31 marca 2011

Królik doświadczalny

Mama wynalazła, że wydział psychiatrii na uczelni potrzebuje zdrowe dzieci jako kontroli. Konkretnie chodzi o pomiar mózgu (różnych jego części) i porównanie ich z mózgami dzieci chorych psychicznie. Całe nasze zadanie to wypełnienie paru ankiet o zdrowiu Kubusia,  a Kubuś wraz z jednym ze doktorantów miał zrobić parę testów oraz dać sobie zeskanować mózg w tomografii komputerowej. Mama z tatą połasili się na darmowy obrazek mózgu dziecka i Kubusia zapisali.  
Pierwsza część poszła bardzo dobrze. Tata wypełnił jedną cześć ankiet na miejscu, drugą wypełniła mama w domu. Kuba zrobił bardzo dobrze wszystkie testy. Nie wiemy co było w testach, bo to sprawa między Kubą a osobą testy prowadzącą. Osoba prowadząca jedynie stwierdziła, że poszły mu bardzo dobrze. Nie za bardzo umiał jedynie napluć do próbówki w celu zrobienia badań genetycznych. W końcu zrobili mu patyczkiem wymaz ze śliny, bo z pluciem mu zupełnie nie wyszło. 
Dzisiaj przyszła kolej na tzw. MRI czyli rezonans magnetyczny. Cały cykl badań miał trwać prawie 45 minut. Podzielony był na 5-10 minutowe sesje. W czasie sesji Kuba miał leżeć spokojnie i nie ruszać głową. Tutaj mama zaczęła się zastanawiać, czy w ogóle jest to możliwe.... Sprawa okazała się jednak bardziej skomplikowana. Otóż Kuba położył się na specjalnym łóżeczku, dał sobie obłożyć głowę ręcznikami, które miały mu pomóc utrzymać głowę unieruchomioną. Jednak ponad jego siły było nałożenie mu na głowę coś w rodzaju kasku. Nie dał sobie tego czegoś włożyć na głowę i już. Jak tylko zobaczył mamę stwierdził, że on się boi i zlazł z łóżka. Nie pomogły przekonywania ani mamy ani taty. Pokazał paluszkiem na Antosia i powiedział, że mają sobie wziąć Antka. Antek chętnie by poszedł tylko że jeszcze jest za malutki. W każdym razie gdyby Kuba zmienił zdanie mamy zadzwonić. Nie sądzę jednak, że Kuba da się przekonać. Tak więc chyba jednak nie będziemy wiedzieć co siedzi w głowie Kuby...
A co Kubuś z tego ma? Zarobił swoje pierwsze w życiu pieniążki. I to całkiem niezłe jak na 3 godziny pracy. Jednym słowem płacą mu lepiej niż mamie za godzinę, a w dodatku całość nie została opodatkowana.

28 marca 2011

Spotkanie z Bogiem

Po ostatnim numerze Kuby z rozwaloną szopką bożonarodzeniową na długi czas nie pokazywaliśmy się na mszy. Co za sens ma chodzenie na mszę niedzielną gdy się nie pamięta nawet o czym były czytania. W Kubę już w drzwiach kościoła diabeł wstępował. Często jeszcze przed kazaniem lądował z tatą w samochodzie. Tak to wyglądało gdy Antek jeszcze siedział w wózku i spał.  Gdy jakieś pół roku temu Antek zaprotestował przeciwko siedzeniu w wózku i spaniu kościele zaczęły się jeszcze większe cyrki. Gdy udało mu się wysiedzieć do końca, to wszyscy wokół mieli nas serdecznie dość, wszystkie starsze panie pozbywały się wszelkich słodkości z torebek byleby tylko nasze dzieci siedziały cicho i dały się modlić innym. Zatem jaki sens ma chodzenie do kościoła, gdy człowiekowi mordercze myśli przelatują przez głowę? Tak więc zapadła decyzja, że dopóki nasze dzieci nie zmądrzeją i dopóki mają mrówki w gaciach będą siedzieć w niedzielę w domu. A my razem z nimi.
Ostatnimi jednak czasy Kuba zaczął wykazywać zainteresowanie Bogiem. Nauczył się jak porządnie się przeżegnać, zaczął podczytywać Biblię dla dzieci. Doszliśmy więc do wniosku, że chyba czas zacząć znowu pojawiać się w kościele. Tydzień temu pojechał sam tato z Kubą. Uff! Udało się tacie (i Kubie) wysiedzieć do końca bez większej rozróby. Dzisiaj pojechaliśmy wszyscy razem na mszę dziecięcą. Raz w miesiącu wszystkie dzieci idą  na początku mszy do ołtarza i razem z księdzem śpiewaj, czytają i w czasie kazania prowadzą konwersacje na mądre tematy. Nasza dwójka na hasło "dzieci do ołtarza" porwała się natychmiast. Za nimi tata i mama. Rodzice usiedli w ławce z przodu, żeby w razie czego interweniować. Na szczęście teraz nie ma sezonu na szopkę, więc co najwyżej kielichy wraz z nakryciem ołtarza mogło polecieć na ziemię. Na szczęście nie było aż tak źle. Najpierw się przedstawił księdzu, że on jest Kuba. Potem przed czytaniem odpowiadał na pytanie księdza. W czasie czytania (było o Jakubie), stwierdził, że on też jest Jakub. W trakcie kazania siedział cały czas z ręką w górze i bardzo chciał być wytypowany do odpowiedzi. Po kazaniu zaczął się nudzić. Wydębił od pani siedzącej za mamą lizaka i przez jakiś czas siedział cicho i spokojnie razem z mamą. Antek w tym czasie kursował między mamą i ołtarzem. Na sam koniec poszli oboje śpiewać pieśni na zakończenie mszy.  Choć tak naprawdę to chór dziecięcy śpiewał, a Kuba tańczył coś co wyglądało na ciężkiego rocka. Proboszcz stał i obserwował jego poczynania, w końcu nawet on nie wytrzymał.  Podszedł do Kuby i coś tam mu na uszko naszeptał. Kuba się uspokoił, ale nie zdradził co mu ksiądz powiedział.
Na zakończenie tak miłej mszy Kuba się zgubił. Wylazł z kościoła z innymi dziećmi. Tylko że inne dzieci czekały na rodziców a Kuba zniknął. W kościele go nie było, w salkach katechetycznych też nie. Tata obleciał cały parking przykościelny, Kuby nie ma. W końcu koleżanka Anetta (wielkie dzięki Anetko!) znalazła naszą zgubę na drugim parkingu oddalonym od kościoła o jakieś 200-300 m. Przy domu pogrzebowym. Tam gdzie stało nasze auto. Kuba po prostu sobie poszedł do auta. Nie pierwszy raz wykręcił taki numer, że uciekł nie czekając na osobę dorosłą. Nam ulżyło że się znalazł. Kuba dostał pokutę do świąt w postaci braku bajek i gier. Za tydzień też się wybieramy. Mam tylko nadzieję, że za jakiś czas nie będziemy musieli szukać innej parafii.

17 marca 2011

oj tata!

Wieczorem Kubuś odbył z tatą rozmowę telefoniczną. Kuba bardzo chciał lizak który zostawił rano w samochodzie. Tata był daleko i obiecał, że jak będzie wracał do domu to mu go na pewno przyniesie. 
Potem jednak zrobiło się późno i Kuba nie doczekawszy się taty poszedł spać.


Dzisiaj jego pierwsze słowa do taty:
K: -Tata, a masz mój lizak?
T: -Wiesz, zapomniałem...
K: - Oj, oj! tata!
Czyżby dziecko zaczynało tacie sklerozę wypominać?

4 marca 2011

Antosiowe pierwsze słowa

Jeszcze miesiąc temu nie powiedziałabym, że Antek będzie mówił wcześniej niż Kuba. Muszę jednak zmienić zdanie, bo Antek w ciągu ostatnich paru tygodni zaczął  się rozkręcać. Jego zupełnie pierwszym słowem było tata i to właściwie przez ostatni rok było jego jedyne słowo. Potem było mnóstwo różnych dźwięków, które nie miały wiele wspólnego z mową i nie!!!! Parę tygodni temu doszła mama, a teraz jest już atu (auto), help (na pomoc), happy (happy czyli szczęśliwy), daj, kap-kap, tu, my (moje), to to? (co to?), dwa, ti (trzy) i jeszcze parę innych których teraz sobie przypomnieć nie mogę.
 Najważniejsze jednak jest w tym wszystkim, że chce powtarzać i lubi to robić. Pamiętam, że Kuby za nic nie można było skłonić do powtarzania, a Antoś bardzo chętnie to robi. Prawdą jest też, że po Antosiu wyraźnie było widać, że jego aparat mowy nie jest gotowy, bo zupełnie nie potrafił naśladować dźwięków, choć bardzo chciał i próbował. Z kolei u Kuby była sytuacja odwrotna. On umiał a nie chciał. Dopiero silna ingerencja nasza i logopedy go do tego zmusiła. Antoś widać, że chęci ma. Oby tak dalej, to do lata będzie już gaduła z niego taka jak Kuba.