30 grudnia 2011

Podobieństwa

Kuba ostatnio zaskakuje swoimi spostrzeżeniami.
Parę dni temu jadąc z tatą samochodem powiedział:
- Wiesz tata, dziadek Franek jest podobny do mnie.
- A dlaczego?
- Bo on krzyczy tak samo jak ja.
Po chwili jeszcze dodał:
- Antek też jest podobny do dziadka, bo on też krzyczy.
Po chwili namysłu jeszcze stwierdził:
- Antek to jest nawet bardziej podobny do dziadka, bo on ma tak samo niebieskie oczy jak dziadek.  A nasza czwórka to ma brązowe oczy.
Witek po chwili pyta go o kogo mu chodzi, a Kuba na to:
- No wiesz... ja , Ty, babcia Krysia i ciocia Alla wszyscy mamy brązowe oczy.

22 grudnia 2011

Mikołajowo

Tego roku po raz pierwszy Mikołaja chłopcy spotkali w kościele. Po dziecięcej mszy przyszedł z aniołkiem i dzwoneczkami. Antoś zachwycony, biegiem przybiegł od ołtarza do ławki gdzie siedzieliśmy i krzyknął: Widzicie? Tam Kolaj! Po mszy Mikołaj zszedł do podziemi, gdzie miał już przygotowane miejsce przy choince. Zrobiliśmy zdjęcie z Mikołajem, a chłopcy załapali się na małe co nieco.
Drugi raz Mikołaj przyszedł odwiedzić polska szkołę. Najpierw jednak były Jasełka wystawiane przez dzieci. Kuba w Jasełkach nie występował, za to razem ze swoja grupa śpiewał "Nasza zima zła". Trochę go publiczność rozproszyła i trema go zżerała, bo bardzo niepewny był to śpiew...
Po Jasełkach zjawił się Mikołaj. Taki sam, a jednak trochę inny. Brzucha mu jakby ubyło a i głos mu się zmienił. Kuba pierwszy ustawił się w kolejce po prezent. Nawet dobrego zdjęcia nie zdążyłam zrobić. Mikołaj jednak tym razem był jakiś podejrzany. Kuba przez cały wieczór go obserwował i z oka go nie spuszczał. Zapytał nawet jedną z nauczycielek, czy to aby na pewno Mikołaj, bo jemu się wydaje że to jego tata... Hmm... 
Antoś z kolei tym razem był bardzo onieśmielony. A Mikołaj jeszcze śmiał się go pytać, czy on był grzeczny! No oczywiście że był grzeczny. Chyba nikt w to nie wątpi!

8 listopada 2011

Wywiadowka w przedszkolu

Kuba miał w przedszkolu wywiadówkę. Poszliśmy z Witkiem razem. A co, oboje chcieliśmy usłyszeć jak nasza rozbrykana pociecha sobie radzi. Usłyszeliśmy same mile słowa. Otóż, przez pierwsze parę tygodni przedszkola Kuba zachowywał się dziwnie. Dziwnie w takim sensie, ze gdy kończył w maju przedszkole to dużo gadał, liczył, rysował, a po powrocie we wrześniu trochę się uwstecznił, co trochę panią martwiło. Pani jednak twierdziła, ze to z powodu zamętu językowego, bo jakby nie było dziecko praktycznie przez 4 miesiące kontaktu z angielskim nie miało. Po kilku tygodniach wróciło wszystko do normy. Czyli wszystkie umiejętności z maja pojawiły się z powrotem, znowu gada jak nakręcony, chociaż ma problemy z wymową, głównie literki k (żadna nowość dla nas, bo to my tez wiemy). Nowością nie było również to, ze Kuba ładniej rysuje, bo w domu tez zauważyłam, ze wreszcie zaczął trzymać się linii i jak koloruje to nie po całej kartce, ale tak jak powinno być. Tu należy tez wspomnieć, ze rysuje używając rożnych kolorów i ogórki są nareszcie zielone a nie pomarańczowe. Coraz więcej pisze, a nie mowie już o alfabecie i liczeniu, bo to ma w jednym paluszku.
Nowością dla nas była aktywność i jego zaangażowanie. W porównaniu z zeszłym rokiem, to Kuba zrobił się bardzo aktywny i ciekawski. Dużo opowiada, dużo gada i dużo pyta. Młodszego brata Kuby to w przedszkolu znają bardzo dobrze, bo Kuba opowiada o jego wyczynach lepszych i gorszych cały czas.  Pani podsumowała, ze dziecko ma głód wiedzy i ma bardzo dużo motywacje do nauki języka. Zresztą to widzę tez w domu, bo często słyszę: A jak to będzie po angielsku?
A na koniec, to jest znany w całym przedszkolu z uprzejmości. Gdy na zajęciach pojawiła się nowa twarz (studentka na praktykach) pierwszy podszedł, przedstawił się i zapytał o imię. Zna połowę przedszkola i jest lubiany przez inne dzieci. Gdy wychodzi z przedszkola to każde napotkane dziecko (nie tylko  z jego grupy) mówi Bye Jakob! Choć gdy zapytać Kubę kto to byl, to nie zawsze potrafi odpowiedzieć na pytanie.
Podsumowując, wg. wychowawczyni Kuba będzie bardzo dobrze przygotowany do zerówki i jak na razie nie sprawia żadnych kłopotów. 
Po takich informacjach wyszłam ze spotkania dumna jak paw. A co tam, prawie ze pękłam z dumy :)

27 października 2011

Mouse problem

Wczoraj tata odbierał Kubusia z przedszkola i się trochę spóźnił. W klasie nie było już dzieci i został tylko Kuba z panią wychowawczynią. Tacie było bardzo głupio że tak niefajnie się spóźnił i że dziecko wraz z panią musieli na niego czekać, wiec zaczął przepraszać Synka i przedszkolankę. Kuba wysłuchał po czym machnął ręka i powiedział: Tata, it is a mouse problem! Tata bardzo zdziwiony nie bardzo wiedział co odpowiedzieć, na co przedszkolanka wyjaśniła, że dzieci dzisiaj poznawały słownictwo związane z dużymi i małymi problemami. I takim oto sposobem tata Kubusia dowiedział się (a ja parę godzin później też), że duży problem to jest elephant problem, a mały to mouse problem. A taty spóźnienie to nic takiego, bo Kuba bardzo lubi przedszkole i wcale mu nie przeszkadzało, że musial zostać  w nim parę minut dłużej.

24 października 2011

Drużyna w żółtych koszulkach

Pierwszy sezon piłki nożnej Kuby prawie za nami. W najbliższy czwartek jeszcze trening, w sobotę ostatni mecz, a następne dopiero w kwietniu. Tak, tak... Kuba od 2 miesięcy należy do małej ligi piłki nożnej w naszym miasteczku. Tata Kubusia jest zapalonym piłkarzem i bardzo chciał, żeby jego synowie też złapali bakcyla. Zwłaszcza, że mama nie za bardzo lubi z tata mecze oglądać.
Z młodszym Antosiem jeszcze nie do końca wiadomo jak to będzie, ale z starszym Kubą nie ma już wątpliwości, że piłkę nożną lubi. Początki nie były trudne, bo Kuba ma sporo energii, lubi biegać więc godzina biegania na boisku to dla niego żadna nowość. Tym bardziej, że zajęcia dla takich 5-letnich maluchów są bardzo urozmaicone, jest sporo gier i zabaw. Kuba po takiej dawce ruchu na świeżym powietrzu po powrocie do domu pochłaniał niesamowitą ilość jedzenia po czym bez zaproszenia od razu szedł do łóżka.

Mecze mają w soboty z ranka. Wymagało to nie lada organizacji, bo w soboty do południa jest polska szkoła, więc Kuba z tatą najpierw jechali do szkoły na 1,5 godziny i zaraz po tym jak tata kończył swoje lekcje historii urywali się z przedszkola i pędzili na złamanie karku na mecz. Zazwyczaj spóźniali się parę minut, jednak nie stanowiło to większego problemu. Mecze dzieci rozgrywają trójkami, grają po parę minut i co chwila się zmieniają. Dziewczyny nie ustępują chłopakom, a niektóre są lepsze niż niejeden chłopak. Trenerzy nie nie liczą bramek, przynajmniej oficjalnie, choć patrzą i obserwują, bo w sobotę na ostatnim meczu będą wręczane medale najlepszym zawodnikom.
Napiszę jak dumna mama: Kuba świetnie sobie daje radę. Mało bywałam na zajęciach, bo to głównie tato Kubusia woził z racji ważnej funkcji - pomocnika trenera, więc ja zazwyczaj zostawałam z Antosiem w domu. Ostatnio jednak parę razy udało mi się zawitać na boisko i zobaczyć Kubusia w akcji. Kuba rośnie na niezłego obrońcę. Na jednym z treningu podejrzałam jak świetnie bronił i tata potwierdza, jest jednym z lepszych w drużynie. Teraz już wieczorami szybko ciemno i zimno, więc w sumie dobrze, że już kończą. Przyjdzie czas na sporty zimowe, a wiosną z pewności wróci do kopania.

25 września 2011

Błogosławieństwo starszych kolegów

W USA początek września wiąże się z długim weekendem na który wszyscy pracujący z niecierpliwością czekają. My też. W tym roku postanowiliśmy się wybrać na Cape Cod nie sami, ale w większej grupie. Wynajęliśmy duuuży dom, pojechało 19 osób (4 rodziny) z czego 11 to były dzieci. 
Najmłodsze miało 2 latka (Antoś), najstarsze miało 13 lat. Większość jednak w wieku 7-11. W większości chłopcy i tylko dwie dziewczynki. Nasza dwójka była najmłodsza. Mieliśmy sporo obaw czy wyjazd się uda, czy nie skończy się tym, że przez całe 3 dni będziemy latać za dziećmi i ich pilnować, żeby sobie krzywdy nie zrobiły, a na koniec płacić odszkodowanie właścicielowi mieszkania za szkody.
Rzeczywistość okazała się zupełnie inna... Przez cały weekend jedyny czas kiedy trzeba było zwracać większą uwagę na dzieci była plaża od strony oceanu (Marconi Beach), gdzie fale były naprawdę spore i spokojnie mogły przewrócić osobę dorosłą, nie mówiąc w ogóle słabszych małych nóżkach.
Gdy mówię o pilnowaniu dzieci, to mówię o tych starszych, bo  mały Antoś tak się bał fal, że bez mamy i taty na metr od kocyka się nie ruszył. A gdy przypadkiem zapuścił się w pobliże wody która mu obmyła nóżki z płaczem uciekał na koc.  Tak więc Antek sam siebie pilnował, żeby za bardzo do wody się nie zbliżać. Sama plaża była piaszczysta i dzieciaki poza skakaniem na falach miały sporo frajdy z budowaniem zamków i innych budowli z piasku. Łopatki i wiaderka były w ciągłym ruchu, do koca podchodziły tylko wtedy gdy naszła je ochota na picie lub jedzenie. A budowle były ciągle budowane od nowa, bo przypływ i fale zabierały im dopiero co wybudowane konstrukcje.
Na plaży od strony zatoki (Skaket  Beach) było cudownie. Przede wszystkim gdy zjawiliśmy się na plaży wody nie było... to znaczy była, ale jakieś pół kilometra w głąb zatoki. Tak dużego odpływu dawno nie widziałam, ale też rzadko bywamy na plaży więc być może dla stałych bywalców plaż nad oceanem Atlantyckim to nic nowego. Rozłożyliśmy się na kocach, a dzieci pod opieką tatusiów poszły łapać kraby. Gdy po jakimś czasie morze przyszło do nas to fal praktycznie nie było, a woda była na tyle płytka, że cała nasza dziewiętnastka wlazła do wody, było dużo śmiechu i zabawy. Nawet Antoś przestał się bać, siedział w płytkiej wodzie i się pluskał.
A wieczorami chodziliśmy na spacery po plaży. Udało nam się złapać piękny zachód słońca, dzieciaki ganiały się po plaży, chlapały wodą i szukały krabów.
Po spacerze i kolacji dzieci znikały w pokoju z zabawkami, gdzie grały w gry planszowe i urządzały bitwy na poduszki. W efekcie z rana miały dużo sprzątania. Starszyzna brała pod opiekę najmłodszych i pilnowała, żeby awantur nie było.
Kuba przy okazji się zakochał. W jednej z dwóch dziewczyn. Wcale mu nie przeszkadzało, że Natalka ma 13 lat. Ważne że była ładna i Kuba nie mógł od niej oczu oderwać.   
Rodzice w tym czasie mieli czas na plotki i pogaduszki. 
Ten krótki trzydniowy weekend był podpowiedzią jak powinniśmy spędzić nasze kolejne wakacje. Najlepiej w duże grupie, z duża ilością dzieci i blisko plaży. Ostatnio pojawiły się nieśmiałe plany odnośnie wyjazdu do Karoliny północnej na przyszłe lato. Ponoć woda cieplejsza i piękne plaże. Wprawdzie podróż będzie długa, ale za rok to może chłopcy będą mieć więcej cierpliwości do dłuższych podróży samochodem.

20 września 2011

Miła mama

W niedzielę choć było zimno, to ładnie świeciło słoneczko, wiec postanowiliśmy się wybrać do lasu na grzyby. Już tydzień temu były to nasze plany, jednak zdrówko nam nie dopisało i trzeba było nasze plany zmienić. Kuba z Antkiem postanowili założyć tenisówki. Kuba wybrał takie co lubią się rozwiązywać. Jak tylko wyszliśmy z auta do lasu to zaczęło się marudzenie Kuby o zawiązanie sznurówek. Za każdym razem kierował swoje prośby do taty.
W końcu tato nie wytrzymał i powiedział: Idź z tym do mamy. Mama też potrafi!
Kuba potulnie przyszedł do mamy i poprosił o zawiązanie buta. No cóż mama miała robić... Zawiązała buta dziecku. 
A dziecko na to powiedziało do taty: Tata, widzisz jaka mama jest miła! Zawiązała mi buta!

Wycinanki

Kuba i Antek dorwali nożyczki. Pech chciał, że w tym czasie mama i tata rozmawiali przez skypa i nie zauważyli, że dzieci bawią się nożyczkami. Skończyło się wycinankami na obydwu głowach. U Antka niewiele widać, bo Antek nie lubi być obcinanym, nie lubi fryzjerów więc ostatnio babcia zrobiła trochę wycinanek na głowie Antosia. A Kubuś tylko poprawił, co w efekcie dało artystyczny nieład :)



Kuba natomiast parę tygodni temu był u fryzjera, włoski ma króciutkie i ładnie obcięte. O przepraszam miał ładnie obcięte. Bo właśnie parę dni temu zrobił sobie wycinkę na skóry na środku czoła. I teraz wygląda tak:

To nic że za tydzień w przedszkolu mają mieć robione zdjęcia. Chyba nie jest nam dane posiadanie ładnego i eleganckiego zdjęcia. Rok temu było podbite oko, w tym roku będziemy mieć nierówną grzywkę...

7 września 2011

Koniec wojaży

Po dlugim, prawie 3 miesiecznym pobycie w Polsce chłopcy w końcu wrócili do domu. Opaleni, z blond pasemkami i szczęśliwi. Kubuś wyrósł tak, że wszystkie spodnie z szafy trzeba było wymienić na dłuższe. Antoś wyrósł tylko trochę, ale za to rozgadał się i jak papuga powtarza wszystko co mu wpadnie w uszko.  Kuba rozgadał się jeszcze bardziej i przywiózł duży worek nowych słów i wiedzy zadziwiając nas wszystkich.
Po tak długiej nieobecności w domu wszystkie zabawki zrobiły się nowe, a chłopcy o dziwo bardzo zgodnie się nimi bawią. Od czasu do czasu zdarzają się awantury, jednak w porównaniu do tego co było parę miesięcy wcześniej to różnica jest duża. Kuba przejął dowodzenie i komenderuje młodszym bratem na wszystkie strony. 
Zaraz po powrocie z Polski Kuba poszedł do przedszkola, tego samego co rok temu. Pani Heidi bardzo się ucieszyła, że ma Kubusia znowu w grupie. W polskiej sobotniej szkole będzie w grupie 5-latków i zaczynają robić program zerówki, czyli będą się uczyć pisać. Antoś jest niepocieszony, bo musi w tym czasie siedzieć w domu.

6 maja 2011

Podróżnicy mali

Chłopaki dotarli dzisiaj do Polski. Teraz pewnie odsypiają. 
Podróż minęła bezpiecznie, choć nie bez przygód. Najbardziej martwiliśmy się zachowaniem Kuby i jego skłonnościami do ucieczek. Na wszelki wypadek został zaopatrzony w karteczki poupychane w różnych kieszeniach, z imieniem, telefonem i adresem. Na szczęście się nie przydały, bo Kubuś jak na prawdziwego 4 latka przystało wziął sobie tym razem do serca ostrzeżenia i prośby rodziców. Za to tato nie docenił Antosia, który zrobił  taki raban na lotnisku w Monachium, że pewnie na długo sobie tam go zapamiętają. Najpierw się pokłócił z Kubą o bagaż podręczny i to kto go poniesie. Potem uparł się, że on nie wyjdzie z samolotu. Gdy już tata go wierzgającego wyniósł z samolotu stwierdził, że on nie da przeskanować bagażu podręcznego niemieckim celnikom i prawie że wjechał razem z tą małą walizeczką do tego rentgena. Gdy do tego wszystkiego usłyszał jeszcze gadającą do niego w obcym języku celniczkę (chcącą go uspokoić), to już w ogóle przestał nad sobą panować i jeszcze bardziej się rozkręcił. Ryczał więc (tak jak tylko Antek potrafi) od wyjścia z jednego samolotu do wejścia do drugiego samolotu (jakieś 1,5 godziny później).  Ja mogę tylko współczuć małżowi przygód z Toniem, bo wiem jak on potrafi ryczeć i to nie pierwszy raz się mu zdarzyło. A wszystko przez to, że był po prostu nie dospany i zmęczony.

2 maja 2011

Tu mówimy po polsku

Parę dni temu Kuba i Antek spędzili dzień z opiekunką. 
Pani Justyna jest wychowawczynią zerówki w polskiej szkole i chłopcy bardzo lubią z nią zostawać. Wczoraj w polskiej szkole pani Justyna przyznała się nam do czegoś. 
Otóż będąc u nas w domu z chłopcami w którymś momencie powiedziała do Kuby: Kubusiu, jesteś cute (słodki), na co Kuba jej odpowiedział: Pani Justynko, my w tym domu mówimy po polsku!
Ja Kubusia poprawiam ciągle, bo chociaż faktycznie mówimy w domu tylko i wyłącznie po polsku, to jednak Kuba chodzi do amerykańskiego przedszkola i przynosi ciągle nowe słówka. Często właśnie mówi wtrącając angielskie słówka do języka polskiego. A ja zawsze go poprawiam, przypominając mu, że gdy mówi po polsku, to ma tak mówić i podaję mu odpowiednik polskiego słowa.  Kuba jak widać po rozmowie z panią Justyną wziął to sobie bardzo do serca i nauki nie poszły w las.

30 kwietnia 2011

Zdrowe ząbki

Pół roku minęło i przyszła pora na umówioną jakiś czas temu wizytę u dentysty. Poszło szybko i bezproblemowo. Kuba po lekturze "Tupcia Chrupcia u dentysty" buzię otwierał jak lew. Antoś trochę onieśmielony nie za bardzo chciał współpracować. Dopiero obietnica naklejek podziałała i dał sobie zajrzeć do buzi, pooglądać ząbki i posmarować fluorem. Ząbki zdrowe u obojga, u Antosia w końcu pojawiły się górne piątki, a dolne też już przebiły dziąsła.


Tata fruwał pod sufitem, bo dentysta nachwalić się nie mogła, jakie do dzieci mają ładne i zdrowe ząbki, co jest dużą zasługą właśnie taty, bo to on codziennie wieczorem oporządza chłopców, włącznie z myciem ząbków i "wyrzucaniem robaków" z buzi. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że już za rok, w okolicy 5 urodzin, Kuba może stracić swoje dolne jedynki. A tak niedawno czekaliśmy na nie aż wyjdą, a tu jeszcze chwilka a będziemy czekać na stałe zęby...

24 kwietnia 2011

Wesołego Świętowania

Dzisiaj krótko. Kubuś i Antoś życzą wszystkim Wesołego Alleluja!

22 kwietnia 2011

Za duże wymagania

Co jakiś czas próbujemy nauczyć Kubę nowych czynności. Jedną z pięt achillesowych zarówno Kuby jak i rodziców jest rysowanie. Rodzice nie cierpią tej czynności, co widać w umiejętnościach naszej starszej pociechy. Ostatnio siedzieliśmy i rysowaliśmy kredkami. Zaczęło się od rysowania kwiatków i drzewek, a skończyło się na ozdabianiu jaj. Przy jednym z jaj, gdy prosiłam Kubę, żeby pilnował linii i nie wyjeżdżał poza usłyszałam:
Mama, czego Ty ode mnie chcesz, przecież ja mam dopiero 4 lata!
Na przyszłość zatem musimy pilnować czego dziecko słucha, bo to był najwyraźniej urywek jednej z rozmów rodziców na temat tego co dziecko 4-letnie powinno umieć.

11 kwietnia 2011

Pogawędka w sklepie

W kolejce do kasy Kuba zaczepia różnych ludzi.
Do pani za nami, co miała dużą ilość opakowań z jajkami:

K: You have many eggs!
Pani: Yes! Can you count them?
K: one, two three, four...
Pani: How many boxes do you  have?
K: I have two.



10 kwietnia 2011

Zmagania z językiem polskim

Kubie coraz lepiej wychodzi mówienie. Zwłaszcza po angielsku. Aż trudno uwierzyć, że pół roku temu mówił tylko i wyłącznie po polsku, a jeszcze trudniej uwierzyć, że rok temu Kuba w ogóle nie mówił. W przedszkolu raz w tygodniu z dziećmi ćwiczy logopeda, co zresztą słychać w Kubusia wymowie. I tak, po polsku Kuba ma problem z literką k, w języku angielskim używa jej bez problemu. Z językiem polskim też idzie mu coraz lepiej. Dzisiaj udało mu się powiedzieć poprawnie jego imię, czyli Kuba, a nie Tuba. Mówi coraz wyraźniej, a wszystkie s, sz, cz, ś, ć  (na których moi amerykańscy koledzy wciąż łamią sobie języki) wychodzą mu coraz ładniejsze.
Parę tygodni temu w polskiej szkole był konkurs recytatorski. Grupa przedszkolaczków też startowała. Między innymi Kuba. Trochę go zjadła trema i choć zawsze mówi bardzo głośno to na scenie gdyby nie mikrofon to w ogóle nie byłoby go słychać.
A oto Kuby występ. Kto zgadnie co to za wiersz?


31 marca 2011

Królik doświadczalny

Mama wynalazła, że wydział psychiatrii na uczelni potrzebuje zdrowe dzieci jako kontroli. Konkretnie chodzi o pomiar mózgu (różnych jego części) i porównanie ich z mózgami dzieci chorych psychicznie. Całe nasze zadanie to wypełnienie paru ankiet o zdrowiu Kubusia,  a Kubuś wraz z jednym ze doktorantów miał zrobić parę testów oraz dać sobie zeskanować mózg w tomografii komputerowej. Mama z tatą połasili się na darmowy obrazek mózgu dziecka i Kubusia zapisali.  
Pierwsza część poszła bardzo dobrze. Tata wypełnił jedną cześć ankiet na miejscu, drugą wypełniła mama w domu. Kuba zrobił bardzo dobrze wszystkie testy. Nie wiemy co było w testach, bo to sprawa między Kubą a osobą testy prowadzącą. Osoba prowadząca jedynie stwierdziła, że poszły mu bardzo dobrze. Nie za bardzo umiał jedynie napluć do próbówki w celu zrobienia badań genetycznych. W końcu zrobili mu patyczkiem wymaz ze śliny, bo z pluciem mu zupełnie nie wyszło. 
Dzisiaj przyszła kolej na tzw. MRI czyli rezonans magnetyczny. Cały cykl badań miał trwać prawie 45 minut. Podzielony był na 5-10 minutowe sesje. W czasie sesji Kuba miał leżeć spokojnie i nie ruszać głową. Tutaj mama zaczęła się zastanawiać, czy w ogóle jest to możliwe.... Sprawa okazała się jednak bardziej skomplikowana. Otóż Kuba położył się na specjalnym łóżeczku, dał sobie obłożyć głowę ręcznikami, które miały mu pomóc utrzymać głowę unieruchomioną. Jednak ponad jego siły było nałożenie mu na głowę coś w rodzaju kasku. Nie dał sobie tego czegoś włożyć na głowę i już. Jak tylko zobaczył mamę stwierdził, że on się boi i zlazł z łóżka. Nie pomogły przekonywania ani mamy ani taty. Pokazał paluszkiem na Antosia i powiedział, że mają sobie wziąć Antka. Antek chętnie by poszedł tylko że jeszcze jest za malutki. W każdym razie gdyby Kuba zmienił zdanie mamy zadzwonić. Nie sądzę jednak, że Kuba da się przekonać. Tak więc chyba jednak nie będziemy wiedzieć co siedzi w głowie Kuby...
A co Kubuś z tego ma? Zarobił swoje pierwsze w życiu pieniążki. I to całkiem niezłe jak na 3 godziny pracy. Jednym słowem płacą mu lepiej niż mamie za godzinę, a w dodatku całość nie została opodatkowana.

28 marca 2011

Spotkanie z Bogiem

Po ostatnim numerze Kuby z rozwaloną szopką bożonarodzeniową na długi czas nie pokazywaliśmy się na mszy. Co za sens ma chodzenie na mszę niedzielną gdy się nie pamięta nawet o czym były czytania. W Kubę już w drzwiach kościoła diabeł wstępował. Często jeszcze przed kazaniem lądował z tatą w samochodzie. Tak to wyglądało gdy Antek jeszcze siedział w wózku i spał.  Gdy jakieś pół roku temu Antek zaprotestował przeciwko siedzeniu w wózku i spaniu kościele zaczęły się jeszcze większe cyrki. Gdy udało mu się wysiedzieć do końca, to wszyscy wokół mieli nas serdecznie dość, wszystkie starsze panie pozbywały się wszelkich słodkości z torebek byleby tylko nasze dzieci siedziały cicho i dały się modlić innym. Zatem jaki sens ma chodzenie do kościoła, gdy człowiekowi mordercze myśli przelatują przez głowę? Tak więc zapadła decyzja, że dopóki nasze dzieci nie zmądrzeją i dopóki mają mrówki w gaciach będą siedzieć w niedzielę w domu. A my razem z nimi.
Ostatnimi jednak czasy Kuba zaczął wykazywać zainteresowanie Bogiem. Nauczył się jak porządnie się przeżegnać, zaczął podczytywać Biblię dla dzieci. Doszliśmy więc do wniosku, że chyba czas zacząć znowu pojawiać się w kościele. Tydzień temu pojechał sam tato z Kubą. Uff! Udało się tacie (i Kubie) wysiedzieć do końca bez większej rozróby. Dzisiaj pojechaliśmy wszyscy razem na mszę dziecięcą. Raz w miesiącu wszystkie dzieci idą  na początku mszy do ołtarza i razem z księdzem śpiewaj, czytają i w czasie kazania prowadzą konwersacje na mądre tematy. Nasza dwójka na hasło "dzieci do ołtarza" porwała się natychmiast. Za nimi tata i mama. Rodzice usiedli w ławce z przodu, żeby w razie czego interweniować. Na szczęście teraz nie ma sezonu na szopkę, więc co najwyżej kielichy wraz z nakryciem ołtarza mogło polecieć na ziemię. Na szczęście nie było aż tak źle. Najpierw się przedstawił księdzu, że on jest Kuba. Potem przed czytaniem odpowiadał na pytanie księdza. W czasie czytania (było o Jakubie), stwierdził, że on też jest Jakub. W trakcie kazania siedział cały czas z ręką w górze i bardzo chciał być wytypowany do odpowiedzi. Po kazaniu zaczął się nudzić. Wydębił od pani siedzącej za mamą lizaka i przez jakiś czas siedział cicho i spokojnie razem z mamą. Antek w tym czasie kursował między mamą i ołtarzem. Na sam koniec poszli oboje śpiewać pieśni na zakończenie mszy.  Choć tak naprawdę to chór dziecięcy śpiewał, a Kuba tańczył coś co wyglądało na ciężkiego rocka. Proboszcz stał i obserwował jego poczynania, w końcu nawet on nie wytrzymał.  Podszedł do Kuby i coś tam mu na uszko naszeptał. Kuba się uspokoił, ale nie zdradził co mu ksiądz powiedział.
Na zakończenie tak miłej mszy Kuba się zgubił. Wylazł z kościoła z innymi dziećmi. Tylko że inne dzieci czekały na rodziców a Kuba zniknął. W kościele go nie było, w salkach katechetycznych też nie. Tata obleciał cały parking przykościelny, Kuby nie ma. W końcu koleżanka Anetta (wielkie dzięki Anetko!) znalazła naszą zgubę na drugim parkingu oddalonym od kościoła o jakieś 200-300 m. Przy domu pogrzebowym. Tam gdzie stało nasze auto. Kuba po prostu sobie poszedł do auta. Nie pierwszy raz wykręcił taki numer, że uciekł nie czekając na osobę dorosłą. Nam ulżyło że się znalazł. Kuba dostał pokutę do świąt w postaci braku bajek i gier. Za tydzień też się wybieramy. Mam tylko nadzieję, że za jakiś czas nie będziemy musieli szukać innej parafii.

17 marca 2011

oj tata!

Wieczorem Kubuś odbył z tatą rozmowę telefoniczną. Kuba bardzo chciał lizak który zostawił rano w samochodzie. Tata był daleko i obiecał, że jak będzie wracał do domu to mu go na pewno przyniesie. 
Potem jednak zrobiło się późno i Kuba nie doczekawszy się taty poszedł spać.


Dzisiaj jego pierwsze słowa do taty:
K: -Tata, a masz mój lizak?
T: -Wiesz, zapomniałem...
K: - Oj, oj! tata!
Czyżby dziecko zaczynało tacie sklerozę wypominać?

4 marca 2011

Antosiowe pierwsze słowa

Jeszcze miesiąc temu nie powiedziałabym, że Antek będzie mówił wcześniej niż Kuba. Muszę jednak zmienić zdanie, bo Antek w ciągu ostatnich paru tygodni zaczął  się rozkręcać. Jego zupełnie pierwszym słowem było tata i to właściwie przez ostatni rok było jego jedyne słowo. Potem było mnóstwo różnych dźwięków, które nie miały wiele wspólnego z mową i nie!!!! Parę tygodni temu doszła mama, a teraz jest już atu (auto), help (na pomoc), happy (happy czyli szczęśliwy), daj, kap-kap, tu, my (moje), to to? (co to?), dwa, ti (trzy) i jeszcze parę innych których teraz sobie przypomnieć nie mogę.
 Najważniejsze jednak jest w tym wszystkim, że chce powtarzać i lubi to robić. Pamiętam, że Kuby za nic nie można było skłonić do powtarzania, a Antoś bardzo chętnie to robi. Prawdą jest też, że po Antosiu wyraźnie było widać, że jego aparat mowy nie jest gotowy, bo zupełnie nie potrafił naśladować dźwięków, choć bardzo chciał i próbował. Z kolei u Kuby była sytuacja odwrotna. On umiał a nie chciał. Dopiero silna ingerencja nasza i logopedy go do tego zmusiła. Antoś widać, że chęci ma. Oby tak dalej, to do lata będzie już gaduła z niego taka jak Kuba.

20 lutego 2011

Co robi żaba?

Po polsku żaba kumka, czyli robi kum, kum.
Po amerykańsku żaba robi ribbit, ribbit.
Kuby żaba robi jibbit, jibbit.

Pyskaty Kuba

Nasza sąsiadka - studentka niezbyt się lubi z naszymi dziećmi. A wszystko dlatego, że nasze dzieci nie należą do dzieci które siedzą cicho. Dzieci jak to dzieci dużo wrzeszczą, płaczą... Zwłaszcza o 6 rano gdy studenci śpią snem zasłużonym. Jak dołączyć do tego cienkie ściany to od razu wiadomo dlaczego się nie lubią. 
Kuba i Witek wracając dzisiaj natknął się na sąsiadkę. Sąsiadka się właśnie obroniła i wyprowadza do innego stanu. Podczas rozmowy z Kubą zażartowała i powiedziała, że to przez Kubę i Antka się musi wyprowadzić, bo już dość ma porannych wrzasków. Na co Kuba wiele się nie zastanawiając jej odpowiedział:  To pani zachowuje się głośno i przez panią bolą mnie uszy!  
Hmm, Kuba właśnie skończył 4 lata. A co będzie dalej? 

Narciarza ciąg dalszy

Tydzień temu Kuba pojechał z Witkiem na narty. Oto efekty Kubusiowej pracy:


Jutro jak pogoda dopisze to pójdą na większą górkę, bo tata w końcu nart się dorobił i będzie mógł z dzieckiem zjeżdżać. Choć obawiam się, że dziecko będzie wolało samo...

9 lutego 2011

Narciarz

Ci co podczytują nas od dłuższego czasu pewnie pamiętają  zeszłoroczną przygodę Kuby z łyżwami. Po tych wszystkich wrzaskach na lekcjach z dużą obawą podchodziłam do pomysłu, żeby Kuba spróbował nart. Obawiałam się zupełnego braku współpracy z instruktorem. Choć w tym roku już nie byłoby pewnie bariery językowej, bo Kubuś świetnie sobie z angielskim radzi i większość już rozumie. Stanęło jednak na tym, że tata będzie uczył Kubusia. Chodzi o to, żeby podłapał zasady, a na profesjonalną naukę przyjedzie jeszcze czas. I choć w górach nie mieszkamy to w naszej miejscowości jest niewielki (a wręcz malutki) ośrodek narciarski co bardzo ułatwia nam sprawy organizacyjne. Górka wprawdzie nie jest za duża, są jednak jest wyciąg orczykowy i krzesełkowy oraz kilka tarczowych. Jest też ośla łączka, a nic więcej nam nie jest potrzebne. Tata zakupił Kubie sprzęt narciarski i pojechali. A żeby Kubie raźniej było, to pojechali wraz z dwójka innych 4- latków też uczących się jeździć na nartach. 



I co się okazało? Kuba wrócił zachwycony. Na pierwszej "lekcji" tata zabrał Kubusia na wyciąg orczykowy i parę razy zjechał będąc u taty między nogami. Kuba w ogóle się nie boi i od razu (tak jak na snowboardzie) chciał zjeżdżać sam. To była pierwsza lekcja. Na kolejnych  dwóch lekcjach tato zabierał Kubusia na mniejszą górkę gdzie na wyciągu talerzowym podciągał się na górkę i stamtąd zjeżdżał już sam.
Na chwilę obecną gdy nie jest zajęty rozglądaniem się i podglądaniem co inni robią, bardzo ładnie  zjeżdża, jeszcze lepiej wychodzą mu upadki na bok i powoli zaczyna wychodzić mu "choinka" czyli hamowanie pługiem.  Natomiast nie za bardzo wychodzi mu ustalanie czy chce jechać prosto, w prawo czy w lewo.  Ma więc nad czym pracować w najbliższą niedzielę. A może potem tata pozwoli mu zjechać z tej najwyższej górki samemu?

29 stycznia 2011

Gdyby kózka nie skakała...

...to nie byłoby pogotowia, szycia, wylanych łez i blizny do końca życia na czole.
A zaczęło się w zeszłą środę od fikania koziołków na łóżku. Fikali oboje, jednak to Antoś skoczył tak niefortunnie, że uderzył głową o kant łóżka i rozbił  głowę. Gdyby patrzeć na decybele które wydobywały się z gardła Antka, to można by powiedzieć że nic się nie stało. Bo faktycznie trochę popłakał, jednak nie wyglądało to na nic wielkiego. Dopiero po zatamowaniu krwi wyszło, że rozciął głowę na prawie 3 cm, żadne klejące plasterki nie pomogły by tutaj, więc pozostało nam pojechać z nim do szpitala. W szpitalu głowę zobaczyli, potwierdzili, że trzeba szyć i kazali czekać 3 godziny. Po 3 godzinach przyszedł lekarz i w 10 minut było po szyciu. Najbardziej to chyba bolał zastrzyk znieczulający i to, że dwie osoby go musiały trzymać.


Dzisiaj zdjęli mu szwy. I choć nie bolało za bardzo, to wrzasku i wyrywania się było strasznie dużo. Szycie poszło szybciej niż zdejmowanie szwów. Po wszystkim tylko groźnie na panią doktor spoglądał i przypuszczam, że szybko tam wrócić nie będzie chciał.
Przypomina mi ta cała historia moją siostrę, która była tylko ciut starsza od Antka i też była szyta, tyle że na brodzie. I do dzisiaj ze śmiechem w domu wszyscy wspominają, jak będąc na pogotowiu krzyczała za moim bratem: Adziejku ratujjjjj! Antek jeszcze nie mówi, ale pewnie gdyby mógł to też by wołał podobnie, tyle że Kubusia.

24 stycznia 2011

Czekoladki

Kuba dorwał się do czekoladek pozostawionych w kuchni na stole. Wziął  sobie jeden kawałek ,a z drugim poszedł szukać taty, żeby móc się z nim  i Antkiem podzielić. Bo Kubuś lubi się dzielić. Tata  jednak usypiał Antka, więc wygonił starszą pociechę z pokoju, żeby nie przeszkadzał. Gdy już uśpił Antosia poszedł do drugiego pokoju, gdzie Kuba bajkę oglądał i pyta Kubusia gdzie jest ta czekolada dla niego. A Kubuś na to: zjadłem. A potem dodał: Tata, ja się chciałem podzielić, ale Ty przecież nie chciałeś!

18 stycznia 2011

Inna rodzina

Kuba dzisiaj od samego rana był bardzo rozmowny i zaczął temat, którego nigdy wcześniej nie poruszał. Przylazł do mnie do łóżka, wyściskał, powiedział że mnie lubi po czym rzucił:
- A ja będę miał inną rodzinę...
 
Na początku nie zrozumiałam o co mu chodzi. Więc pytam, czy chce mieć inną mamę i tatę, a on na to, że nie.
- Będę miał to
(pokazał na obrączkę) i będę miał inny dom i mieszkał daleko, daleko...
Stwierdziłam, że dobrze by było gdyby nie mieszkał za daleko, bo wtedy nie będę go mogła za często odwiedzać, co przyjął chyba do wiadomości. Gdy zapytałam o kandydatkę na żonę, to stwierdził, że nie ma. Choć z drugiej strony dotarły do nas plotki, że w polskim przedszkolu jest pewna Natalka, za którą robi maślane oczy. Po czym dodał:
- No i będę tatą.... A Tonio będzie mamą...
Więc mu dalej tłumaczę, że Tonio nie może być mamą bo tylko dziewczyny mogą być mamami. Jednak Tonio też będzie miał kiedyś rodzinę i będzie tatą. Antoś który siedział obok nas zapytany kiwnął głową, po czym stracił zainteresowanie tematem, a Kubuś na koniec rozmowy dorzucił:
- Ale ja będę musiał poszukać nowego domu i tam będę mieszkał.
Ot, zebrało mu się na rozmowy o przyszłości :)

13 stycznia 2011

Zasypane miasto czyli dużo uciech dla małych dzieci

W nocy przyszedł śnieg. Duży śnieg. Trąbili o nim już w telewizji od paru dni. No i faktycznie nas zasypało. Spadło tyle śniegu, że mama utknęła w domu i do pracy dotarła mocno spóźniona. Autobusy nie kursowały, a samochód nam też zasypało.  


W pracy pustki, bo mało kto był w stanie dotrzeć do pracy. Mama zrobiła co miała w ciągu paru godzin i zdążyła jeszcze z dziećmi pojechać do przyjaciół, którzy w ogródku mają własną górkę do zjeżdżania. Nie dość że mają górkę, to dzieci jest czwóreczka i Kuba z Antkiem bardzo lubią  się z nimi  bawić. Cała szóstka świetnie się bawiła. Kuba z Antkiem najbardziej lubią sanki, bo nie wymagają dużego wysiłku.

 
Tata stał na górze, mama na dole łapała, żeby do zaspy nie wpadli, po czym tata schodził, sadowił chłopaków na sankach i wciągał do góry. Raptem parę razy tylko, bo się okazało, że chłopcy razem całkiem sporo ważą. W końcu tacie się znudziło i dzieci same musiały latać pod górkę. Nie było to łatwe zwłaszcza dla Antośka, który był na ubierany jak miś i w swoim zimowym kombinezonie miał problemy z poruszaniem się.  Co nie przeszkadzało mu turlać się po śniegu, łazić po zaspach i wcinać śnieg.


Potem Kubie zamarzyło się spróbować snowboardu i choć narty nie przypadły mu jeszcze do gustu, to snowboard od razu polubił. Jednym słowem założył deskę na buty  i pojechał. Trochę musi nad techniką popracować, jednak tata Kuby wciąż zbiera szczękę z podłogi i nie może się nadziwić, że Kuba, który często traci zapał po pierwszym kontakcie z danym sportem, tym razem złapał o co chodzi od razu i bardzo mu się to podobało. A co najważniejsze nie stracił zapału po pierwszym zjeździe.

Zobaczymy jednak co będzie dalej... W niedzielę tata zabiera Kubusia na narty. Może w tym roku zamiast łyżew będzie deska (deski) na nogach?