22 lutego 2009

Jak się Antosiowi na świat nie spieszyło

Termin porodu Antka był wyznaczony na 8 lutego. Brzuszek był duży, więc wszyscy krakali, ze urodzi się jeszcze w styczniu. A tu minął styczeń, minął termin porodu, a Antek dalej siedział w brzuszku i nic nie wskazywało na bliski poród. A potem ciotka Ałła wyśniła, że Antek urodzi się w Walentynki. No i miała rację.

W nocy z 12-tego na 13-tego pojawiły się pierwsze skurcze, które zwiastowały bliski poród. Jednak z samego rana zanikły. Może i dobrze, bo kto by chciał się rodzić w pechowy piątek 13-tego? Wieczorem skurcze znowu się pojawiły i trwały przez dobre parę godzin z częstotliwością co 10 minut. Długo trwały dyskusje, czy ściągnąć ciotkę Ewę do Kubusia, czy może dopiero rano. Skurcze robiły się coraz silniejsze i zapadła decyzja, że jednak ciotka Ewa ma przyjechać. W okolicach 22.00 poszliśmy spać. Pół godziny później Witek nie mogąc spać, zdenerwowany stwierdził, że powinniśmy jechać, bo do Trzebnicy mamy daleko, na drodze śnieg, a do tego jest to drugi potomek i wg. różnych opinii może się urodzić w ekspresowym tempie. No więc pojechaliśmy.

Równo o północy byliśmy na izbie przyjęć w szpitalu w Trzebnicy. Zostałam przyjęta przez miłą panią położną i zaspanego lekarza. Po badaniu okazało się, że jest tylko 1 cm rozwarcia, a w związku z tym że byłam już 6 dni po terminie i spodziewałam się drugiego dziecka lekarz zadecydował o pozostawieniu mnie w szpitalu. Położna kazała się pożegnać z mężem i przebrać w koszulę nocną. Po paru minutach poszłyśmy na patologię ciąży, gdzie spędziłam noc i połowę następnego dnia. Przez całą noc nie zmrużyłam oka. Skurcze były cały czas co 10 minut i z godziny na godzinę były coraz bardziej bolesne. O godzinie 6 rano przyszła położna i podłączyła mnie do ktg, które nie wykazało żadnych skurczy. Na kontroli lekarskiej okazało się, że jest 3 cm rozwarcia. Na moje pytanie dlaczego pomimo odczuwanych skurczy sprzęt nic nie notuje, położna stwierdziła, ze to co czuję, to schodząca główka, bóle są umiejscowione bardzo nisko i stąd sprzęt do ktg ich nie wykrywa.

Na oddziele czekał na mnie Witek z kwiatami, bo to w końcu były walentynki. Trochę pochodziliśmy po korytarzu w celu przyspieszenia całej akcji, wzięłam prysznic, zjadłam obiad. Skurcze faktycznie przyspieszyły i jakiś czas później mąż zgłosił położnej, że skurcze są co 2-3 minuty i bardzo bolesne. W końcu zapadła decyzja, że jadę na porodówkę. W ostatniej chwili zdecydowaliśmy się również z mężem na poród rodzinny. Doszliśmy do wniosku, że razem będzie mi łatwiej. Na szczęście pokój do porodów rodzinnych było wolny.

Na bloku porodowym czekała na mnie niespodzianka, bo badanie wykazało 6 cm rozwarcia. Od tej chwili wszystko poszło błyskawicznie. Na porodówce byłam chyba ok. 13.00. Poskakałam trochę na piłce, pochodziłam po pokoju, poleżałam na tapczanie. Przy każdym skurczu Witek dzielnie mnie wspierał, trzymał za rękę i kontrolował moje oddychanie. Krótko po 15.00 odeszły mi wody płodowe, pojawił się lekarz sprawdzić jak się akcja rozwija. W końcu o 15.40 zaczęły się skurcze parte. Nie trwało to długo, bo o 16.00 Antoś był już z nami.

Położna otarła Antka, przecięła pępowinę i dostałam synka na brzuch. Antoś mocno płakał, jednak gdy go przytuliłam, złapałam go za rączkę i się wyciszył. Po chwili przyszła pielęgniarka i zabrała synka na badania. Gdy było już po wszystkim, pojechaliśmy z Antkiem na oddział noworodkowy, gdzie spędziliśmy razem, w miłym towarzystwie 3 kolejne dni. Antoś odpoczywał po trudach porodu, non stop spał, a gdy nie spał to jadł.


Brak komentarzy: