9 lutego 2011

Narciarz

Ci co podczytują nas od dłuższego czasu pewnie pamiętają  zeszłoroczną przygodę Kuby z łyżwami. Po tych wszystkich wrzaskach na lekcjach z dużą obawą podchodziłam do pomysłu, żeby Kuba spróbował nart. Obawiałam się zupełnego braku współpracy z instruktorem. Choć w tym roku już nie byłoby pewnie bariery językowej, bo Kubuś świetnie sobie z angielskim radzi i większość już rozumie. Stanęło jednak na tym, że tata będzie uczył Kubusia. Chodzi o to, żeby podłapał zasady, a na profesjonalną naukę przyjedzie jeszcze czas. I choć w górach nie mieszkamy to w naszej miejscowości jest niewielki (a wręcz malutki) ośrodek narciarski co bardzo ułatwia nam sprawy organizacyjne. Górka wprawdzie nie jest za duża, są jednak jest wyciąg orczykowy i krzesełkowy oraz kilka tarczowych. Jest też ośla łączka, a nic więcej nam nie jest potrzebne. Tata zakupił Kubie sprzęt narciarski i pojechali. A żeby Kubie raźniej było, to pojechali wraz z dwójka innych 4- latków też uczących się jeździć na nartach. 



I co się okazało? Kuba wrócił zachwycony. Na pierwszej "lekcji" tata zabrał Kubusia na wyciąg orczykowy i parę razy zjechał będąc u taty między nogami. Kuba w ogóle się nie boi i od razu (tak jak na snowboardzie) chciał zjeżdżać sam. To była pierwsza lekcja. Na kolejnych  dwóch lekcjach tato zabierał Kubusia na mniejszą górkę gdzie na wyciągu talerzowym podciągał się na górkę i stamtąd zjeżdżał już sam.
Na chwilę obecną gdy nie jest zajęty rozglądaniem się i podglądaniem co inni robią, bardzo ładnie  zjeżdża, jeszcze lepiej wychodzą mu upadki na bok i powoli zaczyna wychodzić mu "choinka" czyli hamowanie pługiem.  Natomiast nie za bardzo wychodzi mu ustalanie czy chce jechać prosto, w prawo czy w lewo.  Ma więc nad czym pracować w najbliższą niedzielę. A może potem tata pozwoli mu zjechać z tej najwyższej górki samemu?

Brak komentarzy: