4 grudnia 2009

Szkółka niedzielna

Od paru tygodni tata próbuje nauczyć Kubusia spokojnego siedzenia w kościele podczas mszy świętej. Wygląda to tak: Kuba idzie z tatą do ławki. Grzecznie siadają. Siedzą 2 minuty. Kuba w tym czasie rozgląda się dookoła. Jak wyczai dziecko, to próbuje wydostać się spod kurateli taty i dostać się do dziecka. Czasem jak zauważy kogoś kto się do niego uśmiechnie, to zaczyna się wdzięczyć. Generalnie jednak nie trwa to długo i zaczyna tracić zainteresowanie kontaktem wzrokowym z innymi osobami. Za to interesujące zaczynają być ławki. Można na nie wchodzić, można pod nie wchodzić, można po nich skakać... I tu najczęściej kończy się cierpliwość taty, bierze Syna na ręce i wychodzą z ławki na tył kościoła. Czasem z tyłu stoją dzieci pokroju Kubusia. Wówczas sobie skaczą po schodach prowadzących do kościoła albo na chór, wdrapuj się na barierkę otaczającą pobliski klomb z kwiatkami, generalnie małpują jeden drugiego i pokazują co komu lepiej wychodzi. Często jednak Kuba po kolejnych 10 minutach traci zainteresowanie skakaniem również. Teraz najchętniej udałby się do ołtarza i pogadał z księdzem. Ale że ksiądz w tym czasie mszę prowadzi, to tata w ramach nauki cierpliwego i cichego siedzenia w kościele prowadzi Kubusia do auta i zapina do fotelika. Takim to sposobem tata spędził 3 ostatnie msze... w aucie.
Jednak Kuba czegoś się w tym czasie nauczył: z tatą nie ma żartów. Jak tata mówi, że ma siedzieć cicho to wie, że tak ma być. Wie również czym się to kończy gdy zaczyna głośno gadać i wykazuje chęci do biegania. W ostatnią niedzielę w aucie siedzieli znacznie krócej, a do mnie podczas ich ostatniego wyjścia z ławki dotarły słowa Kuby: "tata nie ti tit". Może za parę tygodni uda mi się napisać, że Kuba potrafi wysiedzieć już w kościele przez całą mszę. I wcale nie chodzi mi o to, żeby grzecznie siedział w ławce. Niech sobie zaczepia inne dzieci i razem z nimi skacze. Ale niech jest w tym czasie choć cicho i nie biega po całym kościele.

Brak komentarzy: