27 lutego 2008

Pierwsze koty za płoty

Pierwszy dzień żłobka za nami. Poszło lepiej niż się spodziewaliśmy:)
Pobudka przed siódmą rano, bo trzeba Kubusia zebrać, umyć, nakarmić. Wyjechaliśmy trochę za wcześnie, ale po drodze trafiło nam się niewielki korek więc i tak dopiero przed ósmą byliśmy na miejscu. W żłobku już były dwie dziewczynki (obie z soplami, tylko czekać aż Kuba przytarga nowe).
Podczas gdy tato załatwiał z panią Julią (właścicielką) wszelkie formalności, Kubuś został rozpłaszczony i rozszalikowany oraz przebrany w jeszcze pachnące nowością mokasynki. Mokasynki bardzo mu przypadły do gustu, bo w odróżnieniu od skarpetek zostają na nogach, a do tego są milutkie i przyjemne. Skończyło się ślizganie w skarpetkach z ABS (który czasem jednak zawodził). Po przebraniu Kuba natychmiast poleciał zwiedzać teren. Zabrał dziewczynce zabawkę i próbował wleźć na zjeżdżalnię nie tą stronę co trzeba. Na pożegnanie mało co się nie popłakałam, a i tato Kubusia miał gulę w gardle. Kuba jednak pożegnanie ułatwił, bo przytulił się, dał buziaka i pomachał nam łapką.
Następne 5 godzin dłużyło nam się strasznie. Witek się pałętał w domu z kąta w kąt czekając południa gdy w końcu będzie mógł pojechać po Kubusia, a ja w pracy za nic w świecie nie mogłam się skupić na tym co robię.
Gdy tato Kubę odbierał, to Młody był tak zmordowany, że ledwie stał na nogach i przypięty w fotelik samochodowy odpadł jeszcze zanim samochód ruszył. Musiał nieźle szaleć bo rzadko mu się zdaża być aż tak zmęczonym. Nowe zabawki, nowe twarze, dzień pełen wrażeń. Ze słów pani Julii wynika, że Kuby wszędzie było pełno i nawet na minutę nie usiadł, czyli normalka:) Pięknie zjadł lunch. Wprawdzie tato nie dopytał co na ten lunch było, ale pani Julia stwierdziła, że apetyt to mu naprawdę dopisuje! A poza tym był na spacerku i ani razu nie płakał. Dzielny chłopak! Jedynie na widok taty który po niego przyjechał mina mu zrzedła. Tylko teraz nie wiem, czy to było skrzywienie spowodowane żałością, że na tak długo go zostawiliśmy samego czy raczej złością, że tato go zabiera do domu. Pewnie przekonamy się za parę dni. Na razie to mam wrażenie, że Kuba nie do końca zdawał sobie sprawę, że wychodzimy i wracamy dopiero za jakiś czas. W czwartek Kuba zostaje 6 godzin, będzie drzemka.

P.S. Tato razem z Kubusiem dostał zużytą pieluszkę. I teraz nie wiem, czy to po to żebyśmy wiedzieli co się dzieje w układzie pokarmowym, czy w ramach rozliczanie się z pieluch...

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

tak trzymac Haniu!!!
dzielny ten Wasz Kubus :)

sciskam Gosia Haba