25 września 2011

Błogosławieństwo starszych kolegów

W USA początek września wiąże się z długim weekendem na który wszyscy pracujący z niecierpliwością czekają. My też. W tym roku postanowiliśmy się wybrać na Cape Cod nie sami, ale w większej grupie. Wynajęliśmy duuuży dom, pojechało 19 osób (4 rodziny) z czego 11 to były dzieci. 
Najmłodsze miało 2 latka (Antoś), najstarsze miało 13 lat. Większość jednak w wieku 7-11. W większości chłopcy i tylko dwie dziewczynki. Nasza dwójka była najmłodsza. Mieliśmy sporo obaw czy wyjazd się uda, czy nie skończy się tym, że przez całe 3 dni będziemy latać za dziećmi i ich pilnować, żeby sobie krzywdy nie zrobiły, a na koniec płacić odszkodowanie właścicielowi mieszkania za szkody.
Rzeczywistość okazała się zupełnie inna... Przez cały weekend jedyny czas kiedy trzeba było zwracać większą uwagę na dzieci była plaża od strony oceanu (Marconi Beach), gdzie fale były naprawdę spore i spokojnie mogły przewrócić osobę dorosłą, nie mówiąc w ogóle słabszych małych nóżkach.
Gdy mówię o pilnowaniu dzieci, to mówię o tych starszych, bo  mały Antoś tak się bał fal, że bez mamy i taty na metr od kocyka się nie ruszył. A gdy przypadkiem zapuścił się w pobliże wody która mu obmyła nóżki z płaczem uciekał na koc.  Tak więc Antek sam siebie pilnował, żeby za bardzo do wody się nie zbliżać. Sama plaża była piaszczysta i dzieciaki poza skakaniem na falach miały sporo frajdy z budowaniem zamków i innych budowli z piasku. Łopatki i wiaderka były w ciągłym ruchu, do koca podchodziły tylko wtedy gdy naszła je ochota na picie lub jedzenie. A budowle były ciągle budowane od nowa, bo przypływ i fale zabierały im dopiero co wybudowane konstrukcje.
Na plaży od strony zatoki (Skaket  Beach) było cudownie. Przede wszystkim gdy zjawiliśmy się na plaży wody nie było... to znaczy była, ale jakieś pół kilometra w głąb zatoki. Tak dużego odpływu dawno nie widziałam, ale też rzadko bywamy na plaży więc być może dla stałych bywalców plaż nad oceanem Atlantyckim to nic nowego. Rozłożyliśmy się na kocach, a dzieci pod opieką tatusiów poszły łapać kraby. Gdy po jakimś czasie morze przyszło do nas to fal praktycznie nie było, a woda była na tyle płytka, że cała nasza dziewiętnastka wlazła do wody, było dużo śmiechu i zabawy. Nawet Antoś przestał się bać, siedział w płytkiej wodzie i się pluskał.
A wieczorami chodziliśmy na spacery po plaży. Udało nam się złapać piękny zachód słońca, dzieciaki ganiały się po plaży, chlapały wodą i szukały krabów.
Po spacerze i kolacji dzieci znikały w pokoju z zabawkami, gdzie grały w gry planszowe i urządzały bitwy na poduszki. W efekcie z rana miały dużo sprzątania. Starszyzna brała pod opiekę najmłodszych i pilnowała, żeby awantur nie było.
Kuba przy okazji się zakochał. W jednej z dwóch dziewczyn. Wcale mu nie przeszkadzało, że Natalka ma 13 lat. Ważne że była ładna i Kuba nie mógł od niej oczu oderwać.   
Rodzice w tym czasie mieli czas na plotki i pogaduszki. 
Ten krótki trzydniowy weekend był podpowiedzią jak powinniśmy spędzić nasze kolejne wakacje. Najlepiej w duże grupie, z duża ilością dzieci i blisko plaży. Ostatnio pojawiły się nieśmiałe plany odnośnie wyjazdu do Karoliny północnej na przyszłe lato. Ponoć woda cieplejsza i piękne plaże. Wprawdzie podróż będzie długa, ale za rok to może chłopcy będą mieć więcej cierpliwości do dłuższych podróży samochodem.

20 września 2011

Miła mama

W niedzielę choć było zimno, to ładnie świeciło słoneczko, wiec postanowiliśmy się wybrać do lasu na grzyby. Już tydzień temu były to nasze plany, jednak zdrówko nam nie dopisało i trzeba było nasze plany zmienić. Kuba z Antkiem postanowili założyć tenisówki. Kuba wybrał takie co lubią się rozwiązywać. Jak tylko wyszliśmy z auta do lasu to zaczęło się marudzenie Kuby o zawiązanie sznurówek. Za każdym razem kierował swoje prośby do taty.
W końcu tato nie wytrzymał i powiedział: Idź z tym do mamy. Mama też potrafi!
Kuba potulnie przyszedł do mamy i poprosił o zawiązanie buta. No cóż mama miała robić... Zawiązała buta dziecku. 
A dziecko na to powiedziało do taty: Tata, widzisz jaka mama jest miła! Zawiązała mi buta!

Wycinanki

Kuba i Antek dorwali nożyczki. Pech chciał, że w tym czasie mama i tata rozmawiali przez skypa i nie zauważyli, że dzieci bawią się nożyczkami. Skończyło się wycinankami na obydwu głowach. U Antka niewiele widać, bo Antek nie lubi być obcinanym, nie lubi fryzjerów więc ostatnio babcia zrobiła trochę wycinanek na głowie Antosia. A Kubuś tylko poprawił, co w efekcie dało artystyczny nieład :)



Kuba natomiast parę tygodni temu był u fryzjera, włoski ma króciutkie i ładnie obcięte. O przepraszam miał ładnie obcięte. Bo właśnie parę dni temu zrobił sobie wycinkę na skóry na środku czoła. I teraz wygląda tak:

To nic że za tydzień w przedszkolu mają mieć robione zdjęcia. Chyba nie jest nam dane posiadanie ładnego i eleganckiego zdjęcia. Rok temu było podbite oko, w tym roku będziemy mieć nierówną grzywkę...

7 września 2011

Koniec wojaży

Po dlugim, prawie 3 miesiecznym pobycie w Polsce chłopcy w końcu wrócili do domu. Opaleni, z blond pasemkami i szczęśliwi. Kubuś wyrósł tak, że wszystkie spodnie z szafy trzeba było wymienić na dłuższe. Antoś wyrósł tylko trochę, ale za to rozgadał się i jak papuga powtarza wszystko co mu wpadnie w uszko.  Kuba rozgadał się jeszcze bardziej i przywiózł duży worek nowych słów i wiedzy zadziwiając nas wszystkich.
Po tak długiej nieobecności w domu wszystkie zabawki zrobiły się nowe, a chłopcy o dziwo bardzo zgodnie się nimi bawią. Od czasu do czasu zdarzają się awantury, jednak w porównaniu do tego co było parę miesięcy wcześniej to różnica jest duża. Kuba przejął dowodzenie i komenderuje młodszym bratem na wszystkie strony. 
Zaraz po powrocie z Polski Kuba poszedł do przedszkola, tego samego co rok temu. Pani Heidi bardzo się ucieszyła, że ma Kubusia znowu w grupie. W polskiej sobotniej szkole będzie w grupie 5-latków i zaczynają robić program zerówki, czyli będą się uczyć pisać. Antoś jest niepocieszony, bo musi w tym czasie siedzieć w domu.