28 marca 2010

Zakupy

Antek kocha zakupy. Kuba trochę mniej. Bardziej preferuje bieganie po sklepie i chowanie się między regałami. Poza tym to Kuba za rękę nie, koło koszyka też nie, a w koszyku wywraca wszystko do góry nogami i co chwila próbuje wyleźć. W ostateczności gdy już się robi nie do wytrzymania, to ląduje w samochodzie gdzie z tatą czekają na mój powrót. Generalnie robienie z nim zakupów to jedna wielka porażka, choć to wg. różnych mądrych książek taki wiek i ma ponoć z tego wyrosnąć. Oby!


Natomiast Antek kocha siedzieć w wózku. Może to być wózek sklepowy lub jego prywatny wózek spacerowy. Do szczęścia wystarczy mu książeczka do obgryzania, smoczek, wieszak z ubraniami, a nawet kalafior, który próbuje wyciągnąć z worka. Nie zdarza mu się marudzić, nie krzyczy że chce wyleźć i sam też nie próbuje wyleźć. Jednym słowem ideał dla mnie lubiącej łazić po sklepach. Oby mu taki objaw jak najdłużej pozostał!

20 marca 2010

Antkowe nowości

Wśród nowych umiejętności Antka jest rozdawanie buziaków, ale tylko mamie i tacie. Brat coś nie zasługuje. Chętnie bije brawo, najczęściej samemu sobie, gdy coś mu wyjdzie. Gdy coś uda mu się zbroić z Kubą, to też się oklaskują wzajemnie.

Co jeszcze.... Podobnie jak starszy brat, nie jest chętny do gadania. Mama i tata czasem powie, jednak stawiam, że to raczej ćwiczenie aparatu mowy niż świadome mówienie. Natomiast gdy go poproszę, żeby coś mi dał, albo gdy coś mu daję zawsze mówi "taaa". Dorobiłam sobie wersję, że to jego dziękuje i proszę.
Zrobił się też charakterny. Uparty jak osioł. Dostanie szczotkę do zębów to nie chce jej oddać. Wejdzie do łazienki, to potem zaprze się nogami i dalej nie idzie. Cierpliwości też coraz częściej zaczyna mu brakować. Zawłaszcza gdy chodzi o jedzenie i zabawki. Za to chętnie robi ze mną zakupy, w odróżnieniu od reszty męskiego towarzystwa.

Tosiek akrobata

Gdy dziecko ma rodzeństwo, to raz dwa uczy się pewnych umiejętności, niekoniecznie nam rodzicom potrzebnych. Tosiek nauczył się skakać, a właściwie rzucać się z ławy na kanapę. Ława jest niziutka i najczęściej stoi w pobliżu kanapy. Tosiek najpierw opanował włażenie na łóżko po ramie, potem opanował włażenie na ławę.

Na początek tata pół dnia spędzał na łapaniu skaczącego Antka z ławy. Antek zupełnie nic sobie z tego nie robił z i skakał dalej. W końcu poszedł po rozum do głowy i nauczył się rzucać z ławy na kanapę. Wstaje w pobliżu kanapy, a potem leeeci i ląduje na kanapie. I w 98% mu to zawsze wychodzi. No chyba, że ktoś odsunie kanapę. Parę razy poleciał i źle wycelował, co skończyło się upadkiem na podłogę. Teraz już zdaje sobie sprawę, że jest trochę za daleko, wtedy w podskokach daje głośnym krzykiem znać, że on chce skakać, a nie potrafi.
Czekamy na kolejne akrobacje w jego wykonaniu. A znając życie, to pewnie będą krzesła i skoki z krzeseł.

Łyżwiarz

Kuba chodzi na łyżwy. Gdy przychodzi wtorek, to przez cały dzień już o tym trąbi, że idzie na łyżwy, będzie miał kask i będzie robił "juuuu". Wchodzimy na lodowisko, to pod wypożyczalnią jest pierwszy, cierpliwie (co mu się rzadko zdarza) stoi i czeka aż mu je założę, a potem rwie się na taflę. Do momentu gdy ma wejść na lód razem ze swoją grupą. Wtedy zazwyczaj jakieś dziecko się rozpłacze, bo nie chce, bo się przewraca, a Kuba podłapuje i tak jak wcześniej bardzo chciał, tak potem wisi na nodze i on nie idzie i już. W końcu gdy już wszystkie dzieci (nawet te płaczące) są na lodzie, Kuba powoli też się daje przekonać. Jednak nie da sobie zamknąć drogi ucieczki, musi tam stać tata i cały czas być blisko. Dwa kroki dalej od bandy i jest ryk nieziemski. Gdy się lekcje mają kończyć to też jest ryk, bo do domu nie idzie, bo on chce na lód. I bądź tu człowieku mądry o co mu chodzi

Lekcja zaczyna się tak, że wszystkie dzieci są sadzane na tafli, a pani próbuje utrzymać je w grupie. Dzieciaki jak takie małe psiaki na czworakach lub te co sobie radzą lepiej rozłażą się po całym lodowisku. A pani próbuje je zagonić do jednego kąta. Jednym się zajmie, to drugie wieje. W końcu gdy się im znudzi zaczynają słuchać i zaczyna się lekcja. Na razie ćwiczyli wstawanie z kolan na łyżwy, utrzymywanie równowagi i chodzenia po lodzie (aportują misie i inne pluszaki).


Kuba ponoć całkiem nieźle sobie radzi. Potrafi sam wstać (pani i banda mu do tego niepotrzebne), potrafi spacerować po lodzie i dopiero jak się zapędzi i stwierdzi, że on chce biegać po lodzie, to najczęściej kończy się to upadkiem i powrotem na kolanach do taty. Potem znowu trzeba go przekonać, że upadki nie są takie złe, że tata nigdzie się nie wybiera i w końcu Kuba znów wyrusza na lód w poszukiwaniu misia.


Przed nami jeszcze 5 lekcji. Mam nadzieję, że Kubek w końcu wejdzie na ten lód bez ryków i pokaże nam co potrafi.

7 marca 2010

Na waleta

Antek wprowadził się na dobre do naszego łóżka. Zasypia w swoim łóżeczku, a po 2-3 godzinach stwierdza, że brakuje mi chyba przestrzeni bo wybudza się, urządza koncert i uspokaja się gdy zostanie położony do naszego łóżka. Wystarczy go trochę posmerać po łapce i odpływa.



Niestety jego szósty zmysł nie pozwala nam go z powrotem wyprowadzić do łóżeczka. natychmiast wstaje na równe nogi i koniec spania. Tak więc waletuje sobie w naszym łóżku. Rozpycha się, człowiek budzi się z nogą na twarzy lub Antkiem na plecach. A co najgorsze wstaje ze wschodem słońca. Chwilę potem zjawia się Kuba z hasłem nie aaa, nie ma bebe co w jego języku oznacza koniec spania, jest już jasno, po czym pakuje się do łóżka i razem z Antkiem urządzają sobie poranne zabawy. I takim oto sposobem mamy dwa skowronki w rodzinie sów.

1 marca 2010

Łyżwy

Od dawna się wybieraliśmy na te łyżwy i nigdy nie mogliśmy się wybrać. W końcu zakupiliśmy kask Kubie, a że od połowy marca mamy go zapisać na naukę jazdy na łyżwach, to trzeba go było oswoić z łyżwami i lodem.
Co to są łyżwy to Kuba wiedział od dawna. Widział jazdę figurową w telewizji, w książkach wyszukał obrazki z zającami na łyżwach. Strasznie mu się podobało i bardzo chciał spróbować.
Łyżwy założył z przyjemnością i w szybkim tempie ja musiałam zakładać swoje, bo utrzymać się go nie dało, tak się rwał do jazdy. Wlazł na lodowisko i od razu leżał na lodzie. Objechaliśmy przy bandzie całe lodowisko. Kuba generalnie był bardziej zainteresowany tym co się dzieje wokół i jak inni jeżdżą niż swoimi nogami. Nie dał sobie wytłumaczyć, że ma spróbować utrzymać równowagę, a potem ja go spróbuję pociągnąć za rączki. Próbował poruszać się na łyżwach tak jak w butach, a to nie bardzo mu wychodziło. W końcu w połowie lodowiska zaczął się skupiać na tym co robi i pod koniec rundki potrafił sam ustać w miejscu. Po krótkiej przerwie na trybunach znowu poszliśmy pojeździć. Tym razem już krócej, bo po ostatnim upadku Kuba na czworakach wylazł i stwierdził, że na dzisiaj ma dość. Sukces malutki jednak jest, bo potrafi bez trzymania stać na lodzie. Utrzymać równowagę też potrafi, pod warunkiem, że myśli o tym co robi, a nie o niebieskich migdałach. A jeździć to go już chyba na lekcjach fachowcy będą uczyć.
A tu krótki film zmagań Kuby z łyżwami :) Ta dwójka przy bandzie to my :)