17 czerwca 2010

Gaduła

Z Kuby powolutku robi się gaduła. Wiem, trudno w to uwierzyć po taki długim okresie braku współpracy z jego strony, jednak... od dobrych paru tygodni do słownika Kuby przybyło kilkanaście nowych wyrazów. Jak na tak długi okres milczenia to bardzo dużo. Czasem milczy parę dni, ale są też dni, gdy pojawia się kilka nowych słów. Zdecydowanie do mitów mogę za to wrzucić teorię którą mnie dużo ludzi częstowało, że jak już Kuba zacznie gadać to od razu całymi zdaniami. Do tego to mu jeszcze daleko. Wciąż mówi niewyraźnie, jednak im więcej używa danego słowa, tym lepiej zaczyna je wymawiać.
A wszystko zaczęło się od mojego kolejnego już spotkania z logopedą. Tym razem miało to być spotkanie podsumowujące wszystkie poprzednie testujące Kubusia i mające za zadanie nakierować nas rodziców na sposoby mające pomóc Kubie używać języka. Metody okazały się zupełnie różne od tych, które nas sugerowała poprzednia logopeda i jak widać w wypadku Kuby się sprawdziły. Generalnie chodziło o to, żeby go zmusić do mówienia, a nie obchodzić się z nim jak z malowany jajkiem. Zatem jeżeli chce coś dostać, to ma powiedzieć co chce dostać. Czasem warto użyć szantażu, w rodzaju "dostaniesz lody jak powiesz co chcesz ,na przykłada daj lody". Jeżeli nie powie, to nie dostanie. Ważna jest konsekwencja. Inna rada, to za każdym razem gdy Kuba powie coś w swoim języku, to zawsze to powtórzyć używając poprawnej polszczyzny.


Tata wziął sobie do serca rady logopedy i zaczął trening od nauczenia syna wymawiania imienia. Trwało to raptem pół dnia i kosztowało tatę dwie garści cukierków M&M'sów. Na początku imię przypominało Tuba. Teraz coraz bardziej przypomina Kuba. Kolejne słowa poszły łatwo. Były to daj i lody. Ku naszemu zaskoczeniu równie łatwo poszło z imionami brata, ciotki i wujka. Potem doszło ukochane słowa auto i bajka (baja), a całkiem niedawno dom, lis i stary. To tylko niektóre z tych które pamiętam... Całkiem fajnie też układa z tych nowych wyrazów zdania. Mało gramatyczne, jednak dobrze, że choć z tym nie ma większego problemu i raczej ograniczenia wynikają z braku słownictwa niż z chęci. Znacznie gorzej idzie wyplenienie słów, których nauczył się mówić po swojemu.
Świetnie wychodzi mu alfabet. Literki powtarza w piosence lub za kimś i wymawia większość liter bez problemu, zarówno po polsku jak i po angielsku. Z liczeniem do dziesięciu ma problem po polsku. Za to wujek Andrzej trenował go w liczeniu po angielsku i idzie mu to o niebo lepiej. Chyba dlatego, że wymowa łatwiejsza i wyrazy jednosylabowe. Wyłapałam też u niego parę potocznych powiedzeń używanych w języku angielskim, z czego najbardziej podoba mi się w jego wykonaniu O my God!