13 lutego 2008

A jednak...

No i stało się... Kuba idzie do żłobka. Buuuu. Jakoś tak ciężko mi (nam) na duszy na samą myśl. Gorsze to niż pójście do pracy gdy miał 3 miesiące. Trzeba będzie zaufać i powierzyć naszego Kubusia zupełnie obcej osobie.... Kuba pewnie sobie poradzi, bo on sobie nie da w kaszę dmuchać. Poustawia tam resztę maluchów pewnie po kątach. Martwię się jednak jak będzie wyglądało spanie i jedzenie. W końcu śpi z wielkim bólem w ciągu dnia, pewnie nikt go nie będzie gładził po główce. A co do jedzenia to on nie zawsze je to co dorośli, czasem jeszcze wcina papki, a tam będą tylko takie jedzonka niepapkowane. No i zupełnie nie potrafi posługiwać się łyżeczką... I będzie na pewno tęsknił do nas... To tyle na temat maminych smutków :(
A oto jak doszło do zmiany planów: właścicielka żłobka nr. 2 nie odpowiadała na telefon. Do tego ciągle nam po głowie chodził ten żłobek nr.3. Więc w ostatniej chwili zmieniliśmy plany. W poniedziałek Witek potwierdził, że bierzemy to pół etatu. Zaczynamy 25 lutego. Przez 3 dni w tygodniu (poniedziałek, czwartek i piątek) od 8.00 do 17.30 Kuba będzie w żłobku. Taki stan będzie do końca lipca. W sierpniu powinno być miejsce na cały tydzień. A do tego czasu Witek będzie pracował na pół etatu i 2 dni będzie z Kubusiem w domku.
Teraz czeka nas powypełnianie wszystkich dokumentów, karty szczepień, kto i kiedy odbiera Kubusia, czy może chodzić na wycieczki i całe mnóstwo co może a czego nie. Do tego dochodzi wyprawka: codziennie ma mieć ubranko na zmianę (będę chyba musiała dokupić parę spodenek bo chyba nie wypada żeby biegał w rajtkach jak dziewczyna), dodatkowe ciepłe butki, kapcie, ulubiony kocyk do spania, pieluchy i chusteczki. Pewnie też trzeba mu będzie zakupić parę butelek na mleko (bo ma już być pobutelkowane na cały dzień) i kubek niekapek. Ma też posiadać tzw. "emergency kit", czyli puszki z mięskiem, warzywkami, owocami, woda mineralna, mały kocyk ratunkowy (ten taki a la sreberko), latarkę, maskotkę, zdjęcie z rodzicami, adresy i telefony rodziców i kogoś z najbliższej rodziny, pelerynka przeciwdeszczowa. A cały ten sprzęt ma być zapakowany w 1galonowym worku zip lock i spakowany do kubusiowego plecaczka. Będzie ten plecaczek przechowywany w żłobku i co roku przechodził przegląd. Mam nadzieję, że będzie to tylko przegląd i nigdy się Kubusiowi nie przyda.
Na razie będzie Kubuś podróżował do żłobka ze mną autobusami (niestety z jedną lub dwoma przesiadkami). A co jak się okaże że on odziedziczył te gorsze geny moje i Witka i będzie haftował jak chory kot? Wolę o tym nie myśleć... Gdy już będzie wiadomo, że zostajemy na kolejny rok (pewnie się dowiem w ciągu miesiąca), wtedy albo szukamy mieszkania w pobliżu żłobka albo kupujemy dla mnie auto. Fajnie jest mieć własne auto. Ale... ja potrzebuje prywatnego kierowcy, bo wożąc 2 razy dziennie Kubę zejdę w szybkim tempie na zawał spowodowany nadmierną wyobraźnią co może się w czasie takiej podróży zdarzyć. Pozostaje więc przyłożyć się do szukania mieszkania :)
Trzymajcie kciuki za Kubusia. Żeby nie nie spełniły się żadne moje zle myśli...

4 komentarze:

Agata pisze...

Hanuś, nic się nie martw! Kubuś pewnie lepiej to zniesie niż Wy oboje razem wzięci. Będzie miał towarzystwo i zabawki inne niż w domu. Napisz mi to samo, jak Alek pójdzie do przedszkola. Aż boję się myśleć... ;)

HANIA pisze...

Dzięki Agatko :)

Anonimowy pisze...

Kuba będzie bardziej socjalny, będzie łatwiej nawiązywał znajomości i nie bał się obcych, nabędzie odporności na różne mikroorganizmy (bo jak sie z nimi stykasz na co dzień to powszednieją i je olewasz), szybko sie nauczy obsługi nocnika, nie grozi mu bycie rozpieszczonym marudnym jedynakiem (tak jak naszej gwiazdce) i w ogóle będzie bardziej odporny psychicznie i samodzielny. I już. takie zalety żłóbków opisują rozmaici... Powodzenia, trzymamy za Was kciuki! AGH

HANIA pisze...

Aniu, zalety zaletami, to wszytko wiemy. Ale i tak smutno...