27 października 2011

Mouse problem

Wczoraj tata odbierał Kubusia z przedszkola i się trochę spóźnił. W klasie nie było już dzieci i został tylko Kuba z panią wychowawczynią. Tacie było bardzo głupio że tak niefajnie się spóźnił i że dziecko wraz z panią musieli na niego czekać, wiec zaczął przepraszać Synka i przedszkolankę. Kuba wysłuchał po czym machnął ręka i powiedział: Tata, it is a mouse problem! Tata bardzo zdziwiony nie bardzo wiedział co odpowiedzieć, na co przedszkolanka wyjaśniła, że dzieci dzisiaj poznawały słownictwo związane z dużymi i małymi problemami. I takim oto sposobem tata Kubusia dowiedział się (a ja parę godzin później też), że duży problem to jest elephant problem, a mały to mouse problem. A taty spóźnienie to nic takiego, bo Kuba bardzo lubi przedszkole i wcale mu nie przeszkadzało, że musial zostać  w nim parę minut dłużej.

24 października 2011

Drużyna w żółtych koszulkach

Pierwszy sezon piłki nożnej Kuby prawie za nami. W najbliższy czwartek jeszcze trening, w sobotę ostatni mecz, a następne dopiero w kwietniu. Tak, tak... Kuba od 2 miesięcy należy do małej ligi piłki nożnej w naszym miasteczku. Tata Kubusia jest zapalonym piłkarzem i bardzo chciał, żeby jego synowie też złapali bakcyla. Zwłaszcza, że mama nie za bardzo lubi z tata mecze oglądać.
Z młodszym Antosiem jeszcze nie do końca wiadomo jak to będzie, ale z starszym Kubą nie ma już wątpliwości, że piłkę nożną lubi. Początki nie były trudne, bo Kuba ma sporo energii, lubi biegać więc godzina biegania na boisku to dla niego żadna nowość. Tym bardziej, że zajęcia dla takich 5-letnich maluchów są bardzo urozmaicone, jest sporo gier i zabaw. Kuba po takiej dawce ruchu na świeżym powietrzu po powrocie do domu pochłaniał niesamowitą ilość jedzenia po czym bez zaproszenia od razu szedł do łóżka.

Mecze mają w soboty z ranka. Wymagało to nie lada organizacji, bo w soboty do południa jest polska szkoła, więc Kuba z tatą najpierw jechali do szkoły na 1,5 godziny i zaraz po tym jak tata kończył swoje lekcje historii urywali się z przedszkola i pędzili na złamanie karku na mecz. Zazwyczaj spóźniali się parę minut, jednak nie stanowiło to większego problemu. Mecze dzieci rozgrywają trójkami, grają po parę minut i co chwila się zmieniają. Dziewczyny nie ustępują chłopakom, a niektóre są lepsze niż niejeden chłopak. Trenerzy nie nie liczą bramek, przynajmniej oficjalnie, choć patrzą i obserwują, bo w sobotę na ostatnim meczu będą wręczane medale najlepszym zawodnikom.
Napiszę jak dumna mama: Kuba świetnie sobie daje radę. Mało bywałam na zajęciach, bo to głównie tato Kubusia woził z racji ważnej funkcji - pomocnika trenera, więc ja zazwyczaj zostawałam z Antosiem w domu. Ostatnio jednak parę razy udało mi się zawitać na boisko i zobaczyć Kubusia w akcji. Kuba rośnie na niezłego obrońcę. Na jednym z treningu podejrzałam jak świetnie bronił i tata potwierdza, jest jednym z lepszych w drużynie. Teraz już wieczorami szybko ciemno i zimno, więc w sumie dobrze, że już kończą. Przyjdzie czas na sporty zimowe, a wiosną z pewności wróci do kopania.