20 marca 2010

Łyżwiarz

Kuba chodzi na łyżwy. Gdy przychodzi wtorek, to przez cały dzień już o tym trąbi, że idzie na łyżwy, będzie miał kask i będzie robił "juuuu". Wchodzimy na lodowisko, to pod wypożyczalnią jest pierwszy, cierpliwie (co mu się rzadko zdarza) stoi i czeka aż mu je założę, a potem rwie się na taflę. Do momentu gdy ma wejść na lód razem ze swoją grupą. Wtedy zazwyczaj jakieś dziecko się rozpłacze, bo nie chce, bo się przewraca, a Kuba podłapuje i tak jak wcześniej bardzo chciał, tak potem wisi na nodze i on nie idzie i już. W końcu gdy już wszystkie dzieci (nawet te płaczące) są na lodzie, Kuba powoli też się daje przekonać. Jednak nie da sobie zamknąć drogi ucieczki, musi tam stać tata i cały czas być blisko. Dwa kroki dalej od bandy i jest ryk nieziemski. Gdy się lekcje mają kończyć to też jest ryk, bo do domu nie idzie, bo on chce na lód. I bądź tu człowieku mądry o co mu chodzi

Lekcja zaczyna się tak, że wszystkie dzieci są sadzane na tafli, a pani próbuje utrzymać je w grupie. Dzieciaki jak takie małe psiaki na czworakach lub te co sobie radzą lepiej rozłażą się po całym lodowisku. A pani próbuje je zagonić do jednego kąta. Jednym się zajmie, to drugie wieje. W końcu gdy się im znudzi zaczynają słuchać i zaczyna się lekcja. Na razie ćwiczyli wstawanie z kolan na łyżwy, utrzymywanie równowagi i chodzenia po lodzie (aportują misie i inne pluszaki).


Kuba ponoć całkiem nieźle sobie radzi. Potrafi sam wstać (pani i banda mu do tego niepotrzebne), potrafi spacerować po lodzie i dopiero jak się zapędzi i stwierdzi, że on chce biegać po lodzie, to najczęściej kończy się to upadkiem i powrotem na kolanach do taty. Potem znowu trzeba go przekonać, że upadki nie są takie złe, że tata nigdzie się nie wybiera i w końcu Kuba znów wyrusza na lód w poszukiwaniu misia.


Przed nami jeszcze 5 lekcji. Mam nadzieję, że Kubek w końcu wejdzie na ten lód bez ryków i pokaże nam co potrafi.

Brak komentarzy: