczęściej przy schodzeniu ze schodów. Trzymany za łapkę bierze rozmach i leci na łeb na szyję po 3-4 schody na raz. Dobrze, że robi to tylko gdy go ktoś trzyma. Ostatnio stwierdził, że dobrze też się skacze z rabatki babci. Włazi na rabatkę, bierze duży rozmach (wygląda to tak jak na mistrzostwach świata przy skokach w dal) i próbuje zeskoczyć na trawę przeskakując przy okazji 15-20 cm drewniany murek odgraniczający rabatkę od trawnika. Niestety nogi zupełnie się Kuby nie słuchają i pomimo tylu prób zawsze lecą osobno, co powoduje, że skok za każdym razem jest nie udany. No, ale ćwiczenie czyni mistrza, więc Kuba dzielnie ćwiczy.

Piaskowy ludek

Kuba do niedawna ignorował piasek. Nawet gdy dostał wiaderko, foremki i łopatki jakoś nie za bardzo ciągnęło go do grzebania się w piachu. Do zeszłego tygodnia. Jako że skończyła mi się inwencja twórcza, wyszukałam w piwnicy jego zapodziane już wiaderko z akcesoriami, do tego dorzuciłam ciężarówkę- wywrotkę na sznurku i poszliśmy z Kubą do piachu. No i wreszcie Mały zajarzył, że piasek to jednak fajna sprawa. Razem z mamą ładował do wywrotki piach lub napotkane kamyki i wywoził na drugi koniec piaskownicy. Dużo uciechy ma przy robieniu babek. Wprawdzie sam ni jak nie może załapać, że wiaderko trzeba wypełnić po brzegi, żeby zrobić porządną babkę, ale jak mama Kubusia to zrobi to ma mnóstwo uciechy w oklepywaniu wiaderka, podziwianiu babki a na koniec w jej szybkim niszczeniu. Teraz już nawet towarzystwa w piachu nie potrzebuje. Sam zabiera swoje piaskowe akcesoria i może w piaskownicy długo siedzieć przesypując piasek z jednego wiaderka do drugiego lub próbując wywieść go ciężarówką do ogrodu babci. Natomiast mama Kubusia ma dzięki temu trochę czasu na czytanie książek.

7 sierpnia 2008

Nocniczek

Kuba skończył już 1,5 roczku, jest lato, więc doszliśmy do wniosku, że nie zawadzi spróbować choć trochę nauczyć Kubusia korzystania z nocniczka. Wszystkie wcześniejsze próby kończyły się rykiem w momencie posadzenia go na nocnik, zaś sam nocnik służył jako kosz do przenoszenia klocków z kąta w kąt.
Nocnikowanie zaczęło się od zakupu nowego nocnika (bo stary został w USA) i kompletu majteczek. Najpierw nocnik sobie stał w kuchni i babcia próbowała wysadzać Kubusia na kupkę. Nic z tego. Kupkę robi się tylko i wyłącznie do pieluchy, a na siedząco na nocniku po prostu się dziecku odechciewa. Zatem z kupki nici. To próbujemy dalej...
Kubuś zajarzył, że czasem zdarza mu się zsikać, gdy nie ma założonego pampersa oraz że nie należy do przyjemności chodzenie w mokrych gatkach. Czasem wypuszczony do ogródka bez gatek gdy zrobi swoje pod krzaczkiem czy w trawie z głośnym krzykiem leci zaanonsować, że właśnie zrobił lu lu lu i pokazuje paluszkiem gdzie to coś nastąpiło.
Któregoś dnia dla treningu miał założone majteczki. Nocnik stał w pobliżu. Kuba co dwie minuty podbiegał do mamy i anonsował, że będzie lu lu lu. Więc mama co 2 minuty ściągała gatki i sadzała Kubusia na nocnik. Kubuś siadał, po czym mówił: "nie" i próbował założyć gatki z powrotem na tyłek. Co mu śmiesznie wychodziło, bo podciągał tylko przód, a tył świecił jak księżyc w pełni. Koniec hiostorii jest taki, że i tak zrobił siusiu do gatek i dopiero gdy już powstała kałuża przyleciał pokazać co zrobił.
Zatem wniosek nasuwa się taki, że choć wie co oznacza siusiu, to nie do końca wie kiedy mu się tak naprawdę chce siusiu, co oznacza, że odpieluszanie zostało cofnięte w czasie, poczekamy parę miesięcy i spróbujemy znowu. Może wtedy się uda?

"Lu lu lu"

Do repertuaru słownictwa Kuby dołączyło lu lu lu. A oznacza to toczenie piłeczki (czyli kululu), podlewanie kwiatków (woda robi lu lu), mycie rączek to też lu lu lu no i wreszcie robienie siusiu też oznacza lu lu lu. No bo jak wiadomo dziewczynki sikają, a chłopcy lulają. Przynajmniej za moich czasów tak było.

25 lipca 2008

Nowy członek rodziny

Chyba czas się już oficjalnie przyznać, że za 6 miesięcy Kubuś będzie miał braciszka lub siostrzyczkę. Na razie jednak nasz maluszek ma 12 tygodni, 60 mm i ślicznie sobie rośnie. Mama czuje się coraz lepiej i ma nadzieję, że do końca ciąży już tak zostanie, bo na samą myśl o nudnościach i permanentnym zmęczeniu znowu się jej słabo robi i najchętniej poszłaby do łóżka. A trzeba przyznać, że Kuba mamie sprawy nie ułatwia i zamiast się wyciszyć i dać odpocząć mamie, to w niego jakby diabeł wstąpił: skacze po łóżku, najlepiej oczywiście to po brzuchu, ale jak się nie da to głowa też może być. Na szczęście trochę lepiej sypia w nocy, więc przynajmniej do 6 rano można odrobić to czego się nie dało w ciągu dnia.

Pieszczoch

Z Kuby zrobił się ostatnio prawdziwy pieszczoch. Nie zaśnie gdy się go nie posmyra po rączce. Posadzony w krzesełku do karmienia kocha być smyranym po brzuszku. Natomiast z samego rana gdy już przywędruje do naszego łóżka, to kładzie się po środku, podciąga piżamkę aż pod samą brodę co oznacza, że życzy sobie być łaskotanym po brzuszku. Potem wyciąga rączki, odwraca się na plecy lub podsuwa stopy. Tak więc zapomnijcie rodzice o śnie. Szósta rano to najlepszy czas na pieszczoty Synka. A jak mamy trochę szczęścia, to Kuba usatysfakcjonowany po godzinie łaskotania łaskawie zamknie oczka i jeszcze przyśnie na pół godzinki...

Polski obywatel

Zostać Polakiem Polakowi wcale nie jest łatwo. Przekonaliśmy się o tym gdy tato Kubusia na polski dowód osobisty czekał prawie 3 lata i w końcu się go doczekał. Kubuś natomiast, przynajmniej teoretycznie, powinien mieć łatwiej. Bo urodzony z matki Polki. Jednak po powrocie do Polski zajęło to prawie 1.5 miesiąca. Wcale nie wystarczyło umiejscowić aktu urodzenia, a potem go zameldować jak się nam naiwniakom wydawało. Najpierw trzeba było przejść swoje z paniami w urzędzie, bo najwidoczniej w całych R. jeszcze nie było takiego przypadku jak Kuba i biedne niedouczone panie urzędniczki za chiny ludowe nie wiedziały co z nim zrobić. Dopiero jakaś poszła po rozum do głowy i stwierdziła, że co jak co, ale w urzędzie wojewódzkim wiedzieć powinni. I tu się nie myliła, bo tam z detalami uzyskała informacje na ten temat. Zatem trzeba było najpierw dostać świstek pt. "potwierdzenie obywatelstwa polskiego", a żeby go dostać to trzeba było poskładać na kupkę tysiąc dokumentów, zapłacić i odczekać miesiąc. Dopiero posiadanie tego dokumentu pozwoliło Kubusia zameldować, wyrobić mu pesel, wyrobić kartę NFZ i teraz wreszcie czekamy na paszport. Niestety tu też sprawa się komplikuje, bo musi odczekać 2 miesiące zanim dostanie go do swojej łapki. Nie ma to jak być Polakiem, nie? Bycie Amerykaninem jest znacznie łatwiejsze... I jak tu nie tęsknić za USA?

Brakuje tylko trójek

Już od paru dobrych tygodni Kuba posiada wszystkie czwórki. Zatem do pięknego uśmiechu brakuje mu tylko trójek. Ponoć mają się zacząć pojawiać od mniej więcej 18 miesiąca. Więc czekamy...

15 lipca 2008

"Nie ma"

Kuba się rozgadał. Wprawdzie wciąż niewiele sensu w tym wszystkim, jednak powoli wychodzą mu coraz to nowe słowa. Swój repertuar rozpoczął od opanowania do perfekcji "nie ma" oraz "nie". Dopiero jak już wszystkim wokoło dał do zrozumienia, że on jest nastawiony negatywnie do wszystkiego, wówczas rozpoczął potakiwanie ("ta" lub "da"). Ponadto pięknie sygnalizuję, że jest głodny i wówczas mówi: "amu, amu" lub "mniam, mniam". Do tego oczywiście dołączam: "mama" i "tata", natomiast na dziadków woła "ata" nie rozróżniając przy tym babci i dziadka. Czekamy na kolejne Kubusiowe powiedzenia.

4 czerwca 2008

Kot i pies

Kuba zawarł bliską znajomość z psem. Na początku się obwąchiwali z daleka. Kubie nawet zdarzyło się popłakać, gdy Reks zaszczekał donośnym głosem. Reks to już dziadek po 70-tce, więc nie głupoty my w głowie, jednak do Kuby ten fakt nie dociera. Codziennie od 2 tygodni malutkimi kroczkami oswaja Reksa. Najpierw patrzył z daleka, potem go znienacka pogłaskał, a teraz doszło już do tego, że wybiera Reksowi jego jedzonko z miski i podaje Reksowi do pyska. Reks czasem warknie lub zmęczony odgania się od Kuby, ale generalnie jak na dziadka przystało cierpliwie znosi Kubusiowe zaloty.
Co innego kot. Kot jest indywidualistą i należy do tych dzikich kotów, które głaskać się lubią tylko czasami, a już na pewno nie lubią ciągle plątających się pod nogami dzieci. Kuba jak widzi kota, to wpada w szał, goni po mieszkaniu i dookoła domu tak długo aż biedny kot zaczął się przednim ukrywać. Tylko raz zły zafuczał w końcu na Kubusia. Kuba aluzję zrozumiał: w tył zwrot i zapomniał, że jeszcze parę sekund wcześniej koniecznie chciał choć końcówki ogona dotknąć. Chyba przyjaźni tutaj nie będzie...

Długie wakacje

Cały miesiąc nas nie było i tyle się wydarzyło: wycieczka na południe USA, pakowanie i wylot do Polski. A w Polsce to parę dni nas męczył "jet lag", na szczęście Kubuś całkiem nieźle to zniósł i szybko wrócił do siebie. Potem wycieczka do Zakopanego i w końcu odwiedziny rodzinki we Wrocławiu. Na koniec po prawie 3 tygodniach wałęsania się w końcu osiedliśmy na piętrze domku rodziców i... wakacje dalej trwają.
Kuba jest w swoim żywiole. Jest gdzie biegać, mnóstwo nowych szafek do otwierania, kot, pies, ogród, basen.... Babcia z dziadkiem wniebowzięci. Rodzice trochę odciążeni i pierwszy raz od nie wiem kiedy mam czas czytać książki. Cieszę się póki mogę, bo taki stan za długo nie potrwa... Jak wakacje to wakacje, nie?

27 kwietnia 2008

Chłopaki ćwiczą

Tato Kubusia ćwiczy i Kuba też chce. Ostatnio ćwiczy z tatą pompki. Tylko trudno powiedzieć, czy ćwiczy, czy raczej robi za ciężarek. Pewnie doszedł do wniosku, że tato potrzebuje trochę więcej kalorii dziennie spalać i on mu w tym pomoże, siedząc mu na plecach podczas robienia pompek.
Chłopaki ćwiczą:

Podstępna czwórka

Ostatnio t0 piszę tylko o zębach. Niedawno wylazły dwójki i już myślałam, że na jakiś czas jest spokój.... Nic z tego. Wczoraj zauważyliśmy, że się bardziej ślini, do tego dentysta powiedział, że niedługo czwórki pójdą. Dzisiaj Kuba wygłupiał się z tatą i przy okazji otworzył mocno buziaka, a tam.... prawa dolna czwórka. Już całkiem sporo jej widać. Druga dolna też będzie lada dzień. Górne na razie siedzą cicho. Takim więc oto sposobem mamy pierwszego trzonowca :)

24 kwietnia 2008

Dentysta

W ramach profilaktyki Kuba zapoznał się z gabinetem dentystycznym. Pediatra trąbiła nam już o tym od mniej więcej września gdy Kubie wylazł pierwszy ząbek. Ale kto by chodził po dentystach z jednym zębem? Nie mniej, w związku z tym, że wyjazd zbliża się dużymi krokami, że Kuba teraz ma już 8 zębów i bojkotuje ich mycie od jakiegoś czasu, zdecydowaliśmy się jednak umówić na wizytę.
Samo spotkanie z dentystą trwało ok. 15 minut. Kuba tym razem bardzo poważnie się zachowywał, uśmiechów nie rozsyłał i podejrzliwie się rozglądał. Dentysta pochwalił Kubusia za nie picie herbatek i soczków pomiędzy posiłkami oraz za brak uzależnienia nocnego od butli. Stwierdził, że palca może ssać ile chce, bo nie ma to wpływu na zgryz (przynajmniej na razie).
A potem zajrzał Kubie do dzioba. Wpadł w zachwyt gdy zobaczył te jego 8 perełek, stwierdził, że ząbki zadbane i kazał pasty z fluorem co najmniej do 2 roku życia nie używać. Pokazał jak myć ząbki żeby było efektownie i na koniec je polakierował.
Kuba dostał nową szczoteczkę do zębów, zaproszenie na kolejną wizytę za 6 miesięcy i na koniec wyszedł z gabinetu z gumowym czymś w rodzaju kaczko- kota, książeczką i naklejkami. Bo ponoć dla dzieci u dentysty najważniejsze są zabawki :)

17 kwietnia 2008

Dwójki w komplecie

No i po miesiącu w końcu wylazła Kubie ostatnia dwójka. I takim oto sposobem jedynki i dwójki już ma, czekamy teraz na czwórki (bo ponoć trójki rosną po czwórkach).
Takie ładne ząbki mam:

14 kwietnia 2008

Japońskie klimaty

Wczoraj mieliśmy pierwszy w tym roku powiew lata. Dziś znowu zima :( Nie mniej szkoda było siedzieć w domu. A w związku z tym, że to nasza końcówka pobytu w Seattle, to doszliśmy do wniosku, że jedziemy gdzieś gdzie nas jeszcze nie było. Takim sposobem wylądowaliśmy w Kubota Garden
Było pięknie. Kuba biegał jak szalony.

A że słoneczko przygrzewało, to picie było niezbędne. Kuba od raptem 3 dni potrafi pić ze słomki i na tę okazję dostał nowy kubeczek

Gdy już biegania miał dość, to znalazł sobie ustronne miejsce, gdzie mógł w spokoju się posilić cheeriosami. Z daleka od taty i mamy, bo a nóż trzeba byłoby się dzielić?

Nie mniej mama i tata też zgłodnieli i na koniec wyruszyliśmy to naszego niewielkiego Chinatown w Seattle. Aż wstyd, bo tak długo tutaj jesteśmy i jeszcze tam nas nie było, a to raptem parę minut samochodem od nas.

Kolację zjedliśmy w japońskiej restauracji. Wyczytałam gdzieś w gazecie, że to najstarsza w mieście i dają przepyszne sushi. Nad każdym stolikiem wisi uśmiechnięty kot i jako jedyne miejsce w Seattle gdzie można siedzieć na ziemi. My niestety mieliśmy zwykły stolik.

Byliśmy tam raptem parę minut po otwarciu, a restauracja już pełna. Ponoć trzeba mieć szczęście, żeby mieć w sobotę stolik bez rezerwacji. Pewnie zadziałał Kubusiowy czar, bo nam się udało. Kuba pierwszy raz został tak genialnie obsłużony przez samą właścicielkę, która jak zobaczyła, że mama go chce nakarmić jakimś tam słoiczkiem gerberowym przybiegła z przepyszną zupą miso i z ryżem ulepionym specjalnie w malutkie kuleczki, żeby Kuba mógł wziąć do łapki. Gdy zjadł pogadał z właścicielką, po japońsku podziękował i dostał dokładkę. Skosztował też zielonej herbaty i tak jak rodzice potem się od kubeczka odkleić nie mógł. A sushi było przepyszne, najlepsze jakie jadłam.... Wygląda na to, że nie tylko rodzice są miłośnikami jedzenia japońskiego, ale Kuba też. Czas poszperać w internecie i znaleźć przepis na sushi i zupę miso, to będziemy w Polsce robić sobie japońskie przyjęcia po wizycie we wrocławskim japońskim ogródku :)

12 kwietnia 2008

Gadula cd.

Wczoraj udało nam się nakręcić Kubusia. Zazwyczaj jest to trudne do zrobienia, bo gdy zobaczy kamerę zapomina języka w gębie. Wczoraj tak się rozgadał, że nie mu nie przeszkadzało.
Dzisiaj wrzucam na bloga. Może ktoś jest w stanie mi powiedzieć, co on miał na myśli? Ja się mogę tylko domyślać...
Wieczorne pogaduszki:

Popisy na stole:

9 kwietnia 2008

Gaduła

Kuba się rozgadał. Stworzył własny język i nawija od 5 rano. Mało kto go rozumie, jednak przyjemnie się go słucha. Czasem daje się wyróżnić coś co przypomina słowa,. Zazwyczaj jednak zupełnie nieświadome. Mama i tata to już na porządku dziennym. Gdy coś chce dostać, to pokazuje łapką i mówi: me. Parę razy wymsknęło się coś w rodzaju daj. Kuba jednak nigdy nie mówi tego co się od niego w danym momencie chce, więc trudno mi stwierdzić, czy to było faktycznie daj, czy raczej przypadek.
Nawija przez telefon. Telefon to jedna z ulubionych zabawek. Najlepszy to ten od taty, z otwieraną klapką. Kuba jak profesjonalista najpierw otwiera klapkę, a potem mówi halo i zaczyna opowiadać grleblem mem uuuu dembem chrem grem.... W każdym razie jakoś tak.

Mały alpinista

Kuba jakiś czas temu załapał, że na niektóre krzesła w domu udaje się wspiąć. Ku naszej radości nie za często wpadał na takie pomysły. Aż do zeszłego tygodnia...
Praktycznie z dnia na dzień zaczął włazić na wszystkie możliwe krzesła. Na krześle można poskakać i pokrzyczeć z radości. Można z niego wejść na stół, pościągać rzeczy z wyższych półek. Można sobie też krzesło podsunąć do miejsca gdzie by się chciało wyleźć i na przykład pobawić się wyłącznikiem światła. Z krzesła można też spaść, co już mu się parę razy udało. Upadki bywają różne, większość jednak pozostają pamiątki w postaci obitego czoła i kolan. Trochę płaczu, ale mam nadzieję, że po którymś tam z kolei wreszcie zajarzy, że nie zawsze mama i tata będą w pobliżu i nie zawsze będą łapać w locie. A swoją drogą jak to dobrze, że dzieci mają kości gumowe i nie łamią się tak szybko jak dorośli :)

80 cm i 10 kg żywej wagi

Zaliczyliśmy naszą ostatnią wizytę u pediatry. Kuba zważony (10,8 kg) i zmierzony (80 cm). Trochę jestem zaskoczona, bo z takim zamiłowaniem do jedzenia w przeciągu ostatnich 3 miesięcy przytył raptem 0,8 kg. Też bym tak chciała :) Cała reszta w jak najlepszym porządku. Zaszczepiony i zdrowy jak ryba. Pokazał pani doktor całą gamę swoich umiejętności: gadał, jadł, pił, wspinał się....
Mamy też nietolerancję laktozy. Na razie pije więc mleko bez laktozy i jest dobrze. Na szczęście sery i jogurty dalej wchodzą tak jak wcześniej bez żadnych efektów specjalnych.
Za 2 tygodnie mamy wizytę u dentysty. Na razie tylko profilaktyczna. Miała być już pół roku temu (według tutejszych schematów dziecięcych wizyt) i pewnie bym ja dalej odwlekała, ale nie wiem co mnie czeka w Polsce, wiec wolę iść tutaj :)
Tak więc teoretycznie na następne 3 miesiące mamy wszelkie profilaktyczne wizyty odbębnione. Praktycznie jednak czeka nas znalezienie pediatry i zaszczepienie go na gruźlicę i na ostatnią dawkę Hib.

Zmiany, zmiany....

Dużo się ostatnio u nas dzieje, stąd blog świeci pustkami...
Z tych dużych zmian, to zmieniamy kraj zamieszkania, czyli wracamy do Polski. Już niedługo, bo w połowie maja, będziemy już w R. A co za tym idzie, brak pracy, mieszkania i samochodu...
Z tych trochę mniejszych zmian, to Kuba w zeszły piątek zakończył swój pobyt w żłobku. Właśnie z powodu niedługiej przeprowadzki. Trochę szkoda, bo ostatnio szaleje gdy widzi dziecko w pobliżu, a tu znowu został skazany na obecność mamy i taty.
W domu przemeblowania: ubywa mebli, książki i zabawki już popłynęły do Polski, więc trochę się nam dziecko nudzi. Ma jednak więcej miejsca do biegania i jakoś bezpiecznie się u nas ostatnio zrobiło, bo szuflady i półki powoli pustoszeją i już nie ma nic do zniszczenia pod ręką. Mama z tatą szaleją i zaopatrują dziecko w ubranka, buty, płyty z muzyką dziecięcą i książeczki do 3 roku w górę.

28 marca 2008

Jak ten kot...

Zobaczcie filmik:


Upierdliwy ten kotek, prawda? To teraz zamieńcie kotka na Kubusia.
Wyobraźcie sobie że leżycie bladym świtem (między 5 a 6 rano) i próbujecie złapać resztki snu. Budzi się Kuba z rykiem. Trzeba go wyciągnąć z łóżeczka i zabrać do łóżka. Jeszcze się ma nadzieję, że może bliskość mamy i taty zadziała na niego usypiająco. Kubuś grzecznie układa się pośrodku, łapie mamę za łapkę i przez pierwsze 5 minut się cieszy z bliskości rodziców. A potem wstępuje w niego diabeł. Kubuś uspokaja się dopiero, gdy wylezie się z łóżka, otworzy drzwi sypialni i zacznie się krzątać wokół śniadania...

25 marca 2008

Bojownik

Chyba każdy widział jak samiec bojownik zachowuje się gdy podstawi mu się pod akwarium lusterko. Myśli, że ten w lusterku to jego przeciwnik, puszy się i próbuje wystraszyć intruza.
Kuba ostatnio ma podobne zapędy. Na drzwiach sypialni wisi duże lustro. Przez ostatnie parę miesięcy non stop opalcowane i obślinione. Już od dawna Kuba odwiedza kolegę w lustrze. Czasem przywali mu zabawką, czasem da buziaka. Ostatnio jednak kolega zalazł mu za skórę, bo coraz częściej Kuba próbuje go przestraszyć. Staje przed lustrem, podskakuje, wymachuje łapkami i krzyczy wniebogłosy. Tylko że ten drugi jakoś wcale się nie boi. Wtedy Kuba rozkłada ręce i bardzo sugestywnie próbuje wytłumaczyć koledze swoim językiem, że ma się stamtąd wynieść. W końcu jak już nawet to nie skutkuje, to odchodzi jak niepyszny.

18 marca 2008

Nosek

Kuba już wie gdzie ma nosek i nawet mi dzisiaj pokazał, że takowy ma. Już od dawna mu tłoczę do głowy, że ma nosek, uszka, oczka.... Pokazuję na jego buzi, na mojej i nic. Zero reakcji.
Aż tu dzisiaj jedziemy sobie w autobusie i w ramach zabawiania Kuby zaczęłam pytać o części ciałą. A Kuba jak gdyby to robił od zawsze, na pytanie gdzie ma Kubuś nosek, dotknął noska. Uszu i oczu już nie pokazał, choć domyślam się że wie o co pytam.

15 marca 2008

Brokułowi maniacy

Jeszcze zanim Kubuś się urodził tato Kubusia wyczytał, że brokuły to bomba witaminowa, pomagają zapobiegać nowotworom, mają dużo kwasu foliowego, pomagają w leczeniu anemii. Gdzieś to sobie zakodował i od czasu gdy Kuba zaczął jeść stałe jedzonka, stał się maniakiem brokułowym. W każdy piątek w supermarkecie kupuje górę brokułów. Do tego kalafior, marchewkę, brukselkę.... Skutek jest taki, że co drugi dzień Kuba na kolację wcina warzywa. Nie jak inne dzieci kaszki czy kanapki. Tato jak tylko wraca z pracy zabiera się za gotowanie warzyw. Potem posypuje serkiem i Kuba zajada się górą zieleniny. A wierzcie mi jest tego naprawdę sporo.
Z reguły po Kubusiowi nie dojadamy, bo to najlepsza droga do otyłości. Więc to czego Kuba nie zje, jest wywalane. Niewielkie ilości, bo Kuba rzadko kiedy zostawia coś na talerzu. Ale nawet gdy zostawi, to brokuł się nie marnuje. Bo tato Kubusia podżera te resztki które Synek zostawi. Ot, taka mała obsesja na punkcie tego bardzo zdrowego warzywka.

8 marca 2008

A świat się toczy...

Świat się nam wali na głowy i zmusza do ciężkiego myślenia co robić z sobą i naszym życiem... Kubusia świat toczy się bezproblemowo dalej. Wciąż pobudka jest o 6 rano. Podczas gdy my próbujemy złapać resztki snu, Kuba z dziką radością biega po całym mieszkaniu, szczęśliwy, że może sobie gazety podrzeć, powywalać pieluchy z koszyka i zawartość szuflad. Nie daje nam dziecko przedłużyć choć o godzinę marzeń sennych.
Największym problemem Kubusia jest chwila gdy mama i tata zostawiają go z rana w przedszkolu. Już rozpoznaje miejsce i jak tylko wejdziemy do środka, to zaczyna się kurczowe trzymanie maminej nogi. Gdyby umiał, to jak kot wlazłby po niej na ręce. Ale jak tylko drzwi się zamkną za nami i rodzice znikną z horyzontu Kubuś przemienia się w ponoć bardzo grzeczne dziecko. Śpi po dwie godziny dziennie i zupełnie nie ma problemów z zasypianiem. Trudno mi w to uwierzyć, bo w domu jakoś nie udaje mu się wyleżeć w łóżeczku dłużej niż godzinę. Dzisiaj siedział w krzesełku i oglądał ulicę Sezamkową. Gdybym tego nie widziała to bym nie uwierzyła. Kubie w domu nie zdarza się siedzieć. On tylko biega. Moment gdy ma siedzieć podczas jedzenia to największa kara. Nawet rano gdy się go weźmie do łóżka podskakuje i wywija nogami na wszystkie strony.
Czasem udaje nam się podejrzeć Kubusia podczas zabawy w przedszkolu. Wygląda na bardzo zadowolone z życia dziecko, góry zabawek i ma towarzystwo ładnych dziewczyn, choć wszystkie o parę latek starsze.
Największa radość gdy mama lub tata pojawią się w zasięgu wzroku. Wówczas w kąt idą zabawki i koleżanki. Najważniejsi są rodzice. A jak już mama potrzyma Kubusia za rączkę, to nic więcej do szczęścia nie trzeba. Kciuk z drugiej łapki wędruje do buziaka i Kuba jest wtedy najszczęśliwszym dzieckiem na świecie.
I choćby były nie wiadomo jakie problemy, to patrząc na uśmiechniętego Kubusia, wszystkie one idą na dalszy plan i znowu wraca chęć do życia i radzenia sobie z nawet największymi problemami codzienności.

Nowe zębiszcze

Od 3 marca Kuba na kolejnego zęba. No nareszcie, bo myślałam, że już mu przestały rosnąć i będzie robił za królika. Dolna dwójka jest w połowie drogi do całkowitego wyjścia. Przypuszczalnie w niedalekiej przyszłości będzie miał też drugą dwójeczkę w żuchwie. Ząbkowanie przebiega jak zawsze, czyli pobudki w nocy co godzinę, ślina zalewa wszystko... Jednak tym razem dla odmiany apetyt Kubusiowi dopisuje. Wcina wszystko. Młóci... Pożera... Wylizuje resztki z naszych talerzy, pożera resztki krakersów nakruszonych na podłodze. Aż dziw bierze, gdzie się to wszystko mieści w tym małym brzuszku.

27 lutego 2008

Pierwsze koty za płoty

Pierwszy dzień żłobka za nami. Poszło lepiej niż się spodziewaliśmy:)
Pobudka przed siódmą rano, bo trzeba Kubusia zebrać, umyć, nakarmić. Wyjechaliśmy trochę za wcześnie, ale po drodze trafiło nam się niewielki korek więc i tak dopiero przed ósmą byliśmy na miejscu. W żłobku już były dwie dziewczynki (obie z soplami, tylko czekać aż Kuba przytarga nowe).
Podczas gdy tato załatwiał z panią Julią (właścicielką) wszelkie formalności, Kubuś został rozpłaszczony i rozszalikowany oraz przebrany w jeszcze pachnące nowością mokasynki. Mokasynki bardzo mu przypadły do gustu, bo w odróżnieniu od skarpetek zostają na nogach, a do tego są milutkie i przyjemne. Skończyło się ślizganie w skarpetkach z ABS (który czasem jednak zawodził). Po przebraniu Kuba natychmiast poleciał zwiedzać teren. Zabrał dziewczynce zabawkę i próbował wleźć na zjeżdżalnię nie tą stronę co trzeba. Na pożegnanie mało co się nie popłakałam, a i tato Kubusia miał gulę w gardle. Kuba jednak pożegnanie ułatwił, bo przytulił się, dał buziaka i pomachał nam łapką.
Następne 5 godzin dłużyło nam się strasznie. Witek się pałętał w domu z kąta w kąt czekając południa gdy w końcu będzie mógł pojechać po Kubusia, a ja w pracy za nic w świecie nie mogłam się skupić na tym co robię.
Gdy tato Kubę odbierał, to Młody był tak zmordowany, że ledwie stał na nogach i przypięty w fotelik samochodowy odpadł jeszcze zanim samochód ruszył. Musiał nieźle szaleć bo rzadko mu się zdaża być aż tak zmęczonym. Nowe zabawki, nowe twarze, dzień pełen wrażeń. Ze słów pani Julii wynika, że Kuby wszędzie było pełno i nawet na minutę nie usiadł, czyli normalka:) Pięknie zjadł lunch. Wprawdzie tato nie dopytał co na ten lunch było, ale pani Julia stwierdziła, że apetyt to mu naprawdę dopisuje! A poza tym był na spacerku i ani razu nie płakał. Dzielny chłopak! Jedynie na widok taty który po niego przyjechał mina mu zrzedła. Tylko teraz nie wiem, czy to było skrzywienie spowodowane żałością, że na tak długo go zostawiliśmy samego czy raczej złością, że tato go zabiera do domu. Pewnie przekonamy się za parę dni. Na razie to mam wrażenie, że Kuba nie do końca zdawał sobie sprawę, że wychodzimy i wracamy dopiero za jakiś czas. W czwartek Kuba zostaje 6 godzin, będzie drzemka.

P.S. Tato razem z Kubusiem dostał zużytą pieluszkę. I teraz nie wiem, czy to po to żebyśmy wiedzieli co się dzieje w układzie pokarmowym, czy w ramach rozliczanie się z pieluch...

21 lutego 2008

Indyk

Kuba przyniósł mi dziś książeczkę do oglądania. No więc oglądamy: kura, kaczka, krowa, świnka... Każde coś ma charakterystycznego. Świnka różową skórę, krowa daje mleko, a kaczka tapla się w kałuży. Takim sposobem przerobiliśmy całą książeczkę. A potem idąc od tyłu pytam na wyrywki:

M: Kubuś, kto ma długie uszy?
Kuba paluszkiem pokazuje osiołka.
M: Kubuś a kto robi gul, gul, gul?
K: gl, gl, gl! I pokazuje paluszkiem indyka.

Trzeba było widzieć nasze miny! Tato Kubka aż wychylił się z kuchni sprawdzając czy się aby nie przesłyszał! Kubek pierwszy raz pokazał paluszkiem obrazek w książce i pierwszy raz powiedział jak robi indyk. A książeczka choć już trochę u nas leży, to wcześniej służyła jako gryzak i rzadko do niej zaglądaliśmy, bo Kubek zupełnie nie był zainteresowany.

Krzesła

Biegnę się pochwalić, że Kuba potrafi wejść na krzesło! Dzisiaj z rana sobie leżę w łóżku, a Kuba urzęduje w sypialni. Jak zwykle pozrzucał wszystko co było na krześle i za chwile patrzę a on już stoi na tym krześle krzycząc z radości i skacząc jak małpka. Poskakał i po chwili ładnie sam zlazł. Z kolei tato Kubusia w ciągu dnia zarejestrował również, że wchodzi na krzesła w pokoju również i niestety na obrotowe od biurka też. Tylko jak teraz zabezpieczyć te wyższe półki przed nim? I co zrobić, żeby nie zleciał?

20 lutego 2008

Wirus górą

Kuba znowu chory. Kolejny wirus i znowu katar i kaszel. Bez większej gorączki. Lepiej trochę to znosi w ciągu dnia, za to w nocy daje popalić. Dzisiaj w ciągu dnia miał chyba kryzys i mam nadzieję, że od jutra będzie już lepiej. Tato Kuby też chory. Złapali tego samego wirusa w zeszłym tygodniu na playgroup, bo rozłożyli się jak na zawołanie obaj na raz. Skutki kontaktu z "obcymi". A tak pięknie było zeszłej zimy...
Dostałam z Polski parę gazet dzieciowych i w każdej jak na życzenie jest na temat chorób wieku dziecięcego i poprawiania odporności i hartowania dziecka. Kuba sam siebie hartuje, bo rękawiczki, czapka i skarpety to najlepsze w garści lub w buzi. Dziecko przegrzane na pewno nie jest, bo my z tych co śpią w prawie minusowej temperaturze, wietrzą non stop, a kocyki i kombinezony to zazwyczaj leżą w szafie nieużywane. Kuba kocha, jogurty, warzywa i owoce, nie szczędzimy mu cebuli i czosnku, więc wg. dzieciowych gazet spełnia wszelkie wymogi zdrowego i zahartowanego dziecka. Chyba po prostu musi swoje odchorować. W końcu to też wzmacnia układ immunologiczny. Taka naturalna szczepionka :)
Ponoć zdrowy maluch choruje na wszelkiej maści przeziębienia 8 razy w roku. To norma i nie ma się co martwić. To my już mamy dwa zaliczone. Oby te pozostałe nie były od razu w marcu i oby były takie niegroźne jak to obecne i to poprzednie :) Ale i tak chyba profilaktycznie zapodam mu kropelki z jeżówki. Zaszkodzić nie zaszkodzi, a może pomoże i żłobkowe wirusiska będą mu niestraszne?

18 lutego 2008

13-sto miesięczniak

Kuba nas coraz bardziej zaskakuje nowymi umiejętnościami. Już nie nadążam notować.
Z nowości: ostatnio cmoka i wysyła buziaczki. Nastawia dziobka do całowania. Ale tylko wtedy gdy on ma ochotę. Na cmokającego dziadka w komputerze zupełnie nie reaguje.
Reaguje na komendę: ręce do góry przy przebieraniu. Ostatnio nawet sam dźwiga nieproszony, przy każdej okazji do przebierania.
Ucieka przed nami gdy go gonimy po pokoju i piszczy z radości przy tym. Włazi nie tylko za kanapę ale i czołga się pod kanapą. Włazi na jeździk i z jeździka próbuje wleźć na krzesła i stół (cwana bestia!). Ostatnio nauczył się otwierać szafki w kuchni i od tego czasu bramka do kuchni musi być zamknięta, bo wyciąga mikser, żelazko i wszystko co wpadnie mu w rękę.
Porządkuje mi szuflady w stoliku nocnym i potem znajduję ich zawartość w różnych częściach mieszkania. Lampka na stoliku nocnym już leciała 4 razy. Tyleż razy była też zmieniana żarówka. Wyczerpał mi się już ich zapas...
Uparty jak osioł. Na spacerze wypuszczony z wózka nie wlezie do niego z własnej woli. Piszczy, wyje i wyrywa się ile sił w tych małym ciałku. Najczęściej stawia więc na swoim, bo nie daje się go takiego wsadzić do wózka w pojedynkę.
Podaje łapkę na przywitanie. Dziś w bibliotece zaczepiał wszystkich wychodzących i machał do nich. Oczarował pół biblioteki :)
Na topie jest też podjadanie rodzicom. Jak nie dostanie to wyje ile sił w płucach. Zjada za dwóch Kubusiów. Chyba skoczył z 50 centyla do 75. Ku mojemu zaskoczeniu pluje surówką z marchewki. Pierwsza potrawa której Kuba nie lubi.
A na koniec: sam bez protestów zasypia w dzień i wieczorem. Jestem w ciężkim szoku, bo tyle miesięcy go uczyliśmy samodzielnego spania w ciągu dnia, a on wył i wył. A tu z dnia na dzień sam się przestawił. W sumie więc sypia ok. 13-14 godzin dziennie.
Chyba całkiem nieźle się ma nasz 13-sto miesięczny szkrab, nie?

13 lutego 2008

A jednak...

No i stało się... Kuba idzie do żłobka. Buuuu. Jakoś tak ciężko mi (nam) na duszy na samą myśl. Gorsze to niż pójście do pracy gdy miał 3 miesiące. Trzeba będzie zaufać i powierzyć naszego Kubusia zupełnie obcej osobie.... Kuba pewnie sobie poradzi, bo on sobie nie da w kaszę dmuchać. Poustawia tam resztę maluchów pewnie po kątach. Martwię się jednak jak będzie wyglądało spanie i jedzenie. W końcu śpi z wielkim bólem w ciągu dnia, pewnie nikt go nie będzie gładził po główce. A co do jedzenia to on nie zawsze je to co dorośli, czasem jeszcze wcina papki, a tam będą tylko takie jedzonka niepapkowane. No i zupełnie nie potrafi posługiwać się łyżeczką... I będzie na pewno tęsknił do nas... To tyle na temat maminych smutków :(
A oto jak doszło do zmiany planów: właścicielka żłobka nr. 2 nie odpowiadała na telefon. Do tego ciągle nam po głowie chodził ten żłobek nr.3. Więc w ostatniej chwili zmieniliśmy plany. W poniedziałek Witek potwierdził, że bierzemy to pół etatu. Zaczynamy 25 lutego. Przez 3 dni w tygodniu (poniedziałek, czwartek i piątek) od 8.00 do 17.30 Kuba będzie w żłobku. Taki stan będzie do końca lipca. W sierpniu powinno być miejsce na cały tydzień. A do tego czasu Witek będzie pracował na pół etatu i 2 dni będzie z Kubusiem w domku.
Teraz czeka nas powypełnianie wszystkich dokumentów, karty szczepień, kto i kiedy odbiera Kubusia, czy może chodzić na wycieczki i całe mnóstwo co może a czego nie. Do tego dochodzi wyprawka: codziennie ma mieć ubranko na zmianę (będę chyba musiała dokupić parę spodenek bo chyba nie wypada żeby biegał w rajtkach jak dziewczyna), dodatkowe ciepłe butki, kapcie, ulubiony kocyk do spania, pieluchy i chusteczki. Pewnie też trzeba mu będzie zakupić parę butelek na mleko (bo ma już być pobutelkowane na cały dzień) i kubek niekapek. Ma też posiadać tzw. "emergency kit", czyli puszki z mięskiem, warzywkami, owocami, woda mineralna, mały kocyk ratunkowy (ten taki a la sreberko), latarkę, maskotkę, zdjęcie z rodzicami, adresy i telefony rodziców i kogoś z najbliższej rodziny, pelerynka przeciwdeszczowa. A cały ten sprzęt ma być zapakowany w 1galonowym worku zip lock i spakowany do kubusiowego plecaczka. Będzie ten plecaczek przechowywany w żłobku i co roku przechodził przegląd. Mam nadzieję, że będzie to tylko przegląd i nigdy się Kubusiowi nie przyda.
Na razie będzie Kubuś podróżował do żłobka ze mną autobusami (niestety z jedną lub dwoma przesiadkami). A co jak się okaże że on odziedziczył te gorsze geny moje i Witka i będzie haftował jak chory kot? Wolę o tym nie myśleć... Gdy już będzie wiadomo, że zostajemy na kolejny rok (pewnie się dowiem w ciągu miesiąca), wtedy albo szukamy mieszkania w pobliżu żłobka albo kupujemy dla mnie auto. Fajnie jest mieć własne auto. Ale... ja potrzebuje prywatnego kierowcy, bo wożąc 2 razy dziennie Kubę zejdę w szybkim tempie na zawał spowodowany nadmierną wyobraźnią co może się w czasie takiej podróży zdarzyć. Pozostaje więc przyłożyć się do szukania mieszkania :)
Trzymajcie kciuki za Kubusia. Żeby nie nie spełniły się żadne moje zle myśli...

8 lutego 2008

Wspólne wieczory

Kubuś uwielbia jak wszyscy są w domu. Każdego wieczoru gdy już wrócę z pracy Kubusia zaczyna roznosić energia. Najlepiej się wtówczas ułożyć na podłodze i siedzieć nic nie robiąc. Kuba zaś zaczyna biegać z kąta w kąt, krzycząc jak indianin. Wspina się. To na mamę, to na tatę. Ze mnie na kanapę, schodzi na podłogę i powtórka z rozrywki. Na szczęście na krzesła jeszcze wejść nie potrafi. Wiesza się na stole i próbuje pościągać wszystko co jest na nim. Przenosi poduszki z kąta w kąt. Przy czym poduszki są wielkie i ciężkie. Kuba aż się pod nimi ugina. Nie mniej potrafi je dzwignąć nad głowę i wsunąć na stół. Skacze gdy mu puszczę muzyczkę. Nastawia buziaka na całusa i przytula się. Przynosi klocki i żąda żeby mu domki i wieże budować.
Wciąż nie znosi komputera. Wczoraj próbował zrzucić drukarkę z biurka i gdybym nie zareagowała pewnie by mu się to udało. Kładzie się na podłodze i przez szparę w drzwiach podgląda co jest w szafie i w sypialni. Wczoraj próbował z szafy wyłowić za sznurek mój plecak. Nie potrafi minuty usiedzieć na jednym miejscu.
KOCHA JEŚĆ. Jak widzi budyń to aż się trzęsie. To samo ma na chrupki. Te drugie są jednak limitowane i zazwyczaj po nich jest wielki ryk złości. Podżera mi z talerza. To nic, że jadł 20 minut wcześniej kolację. Jak wrócę później z pracy i chcę zjeść mój obiad, to Kuba wisi na stole i domaga się tego co mam na talerzu. Wczoraj mi pożarł pół naleśnika!
A potem przychodzi czas na sen. Jeszcze się wygłupia w wannie, a potem pada. Wcale się nie dziwię po takim dniu!

Playgroup

Od tygodnia Kuba dwa razy w tygodniu chodzi na tzw. playgroup. Dwa razy w tygodniu tato o 10.30 zabiera go na zabawę w gronie innych dzieci. Dzieci są w różnym wieku, począwszy od 3 miesięcy a skończywszy na 3 latach. Przychodzą z nimi mamy, tatusiowie czy nianie. Różnej narodowości: Hiszpanie, Japończycy, Francuzi... Jest czas na zabawę, ale też pani prowadząca czyta bajki, śpiewają piosenki. Dzieci się bawią, a opiekunowie plotkują i pilnują żeby dzieci się nie pozabijały nawzajem.
Kuba się ostatnio zrobił bardzo towarzyski. Ciągnie go jak magnes do innych dzieci, choć raczej podgląda co robią, a bawi się sam. Podczas wycieczek zapoznawczych w sprawie żłobka Kuba natychmiast wyruszał na podbój nowego pomieszczenia i wynajdywał klocki, liczydła czy układanki.
Na pierwszych zajęciach Kuba porządkował zabawki. Strasznie nie spodobało mu się, że starszy kolega rozsypał kubeł zabawek na środku pokoju, więc się zabrał za porządkowanie. Kolega gdy to zobaczył wściekł się i tato Kubusia ewakuował. Potem się zainteresował murzyńską lalką i koniecznie chciał ją komuś upchnąć. Zainteresował się też 3 miesięcznym niemowlaczkiem i tato też musiał go mocno pilnować. Nie wiadomo, czy Kuba chciał sobie malca pooglądać czy mu przywalić klockiem....
Na drugich zajęciach przez okrągłe półtora godziny upychał wszystkim klocki i inne zabawki. Najczęściej starszym osobom. Po którymś tam razie wszystkie mamy i nianie miały już dość Kuby i biedny Kubuś skupił się na pani prowadzącej zabawę i zdecydował się obdarzyć ją kredkami. Nosił po jednej. W końcu pani też nerwy siadły i kredki schowała.... Ciekawe jak się dzisiaj Kuba bawi.
Gwoli wyjaśnienia: Kubuś ma teraz etap znoszenia wszystkiego do jednego kąta. wysypie klocki i je przenosi z jednego wiaderka do drugiego. Uciechy ma przy tym co niemiara. Trzeba jednak wykazać się dużą cierpliwością, bo on tak może nosić godzinami. Uwielbia sprzątać. Najpierw rozniesie klocki po całym mieszkaniu, a jak się zabieram za ich sprzątanie zaczyna mi pomagać je sprzątać.

Żłobkowy nightmare cd.

Trzeci oglądany przez nas żłobek był rewelacyjny. Właścicielka miła, sala czyściutka i jasna. Ma ciekawy program zabaw z dziećmi, między innymi język hiszpański. Tato wpadł w zachwyt gdy to usłyszał i już miał wizję jak to Kuba gada po polsku, angielsku, hiszpańsku, ukraińsku i rosyjsku. Syn by przewyższył własnego ojca. Kuba panią polubił i naznosił jej całą górę zabawek. Są jednak dwie niedogodności: kawał drogi od naszego domu i zamiast o 7.30 musiałabym wyjeżdżać co najmniej o 7 rano żeby zdążyć Kubę odwieść i jeszcze dojechać na czas do pracy. To samo z drogą powrotną. A drugi minus: w chwili obecnej jest miejsce tylko na 3 dni. Pozostaje więc pytanie co z Kubą we wtorek i środę.
Na daną chwilę więc sytuacja wygląda tak, że w tym żłobku rezerwujemy miejsce od sierpnia. W sierpniu będzie jedno miejsce na cały tydzień. A my i tak planujemy zmianę mieszkania, więc będziemy w razie czego szukać w tamtej okolicy czegoś ciekawego. Od kwietnia do sierpnia Kubuś będzie w żłobku nr. 2. Do kwietnia Kubek zostaje z tatą w domu.
Wciąż jednak będziemy się rozglądać za innymi żłobkami. Szefowa ma mi podesłać parę adresów, więc może jeszcze to wszystko ulec zmianie. Nie mniej cieszę się, że już te najgorsze poszukiwania za nami.

5 lutego 2008

Żłobkowy nightmare

Żłobki ostatnio śnią się nam po nocach. A wszystko dlatego, że musimy znaleźć żłobek dla Kuby od kwietnia. Od ponad roku jesteśmy zapisani w dwóch całkiem niezłych żłobkach w pobliżu mojego miejsca pracy. W tym prowadzonym przez uniwersytet miejsca będą najszybciej w maju 2009. W drugim prowadzonym przez kościół baptystów miało być miejsce we wrześniu tego roku. Jednak po kolejnym telefonie okazało się, że nic z tego raczej nie będzie i pani delikatnie zasugerowała szukanie niani lub innego miejsca... Niania na razie odpada, bo za drogi to interes. Prawie drugie tyle co żłobek. Żłobek też do najtańszych nie należy, bo to w zależności 1/3 - 1/2 mojej pensji, no ale co zrobić... Zaczęliśmy więc szukać innego miejsca.
Do wyboru mamy Child Care Center, czyli regularne żłobki często połączone z przedszkolem oraz tzw. Family Child Care, czyli instytucje prowadzone przez osoby prywatne. Mają do max. 14 dzieci w różnym wieku.

W przeciągu ostatnich kilku tygodni wykonaliśmy z Witkiem chyba z 50 telefonów. Na razie szukamy w najbliższej okolicy mojego miejsca pracy lub w okolicy domu. W Child Care Center są listy oczekujących długie na 1-2 lata. Żadnych gwarancji, że to miejsce w ogóle będzie. W większości Family Day Care też brak miejsc. Udało nam się znaleźć 3 miejsca. Umówiliśmy się na oglądanie.

Pierwsze było wczoraj. Dom z zewnątrz ładny, duży ogród z plantacją róż. W środku w części przeznaczonej dla dzieci.... potwornie zimno. Właścicielka w ciepłym swetrze i szaliku, jej córka (druga opiekunka) w kurtce. Dzieci w krótkim rękawku i bez skarpet. Bez komentarza. W pokoju zabaw gra głośna muzyka. Za głośna. Nie słychać własnych myśli... Same dzieci nie wyglądały na szczęśliwe. Raczej obojętne, nie zainteresowane, co niektóre nieszczęśliwe. Dziewczynka może mająca z 10 miesięcy siedzi w krzesełku i płacze. Maluszek może 6 miesięczny na rękach u opiekunki, reszta biega. Kuba poszedł zapoznawać się z dziećmi. Właścicielka wyrecytowała nam jak wygląda dzień dzieci, przedstawiła sprawę wyżywienia, kwestie urlopów, płatności... Potem przyszedł czas na zwiedzanie. Zaczęliśmy od pokoju zabaw. Mała dziewczynka, tym razem siedzi w kojcu i dalej płacze. Opiekunka jakby jej nie słyszała. Muzyka dalej gra wściekle, a dzieciaki bawią się stosem zabawek. Nazywa się to "music time". Na 12 dzieci pokoik mini rozmiarów (chyba nawet nie miał 9 m2), bez krzesełek, jedynie kojec i chodzik, gdzie siedział ten najmłodszy chłopczyk. Dzieciaki jeden na drugim. W drugim pokoju miejsce do spania. 3 łóżeczka z materacami pamiętającymi dzieci sprzed 10 lat. Reszta dzieci ma spać na rozkładanych materacach. Ponuro... Potem pokój jadalny i łazienka. Szkoda słów. Brudno i ciasno. Dzieci ponoć dużo czasu spędzają na dworze. Pomiędzy tymi krzakami róż z kolcami wielkości 2 cm! Fakt, zabawek mają tam sporo, ale też wszystko stare jak świat i brudne. Stanęło na tym, że jak będziemy zainteresowani to się skontaktujemy. Nigdy w życiu! Nie wiem jak mocno trzeba być zdesperowanym żeby zostawić dziecko w takim miejscu. I wcale nie było tam tanio!

Zwiedzanie numer dwa. Mają miejsce od 1 kwietnia. Jak zobaczyłam dzisiaj rano dom, to miałam wrażenia nie najlepsze. Nie mniej mile się rozczarowałam. Sam dom niespecjalnie wygląda, choć dzielnica niezła i monitorowana. Za to plac zabaw dla dzieci piękny. Mnóstwo trawy, piaskownica, zjeżdżalnie... Podobało mi się. W środku 2 duże pokoje połączone. W jednym część jadalna z dużym stolikiem i krzesełkami. Lodówka, miejsce do przygotowywania posiłków. W drugim przytulna kanapa na której leżał pies, stolik przy którym siedziało paru chłopców i się bawiło układanką. W pokoju jasno, sporo okien. Ciepło. Włascicielką jest starsza pani, prowadzi żłobek od 19 lat. Mało rozmowna. Zajęta bardziej dziećmi niż nami. Trzeba ją było ciągać za język. Chłopczyk roczny siedział u niej na rękach, przytulony. Dzieci generalnie wyglądały na zadowolone. Czysto, choć ściany prosiłyby się o pomalowanie. Trochę bałaganu, ale to mnie akurat nie dziwi. Kto by miał porządek przy 8 dzieci? Z minusów, to brak wydzielonego miejsca do spania. W dużym pokoju po obiedzie około godziny 13.00 są rozkładane materace lub składane łóżeczka i dzieci idą spać. A co jak jakieś dziecko nie chce spać? Budzi całą resztę. Generalnie, to miejsce nie pachnie nowością, ale najważniejsze jest w tym wszystkim, że dzieci wydawały się być szczęśliwe. Czuło się, że opiekunka się nimi naprawdę zajmuje i że nie jest to jedynie "przechowywalnia dzieci".
Jutro idziemy oglądać kolejne miejsce. Na razie jesteśmy skłonni zarezerwować miejsce numer 2. Decyzję musimy podjąć do końca tygodnia.

A co Kuba na te wszystkie miejsca? Nie płakał na widok obcych, zwiedzał wszystkie kąty. Koniecznie chciał układać ze starszymi chłopcami układankę, ale mu to nie wychodziło. W końcu znudzony poszedł zwiedzać kuchnię. Zero zainteresowania psem. Mam nadzieję, że jak już dojdzie do tego, że będzie musiał tam spędzać całe dnie, to będzie tak samo pogodny jak był dzisiaj.

31 stycznia 2008

Poranne dialogi

Kuba leży na łózku, tata go przebiera. Ja ubieram się do pracy. Kuba dzisiaj wyjątkowo rozmowny.

Kuba: Mama! Mama!
Ja: Kubuś powiedz tata. Tata!
Kuba: yeaa
Ja: tata
Kuba: kiataa
Ja: no już blisko, tata
Kuba: mama
Ja: to może dada (amerykański odpowiednik)
Kuba: daaaa

Tata: Kubuś jak robi kotek?
Kuba: brak reakcji
Tata: miauuuu. A jak robi piesek?
Kuba: hauu

30 stycznia 2008

Zdjęcia

Zdjęcia w albumach zostały sprywatyzowane. Gdyby ktoś pałał chęcią obejrzenia sobie Kubusia (i czasem nas) prywatnie, to proszę o maila lub pozostawienie informacji pod postem. Wyślę linka i będzie tak jak wcześniej.

28 stycznia 2008

Dreptuś

Że Kubuś chodzi to wszyscy wiedzą. Jednak nie wszyscy widzieli jak sprawnie mu to wychodzi. Bardzo zgrabny z niego dreptuś. Oto Kubuś na spacerku:



Wprawdzie miejscami trochę nim zarzuca, ale już nie potyka się tak często jak na początku i zdecydowanie wie czego chce. Wszystkie paprochy na chodniku są jego. Trzeba pomacać, polizać i obejrzeć ze wszystkich stron. Potem można iść dalej...

Kuba spotkał dziadka Wasię raz w życiu. Dziadek uwielbia spacerować z założonymi do tyłu rękoma i medytować. Kuba pewnie dziadka nie pamięta, bo gdy się spotkali miał raptem 3 miesiące. Nie mniej niektóre geny z całą pewnością odziedziczył po dziadku i już się zdążyły uaktywnić. Bo jak wytłumaczyć, że Kuba ma to samo przyzwyczajenie chodzenia z założonymi rękoma? My go tego nie uczyliśmy i raczej nie sądzę, że podejrzał to u jakiejś przypadkowo spotkanej na ulicy osoby. Oto Kubuś a la dziadek Wasia:

24 stycznia 2008

Piesek

Uradowana mama śpieszy donieść, że jej pociecha warczy. Od niedzieli. Ale od początku...
Pożerani zazdrością, że starsza od Kuby o 3 miesiące koleżanka Hanka pięknie naśladuje zwierzaki zaczęliśmy z Witkiem stosować podobną metodę jak rodzice Hanki. Przy każdej zmianie pieluszki (w ramach zabawiania Kuby) padają pytania typu: jak robi kotek? Po krótkiej chwili sami sobie odpowiadają: miau miau. I tak po kolei leci piesek, sowa, osioł, krówka... Co na język wleci.
W niedzielę późnym popołudniem przy kolejnej kupie, na pytanie jak robi piesek Kubuś niewyraźnie zawarczał. Pomyślałam: pewnie się złości i wyraża swoje niezadowolenie. Nie przejęłam się tym za bardzo. Następnego dnia tato Kuby rozmawiając ze mną przez telefon stwierdził: Kuba chyba udaje psa. Dzisiaj zapytany jak robi piesek wyraźnie zaczął powarkiwać.
Kuba coraz więcej pogaduje, tworzy mnóstwo nowych dźwięków i chyba wreszcie przyszedł czas na rozwój językowy. W mądrych książkach piszą, że dziecko stopuje z nauką języka gdy zaczyna raczkować i chodzić. Kuba tak miał. Niewiele mówił podczas ostatnich paru miesięcy. Ograniczał się do paru dźwięków. Teraz gdy już chodzi, biega i skacze czas na kolejny etap. Język. Ciekawe który opanuje wcześniej. W każdym razie warczy międzynarodowo :)

21 stycznia 2008

Spóźnione podsumowanie

Pierwsze urodziny Kubusia już za nami. Wiele rzeczy już mi umknęło, jednak wiele wciąż mam w pamięci lub zapisane w notatkach. Aby nie zapomnieć zupełnie, czas na małe podsumowanie pierwszego roku życia Kubusia:
9 styczeń o 21.12: narodziny Kubusia; najpierw 8 a za parę minut 9 punktów Apgar;
niecałe pół godziny po narodzinach pierwsze jedzonko Kuby i zaraz potem kąpiel.
11 styczeń: Kubuś został wypuszczony ze szpitala i pierwsza domowa kąpiel Kubusia.


Taki malutki bylem...

20 styczeń: pierwszy spacer.
5 luty: pierwszy świadomy uśmiech.


Jeden z pierwszych uśmiechów

luty: Kubuś zaczyna się przekręcać z brzuszka na plecki. Potrafi już utrzymać główkę trzymany pionowo, a leżąc potrafi ją na moment unieść. Często śmieje się przez sen, odkrył okna i świecące się lampy, uwielbia się kąpać.
marzec: pierwsza przespana noc. Kubuś zaczyna bawić się rączkami; gaworzy na całego, a jego ulubionym zajęciem jest wsłuchiwanie się i patrzenie na zwierzątka z karuzeli umieszczonej nad łóżeczkiem. Nie cierpi wózka i spacerów w wózku. Uwielbia być noszony w nosidle i to uznaje jako główny środek transportu.
24 marzec: pierwsza podróż i lot samolotem Kubusia do Polski. Kubuś poznaje dziadków i wszystkie ciotki, wujków, kuzyna i kuzynkę.
kwiecień: Kubuś zaczyna śmiać się na głos. Potrafi przewrócić się na boczek.


Patrzcie jaki silny jestem!

1 kwietnia: chrzciny w kościele św. Jerzego w Rydułtowach.
15 kwietnia: mama wraca do pracy, a Kubuś przez następne 5,5 miesiąca będzie w ciągu dnia pod opieką babci Krysi.
maj: Kubuś odkrył, że ma język i próbuje się oblizywać. Kosztuje wodę podczas kąpieli. Odkrywa również, że posiada nóżki i namiętnie próbuje je wsadzić do dzioba. Zaczyna turlać się z plecków na brzuszek.Ulubioną pozycją senną jest spanie na boczku. Śpi tak do dzisiaj. Lubi patrzeć na siebie w lustrze i uwielbia gdy tata robi "samolot".
połowa maja: Kubuś dostał pierwszy raz do spróbowania starte jabłuszko i strasznie mu nie smakowało.
czerwiec: gdy bardzo chce coś dostać do łapki zaczyna pełzać. Potrafi przekładać zabawki z rączki do rączki, wszystko trafi do buzi i musi być oblizane i skosztowane. W końcu udaje się Kubusiowi wsadzić stópki do buziaka (praktyka czyni mistrza).
16 czerwca: wyjazd do Sol Duc na wycieczkę 2 dniową. Kubuś dał nam do zrozumienia, że uwielbia nowe miejsca, a zwłaszcza las, ale nie lubi obcych ludzi, kąpieli w nie swojej wannie i spania nie w swoim łóżeczku.


Lubię być noszony

22 czerwca: Kubuś zaczyna chodzić na basen i bardzo to lubi. Oswaja się z wodą, nurkuje i pływa na plecach.
lipiec: zmieniła się dieta Kubusia. Zjada już teraz kaszki, warzywa i owoce, najczęściej domowej roboty, choć słoiczkami Gerbera też nie pogardzi.
Od pediatry rodzice dostali naganę, że Kuba nie potrafi jeszcze samodzielnie zasypiać w łóżeczku, więc rozpoczęła się nauka samodzielnego zasypiania. P 2 tygodniach Kuba załapał o co chodzi i po bajce i jedzonku odłożony do łóżeczka pięknie zasypia.
sierpień: Kubuś posadzony siedzi, ale wciąż zdarza mu się polecieć na nos gdy chce sięgnąć po zabawkę. Intensywnie próbuje sam siąść: zrobił wtedy mnóstwo brzuszków. Gdy chce sięgnąć po zabawkę tak długo się turla, aż mu się to uda. Bardzo lubi spacery (coraz częściej w wózku) i zakupy. Najlepszą zabawą na świeżym powietrzu jest macanie kwiatków i liści i podpatrywanie kota sąsiadów: Mingesa. W sierpniu żegna się również z piersią i przechodzi na mleko z puszki.


Ja siedzę!

wrzesień: Kubuś potrafi stać, trzymając się rodziców lub mebli. Pod koniec września zaczął pić z kubka niekapka. Nie lubi obcych i daje im wyraźnie do zrozumienia, że nie życzy sobie ich obecności.
7 wrzesień: mamy pierwszego ząbka.
20 wrzesień: Kubuś zaczyna raczkować.
październik: dzienną opiekę nad Kubusiem przejmuje dziadek Franek. Kubuś nauczył się robić pa, pa i bić brawo. Raczkując, w niesamowitym tempie przemieszcza się po mieszkaniu. Uwielbia zabawę w "ja zrzucę zabawkę, a Ty mi ją natychmiast podaj". Jego ulubione zabawki to pudełka po kremach i kable od komputera.
20 października: Kubuś sam stoi (bez trzymania się czegokolwiek) i zaczyna ściągać wszystko co jest w jego zasięgu ze stołu.
listopad: pod koniec miesiąca Kubuś jest posiadaczem 5 ząbków. Gryzie wszystko i wszystkich. Uwielbia bałaganić i wyrzucać wszystko z szuflad. Nauczył się sam siebie głaskać po główce. Jego ulubione zabawy to: "Idzie rak", "Warzyła myszka kaszkę" . Kocha mysz od komputera.
23 listopada: pierwsze kroczki Kubusia.
grudzień: Kubuś coraz więcej mówi. Ulubionym wyrazem jest "me" i "ma" .Używa ich zamiennie i najczęściej oznaczają: daj, mama, tata, niech ktoś mi pomoże, nie chcę. Próbuje budować wieżę z klocków. Potrafi wyrzucić piłeczkę z kojca i toczyć piłeczkę po podłodze. Poproszony o przytulenie się do mamy czy taty: podbiega i się przytula.
początek stycznia: Kubuś potrafi wejść i zejść z kanapy. Coraz więcej czasu spędza sam się bawiąc. Pojawiły się dwa nowe słówka: "bi", czyli piłeczka oraz "mi" czyli mleko. Wie, gdzie w pokoju znajduje się zegar, krzyż (czyli bozia). Włazi pod kanapę i wyciąga sam zabawki. Już nie tylko chodzi, ale biega i skacze. Zaczyna podstawiać jeździk pod kanapę i traktując go jak schodek wchodzi na kanapę.


A tak wyglądam dzisiaj.

18 stycznia 2008

Nowe zajęcie taty

Co niektórzy już pewnie wiedzą, że od stycznia Kuba ma nową nianię. W pierwotnej wersji od stycznia Kuba miał iść do żłóbka, jednak pomimo że jesteśmy zapisani w dwóch różnych (i to od roku!), to w żadnym nie dostaliśmy miejsca. Najwcześniej ma być dopiero jesienią. Do tego czasu w ciągu dnia będzie kombinowana opieka nad Kubą. Na razie do mniej więcej marca nianią jest... tato Kubusia. Z tej to okazji specjalnie porzucił pracę na trzy miesiące i przekwalifikował się. Co będzie od kwietnia? Wielka niewiadoma...
Tato Kubusia radzi sobie świetnie. Choć trzeba przyznać, że Kuba mu sprawy nie ułatwia. Na początek się rozchorował i przez tydzień tato wycierał nosek zasmarkanego Kubka i nosił go całymi dniami, bo Kuba zmienił się w małą ośmiornicę. Oplatał tatę wszystkimi łapkami i nie chciał taty wypuścić nawet na moment. Potem Kuba trzymał linię i nie chciał jeść. Teraz przyszła kolej na problemy z usypianiem w ciągu dnia. Kuba coraz bardziej próbuje tatę przekonać, że jedna drzemka mu wystarcza. Za nic w świecie nie chce spać po południu.
Aby dziecka nie trzymać na słoiczkowym, obrzydliwym jedzonku, tato nawet gotować dziecku zaczął. Pożyczył od mamy książkę kucharską dla dzieci, wziął parę lekcji gotowania i teraz szaleje w kuchni. Tak więc znowu Kuba po dwu tygodniowej przerwie ma ulubione musy owocowe, sosy warzywne do makarony i potrawki z kurczaka. Wczoraj tatko upichcił dziecku takie kotleciki w sosie warzywnym, że potem oboje z mamą dziecku podjadali. Takie dobre mu wyszły!
Opieka jednak tatę wyczerpuje i o godzinie 18.00, gdy mama wraca z pracy pada na nos.
Opieka nad Synkiem jak widać może być równie wyczerpująca jak regularna praca...

17 stycznia 2008

Szczepienia, kontrole lekarskie i cała reszta

Zgodnie z tutejszym harmonogramem nadszedł czas na wizytę u pediatry. Ostatnio nie zdarza się to tak często jak w pierwszym półroczu życia Kubusia.
Najpierw, jak zawsze, oczekiwanie w poczekalni. Znowu byliśmy za wcześnie, a do tego zaproszono nas do gabinetu całe 15 minut po czasie. Kuba w międzyczasie zawarł kilka znajomości z innymi dziećmi. Zauważyliśmy również, że Kuba nie usiedział na jednym miejscu. Inne dzieci ładnie się bawiły w miejscu ku temu przeznaczonym, a Kuba wytrzymał tam całe 10 minut, a potem zabrał się za zwiedzanie poczekalni i pokoju pielęgniarek.
W końcu jednak przyszła po nas pielęgniarka. Kuba najpierw został zmierzony i zważony. Ma dokładnie 75,6 cm (30 cali) wzrostu i 10 kg (22 funty) wagi. Obwód główki też oczywiście zmierzony, choć już nie pamiętam ile. Rośnie książkowo i pod każdym względem jest w 50 centylu.
Chwilę później przyszła pani doktor, która po raz kolejny sprezentowała Kubusiowi książeczkę. Tym razem "The very hungry caterpillar". Gdy Kuba latał po gabinecie jak nakręcony, mama z tatą opowiadali jak to Kubuś śpi w nocy, co jada i ile, jakie wyrazy mówi, jak lubi się złościć.... Jednym słowem pytania te co zawsze. Kuba jak na zawołanie prezentował jak on to ładnie umie już chodzić, pić z kubeczka i co potrafi powiedzieć. Potem przyszła kolej na badania. Tu już nie było współpracy. Wprawdzie serducho i płuca dał sobie osłuchać, ale dzioba za chiny ludowe nie dał sobie otworzyć. Więc pani doktor jedynie obstukała szpatułką te jego sześć ząbków. Reszty nie zobaczyła. W uszy i do pieluchy też zajrzała, choć przy dużym proteście Kubusia.
No i na koniec szczepienia. Brrrr! Przyszła już kolej na pierwszą dawkę MMR (świnka, różyczka i odra), Hepatitis A i ospy. A do tego kolejna dawka na pneumokoki i na grypę. W sumie 5 zastrzyków. Biedny Kuba tak ładnie się uśmiechał do pielęgniarki, a ona mu taką krzywdę zrobiła! Tym razem nie poszło już tak łatwo jak podczas poprzednich szczepień, bo Kuba coraz silniejszy i pomimo że trzymałam go mocno to i tak i próbował skopać pielęgniarkę. Ona się jednak nie dała i wkłuła się 5 razy w szybkim tempie w tłuściutkie udka Kubusia. Na koniec miało jeszcze być pobieranie krwi, ale udało nam się to przełożyć na kolejną wizytę, która nastąpi za 3 miesiące. Kuba zmęczony taką dawką wrażeń padł tacie w samochodzie i tato potem siedział z nim pod domem przez 20 minut, czytając gazety i czekając aż Kuba zregeneruje siły.
Po szczepieniu Kubek czuje się nieźle. Wprawdzie w nocy nie spał najlepiej, ale dziś z rana dokazywał jak zawsze, nie gorączkował i nie marudził, wiec wydaje się, że tym razem szczepienia przejdą bez echa.

14 stycznia 2008

Cóż to było za przyjęcie!

Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami dzisiaj, czyli w niedzielę odbyło się Kubusiowe przyjęcie.
Przygotowania zaczęły się jeszcze w sobotę. Mama na pół dnia zniknęła w kuchni, czego efektem był taki oto TORT.
Z kolei tato jak tylko Kubuś poszedł spać nadmuchał mnóstwo balonów i razem z mamą przyozdobili pokój. Pojawił się odświętny obrus, serwetki i czapeczki.
Z samego rana Kubuś jak tylko wstał zachwycił się balonikami, na które wołał : "b".
Mama potem Kubusia ładnie ubrała i zaraz po śniadaniu na stół wjechał tort z jedną świeczką. Mama z tatą zaśpiewali "Sto lat" po czym pomogli Synkowi zdmuchnąć świeczkę.



Kubuś dostał pierwszy kawałek tortu i chwilę potem samodzielnie przystąpił do konsumpcji.Nie ważne, że zjadł niewiele, a resztę rozsmarował na sobie, blacie od krzesełka i podłodze. Ważne, że się przy tym świetnie bawił.W końcu to jego urodziny!



Po torcie przyszedł czas na hulanki. Były tańce i jazda nowoczesnym samochodem.



Bo kto powiedział, że samochód dostaje się tylko na 18 urodziny? Na pierwsze też można!

12 stycznia 2008

Bączek

Bączka Kubuś dostał od babci Tosi i dziadka Wasi. Kubuś od zawsze był wrogiem bączka. Przy każdorazowym nakręceniu bąka Kuba zaczynał panicznie płakać. Ale co dziwne nie uciekał od niego, tylko krążył wokół niego jak pszczoła wokół kwiatka i za wszelką cenę chciał go złapać. Gdy już go złapał z płaczem przynosił go mnie lub tacie. Domyślaliśmy się, że oznacza to "schowaj i nie pokazuj mi tego ustrojstwa na oczy, bo mnie denerwuje i się go boję!" Tak więc bączek przez ponad 4 miesiące spał sobie na szafie, gdzie nie denerwował Kubusia.
Co jakiś czas, dla próby, bączek lądował na podłodze i się kręcił, jednak za każdym razem historia kończyła się podobnie.
Aż pewnego razu, krótko przed Kubusiowymi urodzinami bączek wylądował na podłodze i ku zaskoczeniu wszystkich Kubuś zapałał do niego wielką miłością. Targał go z sobą wszędzie gdzie się dało i namawiał rodziców do jego kręcenia:



A jak już się rodzicom znudziło lub byli zajęci czymś innym, próbował sam:



Wprawdzie nie wychodzi mu to jeszcze, bo rączki za słabe, ale trening czyni mistrza i Kuba dalej trenuje w wolnych chwilach.

Wujek Andrzej

Wujek Andrzej i Kubuś poznali się gdy Kuba miał 3 miesiące, ale nie sądzę, że Kuba cokolwiek zapamiętał z tej znajomości. Wujek, który dotychczas dzieci, a zwłaszcza malutkie, omijał szerokim łukiem, tym razem od razu znalazł z Kubą wspólny język. Praktycznie od razu się zaprzyjaźnili. Wujek chętnie Kubusia nosił na rękach, a Kuba się odwdzięczał radosnym guganiem i uśmiechami.



Kolejny raz spotkali się po prawie 9 miesiącach. Tym razem na Kubusia terenie.
Kubuś wujka nie poznał. Nie płakał jak to zazwyczaj bywa przy obcych, badawczo obserwował przybysza i nie zbliżał się. Dopiero następnego dnia powoli wyciągał rączkę po zabawkę oferowaną przez wujka czy razem bawili się klockami. A potem ku zaskoczeniu wszystkich Kuba na poranną drzemkę wybrał ręce wujka i w najlepsze zasnął.To mu się już dawno nie zdarzyło!
Od tego momentu już byli przyjaciółmi i razem przewracali dom do góry nogami.



Kubuś dużo czasu spędzał z wujkiem nad laptopem. Razem oglądali występy komików. Wujek Kubusia nauczył wchodzić na kanapę. Kuba z kolei był zafascynowany walizką wujka, która go przyciągała jak magnez. Próbował mu tam poupychać butelkę po mleku, lokomotywę, piłki.
Kuba zapałał miłością do kosmetyków wujka, zwłaszcza do szczoteczki do zębów i systematycznie przez malutką szparę w zabezpieczonej szufladzie je wyciągał.
A potem wujek pojechał. Kubuś kolejny raz w przeciągu 2 tygodni był na lotnisku i machał łapką na pożegnanie. Nie wiadomo kiedy kolejny raz Kubuś zobaczy wujka, bo wujek to powsinoga i nigdzie nie zagrzewa dłużej miejsca. Mam jednak nadzieję, że kolejne spotkanie będzie szybciej niż przypuszczam i Kuba do tego czasu nie zapomni wujka.