23 lutego 2010

Kto Ty jesteś?

Kubie ostatnio buzia się nie zamyka. Wprawdzie są to raczej różne dźwięki niż wyrazy, nie mniej bardzo nas to cieszy, bo powoli język mu się rozwiązuje.
W sobotę Witek wrócił z zakupów. Rozpakowuje zakupy i gada do siebie. Na koniec wyciąga awokado i pyta Kubusia: Co to jest? Awokado! Kubuś co jemy na kolację? A Kuba odpowiada: Atado!


Dziś wracamy wieczorem do domu i Kuba jak ma to ostatnio w zwyczaju rozrabia. A to ucieka gdzieś w krzaki albo zostaje na schodach i dalej iść nie chce. W końcu Witek się zdenerwował i mówi do niego: jesteś gałgan. A potem go pyta: kto ty jesteś? A Kuba na to gagan. Od razu mi całe zdenerwowanie na tego mojego gałgana przeszło :)

15 lutego 2010

Impreza urodzinowa

Urodziny Antosia świętowaliśmy z naszymi nowymi przyjaciółmi.
Antoś był z tego powodu bardzo radosny i zadowolony. Zresztą nie tylko on. Kubuś oszalał ze szczęścia gdy przyjechali Kasia i Maciek z rodzicami. Razem bawili się balonikami, biegali z pokoju do pokoju, co jakiś czas rozlegało się wielkie BUM! Antoś latał za nimi radośnie chichocząc, wcale się nie przejmując strzelającymi balonami i tym, że jest najmłodszy w tym gronie.
Przy śpiewaniu Sto lat, Tosiek uważnie słuchał, za to przy dmuchaniu świeczki na torcie śmiał się na całego, czym rozbroił wszystkich, bo tak radośnie to mało kiedy się śmieje.
W końcu Kubuś pomógł bratu zdmuchnąć świeczkę.


Tortu też nie dał sobie zabrać i zjadł cały kawałek samodzielnie:

A jak goście sobie już poszli, to Antek szybko zasnął, a jeszcze szybciej mu się odmieniło i stwierdził, że on będzie z okazji swoich urodzin imprezował całą noc. No i imprezował do rana, z niewielkimi przerwami na spanie. Mam nadzieję, że dziś już będzie spał ładnie jak na roczne dziecko przystało.

Roczek Antosia

Antosiu,
z okazji Twoich pierwszy urodzin
życzmy Ci dużo zdrówka, miłości i spełnienia dziecięcych marzeń.
Niech Twoje kolejne latka będą tak beztroskie jak ten pierwszy rok życia.

Sto lat Syneczku!



9 lutego 2010

Wiaderko pełne dinozaurów

Mikołaj przyniósł Kubusiowi wiaderko z dinozaurami. Średniej wielkości te dinozaury. Plastikowe. Krzywdy nie robią :) Kiedyś wcześniej dostał książeczkę - puzzle, tez z dinozaurami. Długo leżała na polce, bo Kuba był wciąż za mały, żeby pookładać puzzle z 20 paru kawałków. Ostatnio jednak coraz częściej do tych puzzli sięga i układa. Z powodzeniem. Znudziły mu się już kreciki i inne układanki. Teraz na topie są właśnie dinozaury. Układanek jest kilka. Niektóre idą mu lepiej, inne gorzej. Któregoś dnia, krotko po świętach, wypożyczyliśmy z biblioteki jeszcze parę książeczek o dinozaurach i Kuba został uświadomiony co to są za zwierzęta, co jadły i kiedy żyły. Trudno mi powiedzieć, co z tego zrozumiał. Pozostały mu jednak w pamięci nazwy dinozaurów. Trochę pewnie pomógł w tym tata, z którym Kubuś czasem dopasowywał dinozaury z wiaderka z tymi z książek. Dziś z rana poukładał na stole swoje 7 dinozaurów i poproszony o przyniesienie tyranozaura przyniósł tyranozaura. Potem był diplodok, panoplozaur, styrakozaur, allozaur i stegozaur. Nigdy się nie myli co do panoplozaura. Zawsze potrafi go rozpoznać. Jednak dziś mnie mój Synek zaskoczył, bo nie spodziewałam się, ze nauczy się je rozpoznawać i jeszcze pamiętać jak się nazywają. Dla mnie biologa nazwy trudne do zapamiętania i nawet na studiach ich się nie nauczyłam. A taki 3 letni smyk opanował to raz dwa :)

3 lutego 2010

Spostrzegawczość

Dwa tygodnie temu w sobotę była śliczna pogoda. Świeciło słoneczko, nie za zimno, a do tego dużo śniegu. Nic tylko iść na sanki. Kubie dwa razy nie trzeba było powtarzać. Raz dwa się ubraliśmy, spakowaliśmy sanki do samochodu. Jedziemy.
Ujechaliśmy może z 300-400 metrów. Przy wyjeździe na główną ulicę auto stwierdziło, że dalej nie jedzie. Udało nam się jeszcze zjechać na parking, co by drogi nie blokować, a potem to już pozostało nam dopchać auto do miejsca parkingowego. Jak się potem okazało, tato zapomniał.... zatankować. To znaczy wiedział, że jest rezerwa, ale wydawało się, że jeszcze z 50 mil ujedziemy. A tu lipa.... Pozostało nam wyładować dzieci z auta, wyciągnąć wózek i wrócić do domu. To znaczy ja wróciłam do domu z dziećmi, a Witek poleciał na stację benzynową. I tak oto w ten piękny słoneczny dzień skończył się nasz wypad na sanki.
W zeszłą niedzielę, po południu też się nam zachciało sanek. Pogoda ładna i choć mroźno trzeba było dzieci przewietrzyć. Zatem ubraliśmy się w miarę szybko, zapakowaliśmy sanki i wsiedliśmy do samochodu. Wyjeżdżając z parkingu Kuba zadał tacie pytanie: "Tata, titit ma lulu?" Ano tym razem titit miało lulu :)

1 lutego 2010

Zimowy Antoś

Gdyby zapytać Antosia co mu się w zimie podoba, to chyba nie za bardzo by wiedział co odpowiedzieć. Bo po pierwsze zakładają mu grube rajtuzy, jakieś swetry, na to kombinezon w którym ledwie się rusza, ocieplane buty, czapkę, szalik. A o rękawiczkach to nie ma nawet co marzyć, bo ryk taki, że w sąsiednim domu słychać..... Jak go posadzą na podłodze, to natychmiast przewraca się na plecy jak ten żuczek i wrzeszczy wniebogłosy. No bo jak się tutaj ruszać jak tyle warstw założonych?
Po drugie nie wiadomo czemu wszyscy się ekscytują jakimiś tam sankami. A on po prostu tych sanek nie lubi!!! No w ostateczności można jeszcze się na nich wozić w towarzystwie Kubusia lub mamy, ale zjeżdżać z górki? No kto to widział!
Na przykład dzisiaj... Starszy brat szalał na sankach, a Antoś wolał siedzieć u taty na rękach i patrzeć z góry na te jego wygłupy. Mama się uparła żeby mieć zdjęcia, no to ma parę jak zjeżdża z tatą.
Ale żeby to była jakaś przyjemność? Brrr. Raczej nie.
Przypuszczam, że za rok będzie śpiewał inaczej :)

Zimowe rozrywki

Rok temu Kuba po raz pierwszy zakosztował jazdy sankami. Pierwsze spotkanie z sankami nie za bardzo mu się podobało, ale już kolejne znacznie bardziej. Udało mu się nawet babcię zaciągnąć do ciąganie go po górkach. W tym roku na słowo sanki zareagował natychmiast. Chcieliśmy najpierw sprawić dzieciom sanki drewniane, takie z oparciem, żeby można też było Antka wozić. W końcu nie udało nam się ich kupić i stanęło na zwykłych plastikowych, mających służyć wyłącznie zjazdom z górki.
Parę razy Kuba był na sankach z tatą co owocowało brakiem zdjęć. Dziś udało nam się pójść całą rodzinką do parku na najbliższą w okolicy górkę. Ludzi praktycznie nie było, więc cała górka była nasza.

Kuba już wprawiony w bojach stwierdził, że on zjeżdża sam. Ułożył się na brzuchu i dawaj z górki na pazurki! A potem się jeszcze wykłócał gdy ktoś z nas chciał z nim zjechać. W ostateczności każdemu z dorosłych pozwolił zjechać parę razy i na tym się skończyło. Sanki są jego, więc nawet Antek nie był w łaskach.
W tym roku już chętnie sanki bierze za sznurek i wyprowadza na górkę.

Czasem mu się wymkną, ale dzielnie łazi za nimi, łapie i wyciąga na górkę. W przyszłym roku to pewnie razem z Antkiem będą śmigać na wyścigi kto pierwszy.