25 listopada 2007

Sztuka nakarmienia Kubusia

Ostatnio dużą sztuką stało się karmienie mojego Synka.
Po pierwsze: momentami Kuba zachowuje się jak prawdziwy Amerykanin. Z chwilą posadzenia go w krzesełku, natychmiast wywala nogi na stół. I nie da się dziecka przekonać, że nogi powinny być pod stołem. Nie wiem skąd on to przyzwyczajenie ma, bo na pewno nie po rodzicach. Filmów jeszcze nie ogląda. Nie jada z innymi ludźmi. To się chyba dostaje tutaj narodowością
Po drugie: w ostatnim czasie zrobił się złośliwy. Z premedytacją stara się trafić w talerz trzymany w ręce osoby karmiącej.
A po trzecie: uwielbia przygryzać łyżeczkę i momentami wręcz trzeba mu ją wyrywać z dzioba.

Zatem karmienie Kuby nie należy do prostych czynności. Talerz musi być mocno trzymany w ręce, trzeba unikać nóg celujących w ten talerz, rąk próbujących talerz wyrwać i tych samych rączek próbujących zanurzyć się w papce jedzeniowej. A gdy już się uda trafić bez upuszczenia zawartości jedzenia na wierzgającego kończynami Kubusia, to jeszcze na koniec jest walka o łyżeczkę.

Na szczęście zjada wszystko. Nie wybrzydza w mięskach,warzywach i owocach. Te ostatnie służą jako przynęta i do każdego posiłku muszą być. Gdy Kuba nie do końca jest przekonany, czy chce zjeść, dajmy na to brokuły w sosie serowym, zawsze można czubek łyżeczki zanurzyć w musie gruszkowym. Kubuś najpierw popatrzy z podejrzeniem na łyżeczkę, a potem łaskawie otwiera buzię. Na szczęście nie przeszkadza mu, że pod gruszką jest brokuł. Trzeba być tylko sprytnym i pilnować, żeby nie widział, że próbujemy go oszukać. Bo Kubuś też jest sprytny i wtedy buziaka nie otworzy.

Teraz czekamy na to, aż Kuba zacznie się sam domagać łyżeczki. Wtedy to chyba najprostszym wyjściem będzie karmienie go gołego w wannie. Po zjedzeniu weźmie prysznic i nie trzeba się będzie martwić o to jak wywabić plamy z tych słodkich, niebieskich ubranek.

Brak komentarzy: