31 grudnia 2007

Wycieczka na plażę

Kuba coraz więcej chodzi sam. Dzisiaj był spacer bez wózka, po plaży.



Kubusiowi towarzyszyli tato i wujek. Pogoda była piękna. Kuba tym razem nie przestraszył się fal i cieszył się na widok każdej która uderzała o plażę.
Niestety jak to bywa z początkującymi dreptusiami, zupełnie nie patrzył gdzie lezie i miał trochę bliższe spotkanie z kawałkiem drewna leżącym na piachu. Rozbił wargę, krew się polała. Kuba trochę się skrzywił, ale szybko znalazł frajdę w oblizywaniu rozbitej wargi. Widocznie zasmakowała mu jego własna krew. Do domu wrócił z obitą wargą i brodą. Zęby wciąż w komplecie.

Wczorajsza kolacja

Nie mogę się powstrzymać i nie pokazać wczorajszego Kubusia podczas kolacji.
Było jajko, serek, szynka i chlebek. Wszystko osobno, bo Kubuś jeszcze nie potrafi jeść kanapki.
Kuba generalnie pochłania wszystko co dostanie na talerzu. Wczoraj też tak było. A do tego się popisywał, bo wujek zrobił mu sesję zdjęciową.
Oto radosny Kubek, z resztką jajka na pyszczku:



Reszta zdjęć w naszej galerii zdjęciowej z grudnia.

30 grudnia 2007

Wściekły pies

Kuba gryzie. Jak wściekły pies lub uciążliwa mucha. Wszędzie gdzie popadnie: najprościej mu gryźć po łydkach, bo tam sięga bez żadnego problemu. Stoję w kuchni i coś robię, Kuba plącze się pod nogami i nagle czuję kąsanie po łydce. Gryzie też po palcach, gdy się zagapimy przy karmieniu, po rękach, ramionach, brzuchu. W zależności od tego co w danej chwili robi Kuba, czy jest na rękach, czy wygłupia się w łóżku z rana. Nie wiemy jak go tego oduczyć...
W mądrych książkach piszą, że gdy zacznie dziecko gryźć to należy odwrócić jego uwagę i nie reagować na ugryzienie okrzykiem bólu. Próbowaliśmy, ale się nie da! Pół biedy gdy ugryzie podczas karmienia, bo to jest do przewidzenia i da się niereagować. Gorzej jak to robi z zaskoczenia, podczas zabawy. Wtedy jest wielki ryk poszkodowanego i okrzyk radości Kubusia. Już nie wiem co robić żeby przestał....

28 grudnia 2007

Pierwszy śnieg Kuby

Przyjazd wujka wiąże się ze sporą liczbą atrakcji również dla Kuby. Zaraz po Bożym Narodzeniu Kuba razem z nami wyruszył na snowshoes. Dla niezorientowanych, to tzw. rakiety śnieżne, które przypina się do butów i po prostu chodzi się w nich po szlaku zimą.
Pojechaliśmy więc do pobliskiej miejscowości, gdzie można spotkać duuużo śniegu i ludzi uprawiających wszelkie sporty zimowe.
Zaraz na początku zaskoczył nas korek, spowodowany opadami śniegu. W związku z opóźnieniem prawie 2 godzinnym nie udało nam się wyjść na szlak. Zresztą śniegu było tak dużo, że szlaku i tak nie mogliśmy znaleźć i w końcu zdecydowaliśmy się pochodzić po okolicy i zapoznaliśmy Kubusia ze śniegiem.
Kuba większość czasu spędził u taty na plecach w nosidle, z lekka już na niego za małym:



Jednak już po paru minutach od włożenia go do nosidła spał jak suseł. Odrabiał swoją popołudniową drzemkę, podczas gdy my cieszyliśmy się jak małe dzieci z łażenia po zaspach, w które dzięki rakietom nie udało im się zapaść aż po szyję:



Kubuś zdążył również zaliczyć bliższe spotkanie ze śniegiem. Bo przecież trzeba śnieg pomacać, spróbować jak smakuje i na koniec zrobić orła śnieżnego:



A potem był już czas na zdjęcie przed samochodem w śniegu i wyjazd do domku.

...i po świętach

Pierwsze święta Kuby już za nami. Przed Wigilią było sporo zamieszania, bo myślałam, że nie zdążymy z kolacją na czas. Amerykanie zaczynają świętowanie dopiero następnego dnia i akurat w Wigilię po południu nasi najbliżsi sąsiedzi i zarazem przyjaciele postanowili wpaść z prezentami dla Kubusia.
Byli więc Rachel i Dean, a chwilę później wpadła też Rita. U nich zagościł Mikołaj z drewnianymi zabawkami. I tak Kubuś został posiadaczem drewnianego autka, drewnianych klocków i książeczki o koloarach. Kuba chyba trochę zaskoczony, bo nie bardzo wiedział co z taką ilością prezentów na raz robić. A do tego klocki są twarde i już zdążył się parę razy nimi walnąć po głowie.

Potem była Wigilia, w niewielkim gronie. Mama wystroiła Kubusia w elegancką koszulkę, w której Kuba wyglądał o parę miesięcy starszy.
Kuba podzielił się z Rodzicami i wujkiem opłatkiem:


Zjadł rybki po grecku, potem podjadał mamie z talerza pstrąga i ziemniaczki. A na koniec ciasteczka anyżowe.
Po Wigilii przyszedł czas na prezenty. Kuba wreszcie odpakował misia:



Miś jest tak duży, że Kuba miał problem go unieść. Posadził potem misia na środku pokoju i razem bawili się nie tylko drewnianymi klockami, ale również całą masą innych klocków, które jeszcze tego wieczoru Kubuś dostał:



Tak oto wyglądały pierwsze Święta Kubusiowe. Prezentów cała góra. Mama już zdążyła co niektóre schować. Wyciągnie za miesiąc, gdy Kuba już dość będzie miał tych starych.
Po pełnym wrażeń dniu, Kuba poszedł grzecznie spać. Padł od razu. I nawet dalsze świętowanie rodziców, wujka i sąsiadów nie przeszkodziło mu we śnie. Pewnie śnił o misiu, z którym razem będą układać wieże z klocków.

24 grudnia 2007

Świąteczne przygotowania

Kubusiowe pierwsze święta Bożego Narodzenia za pasem... W domu już pachnie rybą po grecku (tak... to ta sama, którą wszyscy kochają), pierniczkami i moczką. Wszystko gotowe, prezenty spakowane, a nawet choinka ustrojona. Chociaż w pierwotnej wersji miało jej nie być. Bo Kuba wszędobylski się zrobił i drzewko nie przeżyłoby jego umizgów. Jednak co to za święta bez choinki! Zatem choinka stanęła na komodzie. A pod nią szopka. Pierwsza Kubusiowa. W ogóle pierwsze Kubusiowe jest wszystko. Jedynie Kubuś trochę nieszczęśliwy, bo mama zajęta w kuchni od 2 dni, tato też zajęty sprzątaniem i zakupami. A Kubuś chce się bawić i potrzebuje uwagi cały czas. Nie rozumie dlaczego wszyscy są w domu i nikt nie ma czasu z nim porzucać piłeczką czy pobawić klockami. A do tego tęskni za dziadkiem...
Na szczęście mama już skończyła przygotowania w kuchni i do tego będzie w domu przez cały tydzien (!) i razem z tatą dopieszczą Kubusia za te 2 dni niedogodności.

Merry Christmas!!!

W ten najpiękniejszy dzień w roku, czekając na pierwszą gwiazdkę na grudniowym niebie, wszystkim którzy czasem podglądają Kubusia życzymy Świąt Bożego Narodzenia o jakich zawsze marzyli. Z pysznościami na stole, piekną choinką, kolędami, a przede wszystkim spędzanych z najdroższymi Wam ludźmi.

Wesołych Świat !!!


21 grudnia 2007

Schody

Kubuś odkrył wczoraj schody. W domu ich nie posiadamy i niegdy nie miał możliwości wypróbowania jak się po nich chodzi.
Wczoraj, czekając na odlot dziadka Kuba nauczył się jak można po schodach wejść na samą górę. Nie miał jednak możliwości wypróbowania schodzenia po schodach. Może i dobrze, bo to już wcale nie takie łatwe, jakby się Kubusiowi wydawało.

Pożegnania i powitania

Wczoraj Kubuś pożegnał dziadka. Dziadek przyleciał z Polski specjalnie zaopiekować się Kubą. Spędził z nami 3 miesiące. Wczoraj odwieźliśmy go na lotnisko. Kubuś lubił dokazywać z dziadkiem. Bo dziadek mu na więcej pozwalał niż rodzice. Dziadek miał bajerancką mysz, która świeciła na niebiesko i czerwono. Kuba ją uwielbiał. Dziadek go nauczył schodzenia z kanapy głową w dół i teraz tylko taki sposób schodzenia Kubuś uznaje za właściwy. Przy dziadku Kubuś nauczył się jeść płatki owsianne na śniadanie i teraz nic innego Kubie nie wchodzi. Dziadek zabierał Kubusia na długie wycieczki po mieście. Wleźli na najwyższą górkę w okolicy (to znaczy dziadek wlazł i wepchał Kubusia w wózku). Dziadek potrafił wysoko huśtać Kubusia na huśtawce. No i ostatnio dziadek zabierał Kubusia na piesze wycieczki wokół domu. Niestety dziadek ku ogromnemu niezadowoleniu pomógł tacie zamontować bramkę w kuchni i Kuba jest niepocieszony i zły. To samo zrobili z szufladami i skończyło się wywalanie ubrań na podłogę.



Teraz pozostaje Kubie widywać dziadka jedynie przez kamerę komputerową i tak jak to robił dotychczas przed babcia, popisywać się, jak to Kubuś ładnie je, biega po pokoju i krzyczy chcąc wyrazić swoje emocje. Ale kto wie, może dziadek i babcia przylecą odwiedzić Kubusia we wrześniu???

Za parę godzin Kubuś będzie witał swojego wujka. Bardzo ważnego wujka. Chrzestnego. Wujek Andrzej jeszcze nie wie co go czeka.... Niedospane noce, ryki w samochodzie, pieluszki... Ale również malutkie łapki, które potrafią mocno objąć za szyję i dziecięcy śmiech który rozjaśnia nawet najgorsze mroki.

19 grudnia 2007

Poszukiwacz przygód

Kuba im więcej i lepiej chodzi, tym częściej znajduje różne ciekawe miejsca w które udaje mu się wejść (lub wcisnąć). Parę dni temu odkrył, że pomiędzy kanapą i ścianą jest wystarczająco dużo miejsca na Kubusia. Fakt, miejsca jest na tyle, że można tam samemu wejść i wyciągnąć zapomniane piłeczki i wrócić. Można być bardzo niezadowolonym, gdy ktoś lata z aparatem i próbuje Kubusia zaskoczyć w miejscu, w którym być go nie powinno:



Można również tam wejść i wyłączyć dziadkowi komputer:



Można też chcieć wstać za kanapą i się zaklinować. A potem wołać o pomoc mamę, żeby odsunęła trochę kanapę i wydobyła małego poszukiwacza przygód:

16 grudnia 2007

Kolejny piłkarz w rodzinie?

Najwyraźniej umiejętności piłkarskie Kubuś dostał z genami tatusia. Bo raczej nie wyssał ich z mlekiem matki :) Jeszcze kilka dni temu Kubuś potrafił tylko odrzucić piłeczkę którą ktoś mu rzucił. Zazwyczaj tatuś siedział na dywanie, Kuba w kojcu i tak sobie rzucali piłeczkami tenisowymi w obie strony.

Dzisiaj zauważyłam, że potrafi ją też potoczyć do osoby która się z nim bawi. Wcześniej gdy poturlałam piłeczkę do niego, to Kubuś mi ją w rączce przynosił albo piłkę ignorował. A dzisiaj potoczył ją z powrotem do mnie.

Druga nowa umiejętność piłkarska Kubusia: zaczął kopać do piłki. Zresztą nie tylko do piłki, ale do wszystkiego co się da. Inna sprawa, że nie zawsze mu się udaje trafić. Ale to dopiero początki i już tatuś go wyszkoli w odpowiednim kierunku. Coś czuje po kościach, że jak tylko przyjdzie wiosna, to zaczną się męskie wędrówki na pobliskie boisko...

Ząbek

Kubuś został dziś w nocy posiadaczem kolejnego ząbka. Szóstego! Mamy zatem już wszystkie jedynki oraz górne dwójki. Musze doczytać jakie zęby i kiedy będą następne.

Kubusiowe ząbki są myte raz dziennie. Kuba lubi mieć myte zęby. A właściwie bardziej lubi pastę do zębów. Jak pastę zliże wówczas buziaka zamyka. Mycie skończone. Ząbki zawsze myje tato.

10 grudnia 2007

11 miesięcy

Kubuś dzisiaj kończy 11 miesięcy.
Krótkie podsumowanie, co Kubuś potrafi robić:
- bawi się w "kosi-kosi", "Idzie rak" i "Warzyła myszka kaszkę";
- potrafi zrobić "pa-pa", bić brawo, robić "halu-halu" (dla niewtajemniczonych: głaszcze się po głowie);
- od 2 tygodni samodzielnie chodzi;
- używa swojego języka, potrafi zaprotestować specyficznym dźwiękiem, gdy czegoś nie chce zrobić.
- rozumie co znaczy "nie", wie kto to jest" mama", "tato", "dziadek", "zegar";
- reaguje na powiedzenie: "Idź i pokaż tacie co mama Ci dała" oraz "Daj mi zabawkę";
- bawi się piłeczką, potrafi ją odrzucić do osoby z nim się bawiącej;
- sam pije z kubka (ale tylko wodę w wannie);
- bierze do jednej rączki więcej niż jedną zabawkę, uderza jedną o drugą, wie jak zapuścić pozytywkę (ciągnie za sznurek);
- wie, że jedna z zabawek ma magnes na którym zabawka wisi na lodówce i często sam potrafi zawiesić zabawkę na lodówce. Jednak jeszcze nie wie, że magnes i drewno nie współpracują, bo to samo próbuje robić na szafkach z drewna
- wie, że pilot służy do załączania telewizora, ale jeszcze nie wie, że pilot ma przyciski które do tego służą, bo bierze pilota do ręki i kieruje go w stronę TV, myśląc że zadziała.

8 grudnia 2007

Kuchnia

Kuba nie lubi kuchni. To znaczy nie lubi, gdy ktoś w tej kuchni przebywa i próbuje tam coś zrobić. W takich momentach łapie się nóg, wiesza się na nich, pląta się pod nimi. W ostateczności zaczyna zawodzić. W końcu zdesperowany kucharz opuszcza kuchnię i gdy jest w domu sam, to czeka na pomoc z zewnątrz. Głodny.

Sam Kubuś jednak w kuchni lubi przebywać. Ostatnio nauczył się otwierać szuflady. W tej najniższej ma sitka, łyżki drewniane, foremki do ciastek. Wywala na podłogę, a potem chowa lub podaje komu popadnie. Coraz częściej jednak zaczyna też otwierać szafki. I tutaj już gorzej, bo jeszcze jestem w stanie przeżyć jak walają się wszędzie foremki, ale co innego jak otwiera szafę z garnkami, jedzeniem czy ze śmietnikiem. Zabezpieczenia są, ale skutecznie zabezpieczają dostęp do szafek również innym domownikom. Stąd wiszą bezużytecznie. Aż do dzisiaj.

Historia dzisiejsza: Kubuś siedział w kuchni i wygrzebywał zawartość szuflady. Dziadek doszedł do wniosku, że tak ładnie się bawi, to mu przeszkadzać nie będzie. W pewnym momencie zrobiło się cicho. W końcu gdy cisza się przedłużała dziadek zdecydował się zobaczyć, co wnuczek porabia. I co zobaczył? Kubeł na śmieci na środku kuchni, a pośrodku nich Kuba dokładnie ogładający każdą rzecz. Na szczęście dopiero się zapoznawał z cenną zawartością i nie zdążył ich jeszcze zjeść!

7 grudnia 2007

Pierwsza krew

Kubuś upuścił dziś sobie krwi. Na szczęście tylko postraszył, bo nic poważnego się nie stało.
Kubuś lubi skakać w miejscu i choć już tyle razy się mu tłumaczyło to jeszcze nie dotarło. Zatem skakał sobie koło krzesła i tak niefortunnie, że uderzył się swoim najnowszym piątym ząbkiem w kant krzesła. Kuba w ryk, krew się polała. Koszulka brudna, policzek umazany. Trochę czasu zleciało, zanim Kubuś się po wielkim płaczu uspokoił. Pewnie biedaka mocno bolało. No i ma teraz niewielki krwiak na dziąsełku....
Nie mniej jeszcze do niego nie dotarło, że takie skakanie to nie prowadzi do niczego dobrego. Dalej skacze... Mam tylko nadzieję, że następnym razem nie wybije sobie zęba.

5 grudnia 2007

Herbata

Wczoraj wieczorem doczytałam, że Kosmitkowi Aleksandrowi udało się niepostrzeżenie ściągnąć kubek z herbatą ze stołu. Kubuś albo umie czytać (i się do tego nie chce przyznać) albo podsłuchał gdy opowiadałam Witkowi przygodę Kosmitkową, bo dziś wywinął nam dokładnie ten sam numer. Filiżanka z herbatą stał sobie na stole. Wcale nie na brzegu, tylko trochę dalej, więc teoretycznie była bezpieczna. W pokoju trzy dorosłe osoby, ale każda zajęta czymś innym.
Kubuś kręcił się po pokoju i nagle słyszę wrzask Kuby i widzę jak leci na niego herbata. Byłam przekonana, że to ta herbata, która dopiero co Witek zaparzał. Już miałam wizje III stopnia oparzenia i Kubę w szpitalu. Na szczęście herbata była zimna i skończyło się na naszym przerażeniu i zmianie ubranka na suche. Ufff! Tym razem się upiekło, jednak Kubuś dał nam kolejną nauczkę.

4 grudnia 2007

Prysznicowanie

Kilka tygodni temu niebieska wanienka Kubusia została przeniesiona do dużej wanny i to tam następuje Kubusiowa kąpiel. Wcześniej wannę i przewijak układaliśmy w kuchni na stole i w taki to oto sposób Kuba zażywał wieczornej kąpieli przez 10 miesięcy. Jednak zostaliśmy zmuszeni przenieść ją do łazienki, z powodu fal które zalewały nam jadalnię i które z dnia na dzień były coraz większe.

Kąpieli w dużej wannie Kuba nie lubi. Jednak postawiona niebieska wanienka w dużej wannie to co innego! Można kubkiem wylewać wodę z wanienki do wanny, wyrzucać kaczkę i wieloryba a potem udawać się na ich poszukiwanie. No i można pluskać do woli. Ostatnio kąpiele zostały jeszcze utrudnione, bo Kuba odkrył, że w wannie też można stać. W związku z takim stanem rzeczy, Kubuś został sprysznicowany. Nie za bardzo mu się to podobało... to znaczy podobało mu się same polewanie wodą, ale sama kąpiel była za krótka! Nie było kaczuszki i wieloryba! Nie było pluskania! Tylko jakieś tam szybkie polanie wodą, namydlenie i spłukanie. No i oczywiście prysznicowanie zakończyło się płaczem protestu...

Stanęło na kompromisie: 4 razy w tygodniu będzie prawdziwa kąpiel z kaczuszka i cała resztą. A 3 razy w tygodniu szybki prysznic. Kuba chyba się z tym pogodził, bo dziś po krótkim prysznicu było znacznie spokojniej. Jutro będzie prawdziwa kąpiel.

Rożki

Kubusiowi zaczynają rosnąć rożki. Na chwilę obecną są jeszcze całkiem malutkie i dopiero kiełkują. Zaczęło się to kilka dni temu. Jak się to objawia? Kuba zaczyna być uparty i wściekły gdy coś nie jest po jego myśli. Na przykład dzisiejsza historia: Kuba koniecznie chciał się dostać do kubła z brudnymi pieluszkami, który wystawiłam przed drzwiami wyjściowymi w celu opróżnienia go. Kuba wyczaił, że koło drzwi stoi coś czego tam wcześniej nie było. Mówię mu: "Kubuś to są brudne pieluszki. Beee. Nie wolno ich ruszać", a następnie złapałam go za rączkę i chciałam go zabrać do innego miejsca w pokoju. O nie! Kuba wściekłym rykiem dał znać, że on nigdzie nie idzie. On zostaje! I w ramach protestu powiesił mi się na rękach.
Puściłam go na ziemię. Siadł i znów czołga się w stronę tych pieluch. Zabrałam go pod ramionka. Wściekły ryk i walenie nogami o podłogę. W końcu wzięłam go na ręce i usiadłam z nim na krześle. Wywijał się jak węgorz cały czas rycząc z rozpaczą. Dopiero po chwili się uspokoił...

Podobne sytuacje się zdarzają, gdy zaczyna grzebać w moich książkach w sypialni lub gdy chcę go wyprowadzić z sypialni. Zazwyczaj kończy się podobnie: trzeba go zabrać na ręce i wynieść, bo sam jak osioł zaprze się w miejscu i nie ruszy się z miejsca. Nie pomaga trzymanie go za rękę i delikatne narzucanie kierunku. O nie!

A swoją drogą, to razem z Witkiem się zastanawiamy, czy te rożki to ma po mamie czy po ciotce Alle? Bo tatuś był aniołkiem i rożków nie posiadał w dzieciństwie...