17 stycznia 2009

Ti-tit

Ti-tit to w tłumaczeniu oznacza auto, jazdę samochodem, zjazd na pupie po schodach. Jednym słowem wszystko związane z ruchem to ti-tit.
Ostatnio Kubuś ma kumulację motywów samochodowych. Wstaje z rana i od razu leci do swojego kąta, przynosi garść autek i po próbującej złapać resztę snu mamie jeździ jak nawiedzony. Autka też jeżdżą po wszystkich możliwych sprzętach domowych. Przed swoimi garażem z autami może spędzać długie chwile, nic innego go tak nie zajmuje jak właśnie zabawa autkami. Autka jedzą z nim owsiankę, bez nich owsianka zostanie kwitnąć do południa. Największą jednak ma frajdę gdy jedzie samochodem. Auta ma wtedy wszędzie i siedzi jak zaczarowany przynajmniej na początku.
Autka już są w stanie mocno zdezelowanym, wiele bez opon na kołach, bez drzwi czy siedzeń. Jednak grunt że jeżdżą, nawet jak trzeba je popychać i że wyglądają jak auta.
Zastanawialiśmy się ostatnio skąd u niego taka fascynacja samochodami? Jedno jest pewne, że to ani mama ani tata nie przyłożyli do tego ręki. Owszem dostał autka, bo to w końcu chłopak i przecież lalek nie dostanie. Jednak nikt mu nie pokazywał jak się nimi posługiwać. Trochę pewnie napatrzył się podczas naszych nieustających podróży, gdzie przecież auta to podstawa. Mamy też swoją teorię, że u Kuby skumulowały się geny fascynacji autkami. Dostał te które u taty były utajone i dopiero u Kubusia wybuchły ze zdwojoną siłą. Dziadek Wasia (tato taty) to bez aut też żyć nie może. Gdyby mógł to nic innego w życiu by nie robił tylko grzebał w silnikach i jeździł... Mama z tatą mają jednak nadzieję, że to fascynacja przejściowa i że niedługo zmieni się obiekt jego zainteresowań. Bo w końcu jest tyle ciekawych rzeczy... I wszystko czeka na odkrycie przez Kubusia.

Brak komentarzy: