31 stycznia 2009

Pomocnik mamy

W rodzinie mama będzie rodzynką, więc czas zacząć szkolić tych najmłodszych męskich członków rodziny w pomaganiu. Kuba ostatnimi czasy bardzo mamie pomaga, zwłaszcza w wyciąganiu taty z łóżka i "zapraszaniu" taty na obiad. Tata pracuje głównie na noc, więc śpi do południa. W południe zjada z nami obiad i potem idzie jeszcze dosypiać z Kubusiem. Gdy już mama przygotuje obiad, to wystarczy hasło: "Kuba idź obudź tatę i powiedz mu żeby przyszedł na obiad". Kuba w te pędy leci do sypialni, wskakuje na niczego nie spodziewającego się tatę z głośnym wrzaskiem "mniam, mniam". Gdy tata mający zazwyczaj korki w uszach nie reaguje, to bierze się za skakanie po tacie i tarmoszenie. Te zabiegi na ogół pomagają dobudzić tatę. A że tato rzadko kiedy wyskakuje z łóżka natychmiast po otworzeniu oczu, to Kuba który absolutnie nie grzeszy cierpliwością zabiera się za ściąganie kołdry z taty i wyciąganiu poduszki spod głowy. Robi to tak skutecznie, że w przeciągu paru minut tato jest już na nogach i w kuchni zagląda mamie do garnków :)

Co nowego?

Kuba ostatnio pozbył się jednej bardzo uciążliwej umiejętności. Między innymi przestał wreszcie przy każdej okazji włazić na stół. Na stół wprawdzie nie wchodzi, ale zamiast tego wyczaił, że można sobie krzesło przesunąć i np. zobaczyć co to jest to coś co stoi na telewizorze, można dostać się do szafy bajkami i wybrać tę którą chce się oglądać albo też wyleźć na pralkę i dostać się do szafy z mamy kosmetykami.

Z nowych umiejętności to potrafi pięknie sprzątać zabawki. Zwłaszcza wieczorem jak pada hasło "idziemy się kąpać". W ciągu dnia jednak również się przykłada do sprzątania. Dzisiaj zaskoczył mnie posprzątaniem klocków do pudełka po tym jak się nimi pobawił. W dodatku zrobił to sam, bez żadnego proszenia się.

Pięknie sam myje rączki. Więcej jest w tym moczenia niż prawdziwego mycia, ale lepsze to niż nic. No i jak już ma umyć ręce, to myje je w nieskończoność. Myje, wyciera, każe sobie wodę znowu odkręcić i znowu myje. I tak do czasu aż się mamie cierpliwość wyczerpie i po prostu wyrzuci go z łazienki.

17 stycznia 2009

Ti-tit

Ti-tit to w tłumaczeniu oznacza auto, jazdę samochodem, zjazd na pupie po schodach. Jednym słowem wszystko związane z ruchem to ti-tit.
Ostatnio Kubuś ma kumulację motywów samochodowych. Wstaje z rana i od razu leci do swojego kąta, przynosi garść autek i po próbującej złapać resztę snu mamie jeździ jak nawiedzony. Autka też jeżdżą po wszystkich możliwych sprzętach domowych. Przed swoimi garażem z autami może spędzać długie chwile, nic innego go tak nie zajmuje jak właśnie zabawa autkami. Autka jedzą z nim owsiankę, bez nich owsianka zostanie kwitnąć do południa. Największą jednak ma frajdę gdy jedzie samochodem. Auta ma wtedy wszędzie i siedzi jak zaczarowany przynajmniej na początku.
Autka już są w stanie mocno zdezelowanym, wiele bez opon na kołach, bez drzwi czy siedzeń. Jednak grunt że jeżdżą, nawet jak trzeba je popychać i że wyglądają jak auta.
Zastanawialiśmy się ostatnio skąd u niego taka fascynacja samochodami? Jedno jest pewne, że to ani mama ani tata nie przyłożyli do tego ręki. Owszem dostał autka, bo to w końcu chłopak i przecież lalek nie dostanie. Jednak nikt mu nie pokazywał jak się nimi posługiwać. Trochę pewnie napatrzył się podczas naszych nieustających podróży, gdzie przecież auta to podstawa. Mamy też swoją teorię, że u Kuby skumulowały się geny fascynacji autkami. Dostał te które u taty były utajone i dopiero u Kubusia wybuchły ze zdwojoną siłą. Dziadek Wasia (tato taty) to bez aut też żyć nie może. Gdyby mógł to nic innego w życiu by nie robił tylko grzebał w silnikach i jeździł... Mama z tatą mają jednak nadzieję, że to fascynacja przejściowa i że niedługo zmieni się obiekt jego zainteresowań. Bo w końcu jest tyle ciekawych rzeczy... I wszystko czeka na odkrycie przez Kubusia.

Rozmowy o rodzeństwie

W czwartek skończyliśmy porządkować kącik dla młodego. Mamy więc już złożone łóżeczko, na nim na razie przewijak. A do tego komoda z ubrankami. Gdy ja układałam ubranka w szufladach, tato tłumaczył Kubusiowi dla kogo to wszystko.
Na koniec zapytał:

T: Kubusiu, chciałbyś mieć rodzeństwo?
K: Ta.
T: A może być braciszek?
K: Ta
T: A siostrzyczka?
T: Ta

Jak widać zero preferencji. Grunt, że ma być towarzysz zabaw.
A że wciąż mamy dylematy imienne, to wpadliśmy na pomysł, że może Kuba zdecyduje.

T: Kubusiu podoba Ci się imię Bartosz?
K: Ta
T: A Antek ?
K: Ta

A my dalej nic nie wiemy...

14 stycznia 2009

Bilans dwulatka

Jak przystało na prawdziwego dwulatka, Kubuś odbył wizytę kontrolną u pediatry. Mama Kubusia się trochę martwiła, bo on taka chudzinka, a do tego ostatnio fochy stroi przy jedzeniu, więc już miała wizje jak Kubuś spada do 20 centyla czy coś w tym rodzaju i trzeba będzie go gonić z jedzeniem. Jednak niepotrzebne to były zmartwienia:) Kubuś ma 92 cm wzrostu i 13 kg. W ciągu roku przytył tylko (aż) 2 kg i urósł 16 cm! Wciąż jest w 50 centylu zarówno wzrostowo jak i wagowo. A do tego jest zdrowy jak rydz! Został dzisiaj zaszczepiony na grypę i dostał drugą dawkę szczepionki na WZW typu A. Pani pielęgniarka stwierdziła, że to chyba najlepiej doszczepione dziecko w całej przychodni. I nie ma się co dziwić, bo w USA zaszczepili go na wszystko co się tylko dało. Kolejne szczepienia jak pójdzie do przedszkola, to wtedy doszczepimy go na meningokoki.

8 stycznia 2009

5 stycznia 2009

Sanki

Kuba zakosztował jazdy sankami. Dzisiaj postanowiłam go rozruszać i zmęczyć przed drzemką. Ubrani na misia, zaopatrzeni w sanki wyruszyliśmy na górkę. Górka niewielka i blisko domu. Babcia z okna podglądała. Kuba za nic na początku nie chciał siedzieć na sankach. Dopiero na górce posadziłam go i zepchnęłam. Ale mu się spodobało! Potem trzeba było jeszcze wytargać sanki i Kubusia na górkę, co byłoby na dłuższą metę ponad moje siły, więc babcia się ubrała i przyszła nam towarzyszyć w zabawie. To dopiero Kubuś miał frajdę. Mama spychała Kubusia z górki, babcia na dole łapała, robiła krótką rundkę objazdową na dole i wypychała Kubusia na górę do mamy. Kubusiowi tak się spodobało, że królewicz tyłka z sanek już nie ruszał tylko kazał się wozić. Na koniec, żeby go trochę zmęczyć jednak, mama kazała mu sanki ciągać. Protestował, ale w ostateczności dał się przekonać. Z trudnością dał się zaciągnąć do domu. Ale za to jaki apetyt miał! Jutro powtórka z rozrywki :)

3 stycznia 2009

Ale zmiana!

Kuba niedługo skończy dwa latka. Mamie zebrało się na przeglądanie starych zdjęć. Oto jak wyglądał Kubuś dokładnie rok temu:



A oto jak wygląda dziś:



Wyrósł, zgubił niemowlęcy tłuszczyk, na głowie burza włosów... A to tylko zmiany w wyglądzie. W każdym razie to już mały mężczyzna a nie niemowlaczek jak to było jeszcze rok temu.

Śniegowe szaleństwo

Po raz pierwszy Kuba może się wyszaleć na śniegu. W zeszłym roku był jeszcze za malutki, a do tego w Seattle śniegu było jak na lekarstwo i tylko raz porządnie naoglądał się śniegu podczas świątecznej wyprawy na snowshoes. Dopiero tej zimy może zakosztować co to jest śnieg i wyszaleć się do woli.
Od paru dobrych dni chodzi na śniegowe spacery. Na ubierany jak miś polarny, nawet rękawiczki polubił i już nie ściąga przy pierwszej próbie nałożenia.



Na podwórku szaleje. Wpada w każdą możliwą zaspę (bo tu u nas są już zaspy śniegowe) i strasznie się przy tym cieszy, choć akurat na tym zdjęciu to nie za bardzo to widać:



A jak się zmęczy, to siada pod pierwszym napotkanym przy drodze płotem i dalej nie zamierza nigdzie iść:



Wczoraj zjeździliśmy pół miasta w poszukiwaniu sanek. W końcu udało nam się je zakupić i dziś po raz pierwszy Kuba z dziadkiem wyruszył na górkę pozjeżdżać. Wygląda jednak na to, że Kuba woli sanki ciągnąć niż być ciąganym, a z górki to najlepiej się zjeżdża po pupie, sanki są do niczego... Tak przynajmniej wynika z relacji dziadka. Mama niestety nie daje rady już z Kubą i na spacery chodzi z nim sporadycznie. Może jutro zabierzemy wujka Andrzeja jako pociągowego i wyruszymy zobaczyć na własne oczy wyczyny Kuby na śniegu.