31 sierpnia 2008

Schody, krzesła i stoły

Schody Kuba opanował do perfekcji, chociaż wciąż przerażające jest to jego tempo schodzenia, chwiejność i brak koncentracji. Przynajmniej mnie się tak wydaje, bo jak na razie to spadł tylko 3 razy, w dodatku z pojedynczych stopni i bez uszczerbku na zdrowiu. Z każdym kolejnym upadkiem robił się ostrożniejszy. Teraz już wie, że musi się złapać poręczy lub ściany, no i nie jest znowu z niego taki kamikadze, bo jak jest sam to absolutnie nie skacze. Niestety wciąż nie wie, że powinien się również nie rozglądać. Za to mama wie, że za dzieckiem nie należy krzyczeć: "Kuba stój" lub "Kuba zwolnij", bo Kuba dostaje jeszcze większego przyspieszenia i wieje ile sił w nogach, co często kończy się plątaniem nóg i grozi upadkiem.

Krzesła niestety nie służą tylko do siedzenia. Za to można je przysunąć do parapetu, komody, szafy i włazić na wysokości, co jest kategorycznie zabronione. I jak tu takiego oduczyć włażenia?

Stół, ulubione miejsce do siedzenia i skakania. Można na niego wleźć i potem bez uprzedzenia rzucać się z niego w ramiona niczego nie spodziewającej się mamy lub dziadków. Na szczęście już coraz mniej, bo dwa tygodnie temu będąc w gościnie u ciotki mama z tatą kategorycznie się sprzeciwili jakiemukolwiek włażeniu na jakikolwiek stół. Po każdej próbie wspinaczki lądował karnie w kojcu, gdzie szedł po rozum do głowy. Po takim krótkim posiedzeniu rozsiewał buziaki w ramach przeprosin i kiwał paluszkiem w kierunku stołu mówiąc: "nie, nie, nie" . Po dwóch dniach siedzenia w wyjcu (bo taka się już przyjęła nazwa kojca) w końcu przestał wchodzić na stół. O dziwo, nawet po powrocie do domu dziadków ani razu nie wszedł na ławę i nie próbował skakać. Zatem metoda telewizyjnej niani z miejscem karnego siedzenia przynajmniej w tym przypadku zadziałała. Zatem chyba czas wypróbować tę metodę, gdy Kuba znowu będzie próbował pościągać kryształy babci z komody czy książki dziadka z meblościanki.

Żabka pełną gębą

Ćwiczenie czyni mistrza. Kuba ćwicząc do upadłego w końcu załapał, że prawa noga musi się zgrać z lewą nogą, żeby wyszedł efektowny zeskok. Takim to oto sposobem skaczemy z pierwszego schodka na drugi, z drugiego na czwarty, z czwartego by się chciało od razu na siódmy, ale trzy to już za dużo i efektu jeszcze nie widać, bo Kuba się chwieje na wszystkie strony i nogi gubi. Na szczęście skoki ze schodów uprawia przy asekuracji mamy. Za to zeskoki z chodnika na trawnik czy z krawężnika na drogę, to jak najbardziej samodzielnie. Kolejny olimpijczyk?

17 sierpnia 2008

Żabka

Kuba od jakiegoś czasu intensywnie próbuje się nauczyć skakania. Trochę wcześnie, bo w mądrych książkach piszą, że dziecko opanowuje tę umiejętność dopiero w wieku 2,5 roku. No, ale Kuba stwierdził, że jak wcześnie nauczył się chodzić to i wcześnie będzie skakał. Tak więc ćwiczy.... Najczęściej przy schodzeniu ze schodów. Trzymany za łapkę bierze rozmach i leci na łeb na szyję po 3-4 schody na raz. Dobrze, że robi to tylko gdy go ktoś trzyma. Ostatnio stwierdził, że dobrze też się skacze z rabatki babci. Włazi na rabatkę, bierze duży rozmach (wygląda to tak jak na mistrzostwach świata przy skokach w dal) i próbuje zeskoczyć na trawę przeskakując przy okazji 15-20 cm drewniany murek odgraniczający rabatkę od trawnika. Niestety nogi zupełnie się Kuby nie słuchają i pomimo tylu prób zawsze lecą osobno, co powoduje, że skok za każdym razem jest nie udany. No, ale ćwiczenie czyni mistrza, więc Kuba dzielnie ćwiczy.

Piaskowy ludek

Kuba do niedawna ignorował piasek. Nawet gdy dostał wiaderko, foremki i łopatki jakoś nie za bardzo ciągnęło go do grzebania się w piachu. Do zeszłego tygodnia. Jako że skończyła mi się inwencja twórcza, wyszukałam w piwnicy jego zapodziane już wiaderko z akcesoriami, do tego dorzuciłam ciężarówkę- wywrotkę na sznurku i poszliśmy z Kubą do piachu. No i wreszcie Mały zajarzył, że piasek to jednak fajna sprawa. Razem z mamą ładował do wywrotki piach lub napotkane kamyki i wywoził na drugi koniec piaskownicy. Dużo uciechy ma przy robieniu babek. Wprawdzie sam ni jak nie może załapać, że wiaderko trzeba wypełnić po brzegi, żeby zrobić porządną babkę, ale jak mama Kubusia to zrobi to ma mnóstwo uciechy w oklepywaniu wiaderka, podziwianiu babki a na koniec w jej szybkim niszczeniu. Teraz już nawet towarzystwa w piachu nie potrzebuje. Sam zabiera swoje piaskowe akcesoria i może w piaskownicy długo siedzieć przesypując piasek z jednego wiaderka do drugiego lub próbując wywieść go ciężarówką do ogrodu babci. Natomiast mama Kubusia ma dzięki temu trochę czasu na czytanie książek.

7 sierpnia 2008

Nocniczek

Kuba skończył już 1,5 roczku, jest lato, więc doszliśmy do wniosku, że nie zawadzi spróbować choć trochę nauczyć Kubusia korzystania z nocniczka. Wszystkie wcześniejsze próby kończyły się rykiem w momencie posadzenia go na nocnik, zaś sam nocnik służył jako kosz do przenoszenia klocków z kąta w kąt.
Nocnikowanie zaczęło się od zakupu nowego nocnika (bo stary został w USA) i kompletu majteczek. Najpierw nocnik sobie stał w kuchni i babcia próbowała wysadzać Kubusia na kupkę. Nic z tego. Kupkę robi się tylko i wyłącznie do pieluchy, a na siedząco na nocniku po prostu się dziecku odechciewa. Zatem z kupki nici. To próbujemy dalej...
Kubuś zajarzył, że czasem zdarza mu się zsikać, gdy nie ma założonego pampersa oraz że nie należy do przyjemności chodzenie w mokrych gatkach. Czasem wypuszczony do ogródka bez gatek gdy zrobi swoje pod krzaczkiem czy w trawie z głośnym krzykiem leci zaanonsować, że właśnie zrobił lu lu lu i pokazuje paluszkiem gdzie to coś nastąpiło.
Któregoś dnia dla treningu miał założone majteczki. Nocnik stał w pobliżu. Kuba co dwie minuty podbiegał do mamy i anonsował, że będzie lu lu lu. Więc mama co 2 minuty ściągała gatki i sadzała Kubusia na nocnik. Kubuś siadał, po czym mówił: "nie" i próbował założyć gatki z powrotem na tyłek. Co mu śmiesznie wychodziło, bo podciągał tylko przód, a tył świecił jak księżyc w pełni. Koniec hiostorii jest taki, że i tak zrobił siusiu do gatek i dopiero gdy już powstała kałuża przyleciał pokazać co zrobił.
Zatem wniosek nasuwa się taki, że choć wie co oznacza siusiu, to nie do końca wie kiedy mu się tak naprawdę chce siusiu, co oznacza, że odpieluszanie zostało cofnięte w czasie, poczekamy parę miesięcy i spróbujemy znowu. Może wtedy się uda?

"Lu lu lu"

Do repertuaru słownictwa Kuby dołączyło lu lu lu. A oznacza to toczenie piłeczki (czyli kululu), podlewanie kwiatków (woda robi lu lu), mycie rączek to też lu lu lu no i wreszcie robienie siusiu też oznacza lu lu lu. No bo jak wiadomo dziewczynki sikają, a chłopcy lulają. Przynajmniej za moich czasów tak było.