17 grudnia 2009

Krzykacz mały

Gdyby ktoś miał jeszcze wątpliwości z której części rodziny Antek ma więcej genów, to teraz powinny się one rozwiać zupełnie. Bo po pierwsze to wypisz wymaluj dziadek Franek, a po drugie krzykacz z niego nieziemski.
Jak coś chce, to nie odpuści, takiego rabanu narobi, że sąsiedzi pewnie w korkach siedzą. Kuba też ma swoje za uszami i często się Antkowi obrywa za nic, ale zdarzają się również sytuacje, gdy Kuba bawi się spokojnie, a Antek go napastuje i jak nie dostanie tego czego chce to krzyku narobi takiego jakby co najmniej go ze skóry obrywali.



Coś czuję po kościach, że za parę miesięcy to na pytanie czemu krzyczy i zabiera Kubie zabawki odpowie z miną niewiniątka: "bo ja jestem malutki..."

15 grudnia 2009

Pierwsze kroczki

Jeszcze parę miesięcy temu nic nie zapowiadało, że Antoś zacznie chodzić szybciej od Kuby. A tu niespodzianka. Miał dokładnie 9,5 miesiąca jak zaczął próbować, a teraz mając już skończone 10 miesięcy to wychodzi mu to bardzo zgrabnie. No, ale jak ma się za wzór do naśladowania starszego brata, to wcale się nie dziwię, że tak szybko mu poszło. Wciąż jeszcze sporo raczkuje, ale chodzenie na dwóch nóżkach powoli staje się jego ulubionym sposobem przemieszczania się. A ile ma przy tym radości!
To jego jedne z pierwszych kroczków:



Film jest sprzed 2 tygodni. Teraz to już wychodzi mu to znacznie lepiej. Niedługo będą z Kubą razem biegać dookoła.

7 grudnia 2009

Malowanki

W soboty Kuba chodzi do polskiego przedszkola. Chodzi, to trochę za dużo powiedziane, bo był raptem raz i spędza tam tylko godzinę.
Podczas pierwszych swoich zajęć Kubuś malował farbami. Obrazki bardzo ładnie pokolorował, choć trochę wg. własnego widzimisię. Mój zachwyt wynika stad, ze w domu, to trudno go zaciągnąć do robótek ręcznych, a pośród innych dzieci chętnie się do tego typu prac zabiera.
A oto jego malowanki:

JELONEK


BAŁWANEK




4 grudnia 2009

Szkółka niedzielna

Od paru tygodni tata próbuje nauczyć Kubusia spokojnego siedzenia w kościele podczas mszy świętej. Wygląda to tak: Kuba idzie z tatą do ławki. Grzecznie siadają. Siedzą 2 minuty. Kuba w tym czasie rozgląda się dookoła. Jak wyczai dziecko, to próbuje wydostać się spod kurateli taty i dostać się do dziecka. Czasem jak zauważy kogoś kto się do niego uśmiechnie, to zaczyna się wdzięczyć. Generalnie jednak nie trwa to długo i zaczyna tracić zainteresowanie kontaktem wzrokowym z innymi osobami. Za to interesujące zaczynają być ławki. Można na nie wchodzić, można pod nie wchodzić, można po nich skakać... I tu najczęściej kończy się cierpliwość taty, bierze Syna na ręce i wychodzą z ławki na tył kościoła. Czasem z tyłu stoją dzieci pokroju Kubusia. Wówczas sobie skaczą po schodach prowadzących do kościoła albo na chór, wdrapuj się na barierkę otaczającą pobliski klomb z kwiatkami, generalnie małpują jeden drugiego i pokazują co komu lepiej wychodzi. Często jednak Kuba po kolejnych 10 minutach traci zainteresowanie skakaniem również. Teraz najchętniej udałby się do ołtarza i pogadał z księdzem. Ale że ksiądz w tym czasie mszę prowadzi, to tata w ramach nauki cierpliwego i cichego siedzenia w kościele prowadzi Kubusia do auta i zapina do fotelika. Takim to sposobem tata spędził 3 ostatnie msze... w aucie.
Jednak Kuba czegoś się w tym czasie nauczył: z tatą nie ma żartów. Jak tata mówi, że ma siedzieć cicho to wie, że tak ma być. Wie również czym się to kończy gdy zaczyna głośno gadać i wykazuje chęci do biegania. W ostatnią niedzielę w aucie siedzieli znacznie krócej, a do mnie podczas ich ostatniego wyjścia z ławki dotarły słowa Kuby: "tata nie ti tit". Może za parę tygodni uda mi się napisać, że Kuba potrafi wysiedzieć już w kościele przez całą mszę. I wcale nie chodzi mi o to, żeby grzecznie siedział w ławce. Niech sobie zaczepia inne dzieci i razem z nimi skacze. Ale niech jest w tym czasie choć cicho i nie biega po całym kościele.

Językowe zmagania Kuby

Kuba coraz częściej próbuje dogadać się z otoczeniem. Na placu zabaw dyryguje amerykańskimi dziećmi: tu, te! A biedne dzieci nie wiedzą o co chodzi, ale i tak nie przeszkadza im to we wspólnej zabawie. Z nami pomimo dużych ograniczeń językowych świetnie się dogaduje i muszę przyznać, że rzadko kiedy zdarza nam się nie rozumieć o co Kubie chodzi.

Wciąż jednak liczymy na to, że jak już zacznie gadać w języku zrozumiałym również dla otoczenia, to od razu całymi zdaniami i poprawną polszczyzną. Na poprawną angielszczyznę nie mamy na razie co liczyć, bo w końcu w domu po angielsku nie rozmawiamy. No chyba że zacznie mówić dopiero w przedszkolu za rok, to wtedy pewnie szybciej zacznie po angielsku.
A na razie próbuje dogadać się w swoim języku, najczęściej z nami. Wśród ostatnich osiągnięć mamy więc:
- "lala tup tup" - Antek idzie;
- "je - den" - jeden (ale tylko sylabizowane, bo jako jeden wyraz to przez gardło nie przechodzi);
- "ja nie mniam mniam ten, tu ten bu bu bu bu" - co oznacza, że on nie będzie jadł tego tosta, bo on jest zimny;
- "ja nie aaa, tam nie ba ba" - czyli, Kuba już nie będzie spał, bo już jest jasno za oknem.
Ponadto liczy do pięciu: ta, te, ti, te, ti.

Odkurzacz

Chłopaki chyba wiedzą, że mama nie lubi odkurzać, bo na słowa, że trzeba znowu sprzątnąć okruszki (po Antkowym jedzeniu) spod stołu czy trzeba poodkurzać pokoje, chętnie włączają się do pomocy. Kuba na komendę "trzeba posprzątać" natychmiast leci do komórki i targa odkurzacz do pokoju. Rozwija kabel, włącza do kontaktu, a Antek stoi oparty o odkurzacz i dyryguje (znaczy się pokrzykuje radośnie).

Jak już sprzęt zostanie podłączony Kubuś przylatuje z prośbą o podłączenie rury. Gdy wszystko zamontowane zaczynamy sprzątanie. Jak nikt z dorosłych nie zdąży podlecieć do sprzętu, to Kuba sam odkurza. I całkiem nieźle mu to wychodzi, zwłaszcza gdy chodzi o odkurzanie podłogi pod stołem. Antek w tym czasie dalej podryguje dookoła odkurzacza, regulując przy tym moc odkurzania. Natomiast gdy ktoś z dorosłych odkurza, to oboje nie odstępują odkurzacza na krok. Mama idzie do sypialni - chłopaki też. Najgorzej gdy trzeba odkurzacz schować: najczęściej kończy się to dużym płaczem, zwłaszcza starszego. Młodszemu na razie wystarcza kręcenie gałkami.

21 listopada 2009

Kukurydziany spisek

Z samego rana, a właściwie to jeszcze bladym świtem gdzie wszyscy jeszcze śpią nasze dzieci wspólnie broili. Antek wylazł z łóżka pierwszy. Wysadziłam go od razu przy pudle zabawek żeby miał co robić. Parę minut potem przyczłapał Kuba. A rodzice dosypiali. Choć bardziej można to nazwać nasłuchiwali co dzieci same robią i czy się nie biją, nie popychają, nie robią niczego czego nie powinny robić. Przez jakiś czas się zgodnie bawili, o czym świadczyły dochodzące głosy. Po jakimś czasie zapadła głucha cisza, która trwała i trwała.... Potem doleciała komenda: "Ma lala". No więc zwlekłam się z łóżka, po cichu i co zobaczyłam....? Kuba z Antkiem dojadali resztki popcornu. Kuba ściągnął michę na podłogę, wysypał resztki na dywan i wspólnie wybierali co lepsze kąski. Nie ma to jak wspólne i zgodne spiskowanie.

3 listopada 2009

Trick or treat czyli Kubusiowy Halloween

Kubuś dowiedział się w tym roku co to jest amerykański Halloween. Dzień przed Halloween mama przyniosła wieści z pracy, że całkiem niedaleko w centrum handlowym organizują różne zabawy dla dzieci z okazji Halloween. A że planów na sobotę nie mieliśmy podjeliśmy szybką decyzję. Odwiedziliśmy pobliski sklep ze strojami dla dzieci. Wybór padł na diabełka. Jedyny jaki się ostał na półce w rozmiarówce Kuby. Całkiem mu w nim było do twarzy. Nie dość, że Kuba ślicznie wygląda w czerwieni, to na dodatek strój odzwierciedla "diabelski" charakterek naszej pociechy.



Następnego dnia po południu Kubuś został ubrany w swoje ubranko i wyruszyliśmy. Zabrakło nam torebki na słodycze, ale ten błąd mama szybko naprawiła i zaraz po przyjeździe na miejsce Kubuś został zaopatrzony w pasującą do stroju czerwoną torebkę.
Na miejscu grasowała już chmara dzieciaków w różnym wieku i w przeróżnych strojach. Najmłodsze jeszcze w pieluszkach i w wózkach, te najstarsze to wiekowe dziadki. Przed pierwszym sklepem Kuba nie bardzo wiedział co robić. A że gadać jeszcze nie gada, tato mu doradził, że powinien postraszyć te panie rozdające cukierki, to wtedy panie na pewno mu coś wrzucą do torebki. No więc straszył. Po paru postojach był już wyćwiczony. Podobnie jak większość dzieci podchodził do pani/pana, robił maślane oczy i nadstawiał torebkę. Najczęściej wtedy w torebce lądowały cukierki, lizaki czy nawet naklejki. Często jednak miał sobie sam wybierać i wówczas zazwyczaj wybierał co... lizaki. Co jakiś czas podjadał wrzucane do torebki słodycze, najczęściej ukradkiem, co by rodzice nie widzieli.
W ramach zabaw w centrum była też parada dzieci przebranych, był konkurs na najlepszy strój (w tym roku nie udało nam się wygrać) i przyjeżdża bryczką. Po wszystkim zapakowaliśmy się do auta i pojechaliśmy do domku. Odwiedziliśmy również naszą miłą sąsiadkę od której Kubuś dostał parę kolejnych słodkości.
Na koniec dnia zaliczyliśmy jeszcze awanturę o słodycze, których Kuba za nic nie chciał oddać. Ale że zjedzone wcześniej słodycze zaowocowały nie zjedzeniem kolacji, to mama z tatą nie dali się przekonać i po dużych rykach w końcu udało się Kubusia przekonać żeby torebkę oddał. Mama umieściła ją wysoooko na półce w kuchni i codziennie Kubuś dostaje po cukierku. Tym oto sposobem niedługo odbędziemy wycieczkę do dentysty, bo tych słodyczy to Kuba ma co najmniej do świąt Bożego Narodzenia. Mamy tylko nadzieję, że niedługo zapomni o czerwonej torebce i przestanie się codziennie domagać swojej porcji cukru.

25 października 2009

Smakosz czy niejadek?

Antek zrobił się bardzo wybredny jeśli chodzi o jedzenie. Na początku zwalaliśmy winę na zęby. Zębów jednak nowych nie widać, a Antek dalej marudzi. Jednak po dłuższych obserwacjach pojawiają się nowe teorie. Zaobserwowaliśmy, że Antek zjada bez większego problemu poranną kaszę, chleb, gofra, wszelkie owoce i jogurty. Za to za nic nie chce jeść żadnego jedzenia ze słoiczkówy typu wołowina z warzywami czy risotto z kurczakiem. Z tych wszystkich słoiczków wchodzi mu jedynie słodki ziemniak z kurczakiem i kurczak w jabłkach. Cała reszta jest bleee. Podobnie dzieje się z jedzeniem domowej roboty, ale specjalnie dla niego zmiksowanym. Krzywi się na sam widok.



W końcu odkryliśmy, że Antek po prostu nie lubi dziecięcego jedzonka. On od razu chce jeść tak jak wszyscy, czyli jak wszyscy jedzą makaron z sosem i mięsem, to on też. Brokuł i marchewka? Czemu nie, zje ale nie żadną łyżeczką rozdrobnione. On chce gałązkę brokuła do łapki razem z marchewką i zagryza tak jak robi to Kubuś. Wczoraj dla odmiany zjadł zupę z soczewicy. Całą miskę. Na szczęście dał się nakarmić łyżeczką mamie.
Pozostaje nam więc gotować bezsolnie i zdrowo, tak żeby ten najmłodszy członek rodziny mógł jeść to co wszyscy.

14 października 2009

Kubusiowe wygibasy

Po długiej przerwie trzeba nadgonić zaległości.
Na początek Kuba i jego umiejętności taneczne. Wiele pisać nie trzeba, wszystko widać na załączonym filmiku. Po długich podchodach udało mi się Kubusia nakręcić. Wprawdzie od tyłu (bo kręcony od przodu natychmiast przestawał tańczyć), ale wszystko i tak zostało ujęte.
Kubuś lubi tańczyć. Wystarczy włączyć radio czy telewizję. Ostatnio tańczył nawet do melodii grającej zabawki. Sam sobie puszczał i tańczył. Widownia mu jest zupełnie nie potrzebna. Ostatnio mama uczy go poruszania bioderkami. Jeszcze nie załapał o co chodzi, ale powolutku i tego się nauczy.

12 października 2009

Małpka

Kubuś lubi place zabaw. Jest spragniony towarzystwa innych dzieci, a na placach zabaw zawsze może jakieś spotkać i razem mogą się pobawić. A do tego są na placach zjeżdżalnie, huśtawki, można się pospinać na drabinki. Jednym słowem można poczuć się na jak w dżungli.
W naszym nowym miejscu zamieszkania w pobliżu jest fajny plac zabaw. Teoretycznie mogą się na nim bawić dzieci od 5 roku życia, jednak Kuba nic sobie z tego nie robi (zresztą nie tylko on) i bawi się w najlepsze.


Absolutnie nie ma lęku wysokości. Włazi na drabinkę na którą dzieci w jego wieku nawet nie patrzą. A do tego jeszcze protestuje gdy mama lub tata chcą go podtrzymać żeby nie spadł i nogi nie złamał.



Ostatnio spotkał na palcu 3 letnią koleżankę. Ganiali w kółko po ruchomym mostku, nie wiedząc kiedy skończyć. To pierwsza przyjaźń nawiązana przez Kubusia w nowym miejscu. Tak jak to Kuba ma w zwyczaju, na pożegnanie przewrócił małą na ziemię i wyściskał. Mała dzielna, oddała uścisk. Kuba już się doczekać nie może kolejnego spotkania.

10 października 2009

8 miesięcy Antosia

Za dwa dni Antek skończy 8 miesięcy. Patrzę na zdjęcia i nie wiem kiedy ten czas tak upłynął. Jeszcze jakiś czas temu leżał i płakał gdy coś mu się nie podobało. A teraz nie można go samego na łóżku zostawić, bo natychmiast próbuje z niego zleźć. Siedzi, zaczyna raczkować i próbuje wstać. Gdy mu się to uda, to piszczy ze szczęścia.



Ma dwa zęby i kolejne rosną, bo maruda z niego straszna. Waży z jakieś 8,5- 9 kg, a ubranka mają rozmiar 74 cm. Kuba te ubranka nosił dopiero gdy miał gdzieś 9 miesięcy (co widać po Kubusiowych zdjęciach).
Coraz bardziej garnie się do Kuby. Gdzie jest Kuba, tam musi też być Antek. Jak siedzi w innym miejscu, to powoli pełznie w jego stronę. Kuba próbuje z klocków budować samoloty i domki, a Antek nagminnie mu je niszczy.



Ciągle o coś się awanturuje. Nie lubi siedzieć sam na podłodze, a gdy ktoś go tam jednak posadzi i próbuje coś zrobić to natychmiast ryku narobi takiego, że wszyscy lecą sprawdzić co się stało. Ostatnio przeszkadza mu również głośny krzyk Kuby. Zwłaszcza podczas kąpieli. Wrażliwe uszy czy echo w nowej łazience?

Językowe postępy Kuby

Powoli, bardzo powoli Kubuś łapie kolejne słówka. Wciąż operuje swoim językiem i nie da się przekonać, że Antek to nie lala, a woda to nie lulu. Nie i już.

Za to ostatnio na tapecie pojawiło się parę nowych słów:
ja (najważniejsze, bo określające jego samego)
mu te (moje)
ja te (ja chcę)
tu, tam
to
o tak!
W sumie niewiele, ale postępy cieszą. Czekamy na kolejne z niecierpliwością.

Raczek

Antek parę dni przed skończeniem 8 miesięcy zaczął raczkować. Jesteśmy trochę zszokowani jego szybkimi postępami, ale po dłuższym namyśle nie ma się co dziwić. Starszy brat lata wokół, to młodszy też by chciał.
Raczkuje tak jak widać na filmie. Nieporadnie. Zaczynał od paru kroczków, teraz zaczyna pokonywać coraz dłuższe dystanse, choć wciąż się jeszcze rozjeżdża na wszystkie strony.



A co do reszty umiejętności ruchowych, to.... jak już chyba pisałam (a może i nie) siedzi od dawna, jednak sam usiadł 2 dni przed tym jak zaczął raczkować. Przedziwnie siada. Wyłożony na brzuchu robi mały mostek, prawie że staje na głowie, ale w końcu przy pomocy rąk jakoś udaje mu się usiąść. Powoli dochodzi do wprawy i pewnie za parę tygodni będzie mu to wychodziło jak z płatka. Na razie jednak się musi mocno napracować żeby usiąść.
Zaczyna też uskuteczniać wstawanie. Niedługo pewnie w świat sam wyruszy :)

26 sierpnia 2009

Mamy ząbka

Niniejszym zawiadamiamy, że Antek ma ząbka! Lewa dolna jedynka wyjrzała na światło dzienne. Może tłumaczy to Antkowe humory w ostatnich dniach? W każdym razie oprócz nocnego imprezowania to przeszło bezboleśnie. Czekamy na kolejne...

18 sierpnia 2009

Poranki

Wygląda na to, że Antek tak jak Kuba jest skowronkiem. Oboje wstają w okolicach 5.30- 6.00. I nic się z tym nie da zrobić. Nie pomaga późniejsze kładzenie spać czy skrócone drzemki w ciągu dnia. Po prostu nasze dzieci tak mają i już. Ciągle sobie powtarzam, że jeszcze parę lat, a potem to ja będę im dawać w kość i budzić bladym świtem do szkoły albo na basen.
A wracając do naszych poranków... Ostatnio opracowaliśmy domowy patent, jak dłużej poleżeć w łóżku i nie musieć od 6 rano wysłuchiwać jęków. Otóż jak tylko się Antek obudzi to zostaje posadzony w poduszce do karmienia (żeby się nie przewrócił, bo wciąż siedzi bardzo niepewnie) i dostaje między nogi kosz wiklinowy z zestawem zabawek. Natychmiast pochłania go wyciąganie tych wszystkich miśków, grzechotek i gumowych autek z koszyka, oblizywanie i rozrzucanie ich po łóżku. Kuba jak tylko usłyszy, że Antek już nie śpi to jak na skrzydłach przylatuje ze swojego pokoju wraz z autkami. Usadawia się koło Antka i zaczynają się bawić.

Czasem osobno, każdy zajmuje się swoją zabawką. Czasem razem, Kuba pokazuje Antkowi gdzie ma być przymocowana przyczepa z wywrotki czy jak przycisnąć guziczek w rybce żeby zagrała.
A co robią w tym czasie rodzice? Rodzice w tym czasie wracają do marzeń sennych i czasem gdy dzieciaki naprawdę fajnie i cicho się bawią udaje nam się faktycznie zdrzemnąć.

Odpieluszony - finał

Czy ja już pisałam, że dwa tygodnie temu odpieluszyliśmy Kubusia całkowicie?
Jeżeli nie, to niniejszym zawiadamiam, że zaraz po powrocie z wakacji zaryzykowaliśmy i zdjęliśmy pieluchę nocną. Od tego czasu był parę razy wysadzony, tak na wszelki wypadek. A po paru razach, gdy Kuba nie wykazywał chęci sikania w nocy co parę godzin daliśmy spokój i teraz jak potrzebuje to przychodzi powiedzieć, że chce sikać. A jeszcze częściej jest tak, że z samego rana sam leci do łazienki i robi co ma zrobić.
Wpadki nocnej (odpukać w niemalowane drewno) jeszcze nie było :) Dziennie wciąż są, ale to raczej podsikiwanie i też zdarza się coraz rzadziej.
Pieluchy pochowane i nawet na podróż, również dłuższą nie potrzebujemy już pieluszek. A to co zostało z pieluch dostanie Antek w spadku :) Za to zdecydowanie wzrosło nam zużycie majtek.

16 sierpnia 2009

Juuu

Kubuś bardzo lubi wszelkie zjeżdżalnie (tytułowe juuu). Te na placach zabaw, ale również wodne na basenach i tory saneczkowe.
Parę dni temu pierwszy raz zjeżdżał dużą zjeżdżalnią wodną na basenie. Nie należała ona do największych, ale te 60 m. na pewno miała. Dozwolona w każdym wieku. No więc tata zaryzykował i poszedł z Kubą. Najpierw wysokie schody, na górze kolejka, potem Kuba między nogi i hura. Jedziemy! Wylot z rury zakończony w płytkim basenie. Tata pod wodę, a Kuba na wyciągniętych rękach nad wodą. Dawno nic mu się tak nie podobało! Tato więc do końca wykupionej godziny na basenie nic innego nie robił tylko zjeżdżał. Nawet mama parę razy zjechała, choć miała większego stracha niż Kuba.
Wczoraj zaliczył kolejne juuu. Tor saneczkowy w Ustroniu na Równicy. Zjechał 3 razy: z dziadkiem, mamą i tatą. Odciągnąć się go nie dało, choć rodzice i dziadek jechali raczej wolno niż pozostali uczestnicy. Kończył jeden zjazd i już leciał do kolejnego.


Jutro planujemy wyjazd do Śląskiego Wesołego Miasteczka. Może będzie jakieś juuu dozwolone od lat 2,5 :)

14 sierpnia 2009

A ja rosnę i rosnę

Antoś dziś kończy 6 miesięcy. Szybko ten czas leci.
Czas na małe podsumowanie:
- obraca się dookoła osi;
- posadzony siedzi do czasu aż nie padnie na nos/plecy/ boczek w zależności od tego gdzie znajduje się zabawka;


- chętnie by już sam siadał, ale jeszcze nie jest na tyle silny, choć intensywnie ćwiczy;
- zębów brak;
- wcina coraz więcej stałych pokarmów z dużym apetytem;
- rośnie jak na drożdżach. Nie nadążam ze zmiana garderoby;
- lubi podróżować i jeździć samochodem oraz wózkiem;
- jeszcze bardziej lubi być noszony;


- nie lubi sam spać i ani myśli przestać jeść w nocy (żarłok w porywach wcina 4-5 razy w ciągu nocy);
- lubi się kąpać i to nie tylko w wannie, ale też w basenie. I wcale się nie boi!

- buzia mu się nie zamyka, non stop nadaje;
- cieszy się do każdego kto do niego zagada czy chociażby na niego popatrzy;
- lubi autka, co doprowadza do wściekłości starszego brata, który ani myśli dzielić się ze swoimi autkami i już teraz są o nie awantury;
- mały awanturnik - nie daj Boże coś mu się nie spodoba, to tak się drze (Kuba tak nie potrafi), że sąsiedzi słyszą i pewnie zastanawiają się co oni temu dziecku robią;
- z natury spokojny, ale uparty jak osioł - jak czegoś nie chce to nic go nie przekona. Próbowaliśmy go przełożyć do łóżeczka na nocne spanie, nauczyć samodzielnego zasypiania i ograniczyć nocne jedzenie. Nie daje się na razie przekonać, choć w wysiłkach nie ustajemy.

Lotnik

Antek na zakończenie pierwszego półrocza życia zleciał z łóżka. Dziś, z samego ranka. Tato w nocy zabrał swoje manele i poszedł spać do Kuby, bo włączyły mu się znowu wędrówki nocne. Antek jak to ma w zwyczaju spał z mamą. Nad ranem po zjedzeniu bardzo wczesnego śniadania wzięło mu się na gadanie. Zatem nie wiele myśląc stwierdziłam, że przecież na środku łóżka nic mu się nie stanie i zasnęłam. Obudził mnie huk spadającego Antka. Na szczęście nic mu się nie stało. Dziecina się trochę przestraszyła,po wszystkim popłakał i utulony zasnął. Żeby spaść z naszego łóżka musiał się co najmniej 2 razy obrócić dookoła. I to niespodzianka! Bo że potrafi się obracać to wiemy od dawna, tylko nigdy nie wykazywał zainteresowania w tym kierunku. No chyba, że mu bardzo zależało na jakiejś zabawce. Teraz już wiemy, że jak chce to potrafi. Tym razem chyba chciał sprawdzić co jest poza łóżkiem i stwierdził, że polata. Zapomniał, że skrzydełek nie ma...

8 sierpnia 2009

I morsowi się dostało

Wszyscy wiedzą, że jak dzieci są cicho, to znaczy że broją. My też wiemy. Ale czasem zapominamy. Pewnego słonecznego popołudnia w miejscowości w pobliżu Wolsztyna, gdzie spędziliśmy tegoroczne wakacje, Kuba i jego nieco starsza koleżanka Olga bawili się w piasku. Na początku jak to bywa były bitwy o wiaderko, łopatki, wsypywanie piachu do basenu. Jednym słowem awantury na każdym kroku. W pewnym momencie zrobiło się cicho. No nareszcie! Rodzice siedzący na tarasie w końcu mogli normalnie porozmawiać, bo dzieci wreszcie zgodnie zaczęły się bawić. Cicho było, a że to było podwórko, w dodatku dzieci były cały czas na oku trudno było spodziewać się, że mogą coś zbroić. Ano mogli. Na podwórku koło piaskownicy było miejsce po ognisku z dawno zimnym już ogniskowym popiołem. Otóż nasza dwójeczka znalazła sobie wspaniałą zabawę. Wlali wodę (z basenu) do popiołu, po czym zaczęli się tym popiołem się bawić jak piaskiem. Przesypywali go z kupki na kupkę, robili babki....

Raban dopiero się podniósł jak Kuba zaczął morsa ujeżdżać w popiele. Olga zaprotestowała, bo jak się potem okazało znajdowała się pod morsem. Gdy zaczęło być tam głośno, któryś z rodziców poszedł zobaczyć co się tam dzieje. Oboje byli upaćkani po same uszy, a o morsie to już szkoda nawet wspominać. Tak oto wyglądał Kuba po całej akcji:

Zabawa skończyła się przyspieszoną kąpielą wieczorną. Bo jak tu takich brudasów do domu wpuścić... Potem do już pilnowaliśmy, żeby do miejsca po ognisku za bardzo się nie zbliżali.

7 sierpnia 2009

Pieskiem

Uczymy Kubusia pływać. Najprościej to pieskiem. Zaczęliśmy od machania nogami. Na początku był sztywny jak kawał drewna, ale z czasem się zaczął rozluźniać i całkiem nieźle mu to machanie wychodziło. Potem przyszedł czas na naukę machania łapkami. Mama pokazała Kubusiowi jak to sie robi i dodała, że tak robi też piesek. Kuba załapał o co chodzi. I bardzo dokładnie zrozumiał rodziców, gdy mówią, że ma machać rączkami jak piesek. Macha, a jakże! Ale żeby nie było że on nie piesek, to aby to dodatkowo podkreślić szczeka aż miło! A rodzice kulają się po dnie basenu ze śmiechu, bo Kuba nie daje się przekonać, że pływać należy z zamkniętą buzią, a nie szczekać przy każdym machnięciu rączkami.

Jak ryba w wodzie...

Już jakiś czas temu rozpoczął się sezon basenowy. Zaczynaliśmy od malutkiego baseniku, gdzie Kuba tylko nogi moczył. Potem dziadkowie rozłożyli duży basen i Kuba od początku się w nim chlapał ile wlezie. Najbardziej gdy basen był w trakcie napełniania i woda sięgała mu do pupy.


Gdy już basen był pełny wody, Kuba nabrał respektu i przy każdej próbie zabrania go do basenu rozlegały się wściekłe ryki po okolicy. Wszyscy wówczas wiedzieli że Kuba jest w basenie albo właśnie rodzice/dziadkowie próbują go tam zabrać. Z czasem się uspokoił i przekonał, że nikt go nie zamierza utopić. Ryki się uspokoiły i teraz już pływa na materacu czy w kółku pływackim bez większych protestów.


Potem był wyjazd nad jezioro. Woda przestała być straszna. Jak tylko znalazł się na plaży to natychmiast się rozbierał, nie zważając na to czy jest ciepło czy zimno, płytko czy głęboko. Musiał choć nogi zamoczyć, bez tego to jego rozpaczliwy płacz niósł się po całej okolicy.



Na wakacjach gdy nie był nad jeziorem chętnie bawił się w basenie na działce. Towarzyszyła mu Olga, razem się pluskali, zjeżdżali ze zjeżdżalni do wody, bijąc się przy tym o to kto będzie pierwszy.


Przed nami jeszcze wyjazd do parku wodnego w Bukowinie Tatrzańskiej. Już się boję tego wyjazdu. Nie wiem jak my go utrzymamy w ryzach. Chyba smycz trzeba będzie założyć.

Tygrysiątko

Od czasu do czasu w Kubie odzywa się tygrys. Jest straszny i wszyscy się go boją. Jak już pisałam najbardziej boi się go wymyślony lew, ale też małe dziewczynki które nie chcą Kubie dać zabawek. W takich momentach gdy już nic nie działa w Kubusia wstępuje tygrys i ryczy ile sił w płucach. Czasem to pomaga, bo dziewczynki z płaczem uciekają do mamy. Tygrys wstępuje też w Kubusia gdy jest zły na rodziców, choć wtedy tygrys jest jakoś tak mało przekonujący. Najbardziej jednak tygrys lubi się wygłupiać i latać po domu i wszystkich straszyć. Wszyscy udają, że się go boją, a tygrysiątko jest wtedy bardzo szczęśliwe i rozśmiane od ucha do ucha :)

Lew

W kątach klatki schodowej czai się lew. Najczęściej z samego rana i pokazuje się tylko Kubusiowi. Kuba zazwyczaj tak odważny siedzi wtedy na górze i sam za nic nie pójdzie na klatkę schodową. Lew jest straszny, chowa się za kwiatkami i tylko czeka żeby Kubusia capnąć za nogę. Na szczęście czasem w Kubusiu odzywa się tygrys, zwłaszcza w obecności mamy. A tygrys jak ryknie, to lew natychmiast ucieka. No i Kuba może wtedy latać po całym domu i już niczego się nie boi.

17 lipca 2009

No to zaczynamy...

Wprowadzanie stałych pokarmów mieliśmy zacząć dopiero z początkiem sierpnia. gdy Antek będzie miał skończone conajmniej 5,5 miesiąca. Jednak Antek rwie się do jedzenia. Przy wspólnym posiłku gdy siedzi komuś na kolanach to nie można go utrzymać bo wszystko chce wziąć do buzi. Zaczęliśmy parę dni temu od chrupek kukurydzianych. Z pierwszym nie wiedział co zrobić. Dopiero jak zakosztował załapał i teraz to jego ulubiona przegryzka. Nie daj Boże Kuba je chrupka, a Antek nie. To narobi takiego rabanu, że czym prędzej lecimy do kuchni dać Młodemu chrupka, bo uszy w bębenkach pękają.
Potem było jabłuszko. Po pierwszym krzywieniu nawet smakowało. Banan zdecydowanie nie smakuje, tak samo jabłko i jagody. Chyba to ostatnie razem za kwaśne. Za to smakuje marchewka i ziemniaczek. Najbardziej z paluszka mamy, ale z łyżeczki też wchodzi. W najbliższych planach jest jeszcze groszek, dynia i może jakaś kaszka. A potem zobaczymy...


12 lipca 2009

Odpieluszony :)

Ta da dam! W końcu po 3 miesiącach nauki Kuba załapał o co chodzi i od paru dni woła, że idzie robić kupę i siku. W pieluszce, a właściwie to majtkach treningowych śpi już tylko w nocy. W ciągu dnia drzemkę ma bez pieluszki i lata bez pieluszki też. Właściwie to latał bez tej pieluchy praktycznie ostatnie parę tygodni, tylko nie za bardzo mu szło korzystanie z toalety i wszystko i tak lądowało w gatkach. Aż tu nagle zwrot o 180 stopni. Od paru dni Kuba woła, be (kupa) lub lu lu (siku) po czym szybko (niezależnie od miejsca w którym się znajduje) rozbiera spodnie i majtki i pierwszą napotkaną w domu osobę prosi o pomoc w skorzystaniu z WC. Po fakcie bije sobie brawo i karze się ubrać.
Brawo Synku! Jesteśmy z Ciebie baardzo dumni :)

10 lipca 2009

Pogaduszki

Ciąg dalszy o tym jak Kuba mówi...
A właściwie to dalej mówi tak jak mówił, czyli nie mówi prawie wcale, a jak już to po swojemu. Choć mam wrażenie że coś zaczyna się w tej materii dziać. Coraz częściej brakuje mu słów, co jeszcze parę tygodni temu się nie zdarzało. Gdy coś się nowego i/lub ciekawego dzieje Kubuś chce szybko coś opowiedzieć i z tego nadmiaru myśli prawie że się zapowietrza. Widać, że głowa chce coś powiedzieć tylko buzia nie nadąża. Sprawdza się więc teoria naszej pani logopedy, że za opóźnienie mowy odpowiada między innymi niedojrzałość nerwów ruchowych aparatu mowy.
Poza tym coraz częściej tworzy zdania z tych wyrazów które mówi, a do tego zaczyna je odmieniać. Mówi: je mama tu (czyli mama jest tutaj) oraz nie ma ma (nie ma mamy).
Tworzy też takie zdania: Mam niu. Tam tip tip mniam mniam. Co oznacza, że ma łopatkę i idzie kopać dżdżownice kurom tam na grządkę. Może to takie sobie zlepki wyrazów dla większości, ale dla nas wiele znaczące, bo powoli zaczyna być widać światełko w tunelu. Kuba chce mówić i mam wrażenie że lada chwila to wszystko powinno ruszyć. Tak trzymaj Kubusiu!


Jabłuszko

Antoś dziś wszamał ćwiartkę rozgotowanego jabłuszka. Przyznam, że byłam trochę zaskoczona takim obrotem sprawy. A zaczęło się tak....
Otóż nasza młodsza latorośl wyjątkowo rzadko strzela kupy. Zazwyczaj tak co 3 dni. Jednak teraz czekamy już 10 dni i nic. Zaczynamy się trochę niepokoić, stąd dziś dostał trochę soku winogronowego z jabłkiem z samego rana, a pod wieczór w ramach podwieczorka zdecydowałam dać mu jabłko. Zaszkodzić mu nie zaszkodzi, a może trochę go przeczyści i w końcu przestanę tak uporczywie myśleć tylko o jednym. Jak to bywa z pierwszymi stałymi pokarmami spodziewałam się plucia i krzywienia się. A tu ku mojemu zaskoczeniu Antek spróbował, trochę go wykrzywiło. Myślę, no to skończy się na jednej łyżeczce. Odkładam miskę a Antek w ryk. Chce jeszcze. No to dostał kolejną łyżeczkę i jeszcze kolejną... I takim oto sposobem zjadł ćwiartkę jabłka.
Teraz czekam na kupę :)

3 lipca 2009

Wróbel pełną gębą

Antek to "wróbel" pełną gębą. Nie dość że podobny do rodziny jednego z dziadków (stąd 'wróbel" dla wtajemniczonych), to jeszcze niedawno ujawniła się jego kolejna cech tego rodu. Otóż potrafi krzyczeć jak znakomita większość rodziny dziadka. Jak już czegoś chce to potrafi się tak rozedrzeć, że umarłego z grobu by wyciągnął. A do tego zaczyna jeszcze dyskutować...

Kąpiel inaczej

Podczas naszego pobytu w Warszawie Antek pozbawiony swojej niebieskiej łazienki został skazany na kąpiel w ... umywalce.

Chyba mu się podobało, bo zalał ciotce Ewie pół łazienki. A do tego kran mu się spodobał i koniecznie chciał sobie dolać więcej wody :)

Z plecków na brzuszek

Antek dziś z samego ranka zaliczył swój pierwszy przewrót na brzuszek! Już od paru dni się zabierał za ten przekręt, ale jakoś tak nie do końca mu to chciało wyjść. Aż tu dziś w pogoni za smokiem tak się kręcił, aż się przekręcił. Brawo Synku!

23 czerwca 2009

Prawa rączka, lewa nóżka

Kuba zaskoczył nas wszystkich znajomością słów prawy i lewy. Parę dni temu słuchał z dziadkiem wierszyka. Słów nie pamiętam, ale właśnie był o prawej i lewej stronie ciała. Dziadek po chwili poprosił Kubusia o pokazanie prawej i lewej rączki. Kuba pokazał tak jak powinien. Teraz to już na wyrywki pokazuje prawą nogę, lewe oko, prawe ucho... A nikt go tego nigdy nie uczył, nawet za bardzo mu nie pokazywaliśmy, zwłaszcza, że przy jedzeniu czy rysowaniu dla niego to wszystko jedno której ręki używa.

22 czerwca 2009

Rączki i nóżki

Antoś wyjątkowo wygminastykowany. To tak w porównaniu z Kubą. Bo pamiętam, że długo nie mogłam się doczekać żeby Kuba wziął stopki w garść i wsadził do dzioba. A Antek bez najmniejszego problemu od paru tygodni nic innego na przewijaku nie robi tylko smakuje paluszki u nóg.


A jak już o kończynach piszę, to już też wie do czego rączki służą. Łapie już wszystkie zabawki które mu się podaje, ale też sam wyciąga łapki po zabawkę, wyjmuje i wkłada sobie sam smoczek do dzioba i oblizuje paluszki na wszystkie strony.
No i jak już porównuję, to Antek choć nogi do buziaka wsadzić potrafi, to obroty mu nie wychodzą. A Kuba dla odmiany to mając 4 miesiące potrafił się z łóżka na podłogę sturlać. Pamiętam, bo mając jakoś właśnie 4 miesiące spadł z łóżka. Antek jedynie wygina się na wszystkie strony, ale obrót z plecków na brzuch jeszcze mu nie wyszedł.

Chory przedszkolaczek

Wystarczyły 3 dni po 2 godziny dziennie w przedszkolu i czwartego dnia Kuba się rozłożył. Na szczęście nic wielkiego, po weekendzie katar minął, został jedynie kaszel. Dziś z powrotem w przedszkolu. Za to pół rodziny teraz choruje i to znacznie gorzej niż sam Kuba. A to jeszcze nie sezon na chorowanie... Już widzę jak to będzie wyglądało jesienią.

17 czerwca 2009

Jestem sobie przedszkolaczek...

... na razie 2 godziny dziennie i tylko do końca czerwca. To w ramach przyzwyczajania się do przedszkola. Od września Kubuś ma zaklepane miejsce w przedszkolu na pół dnia.
A jak jest w przedszkolu? Ponoć fajnie. Chodzi chętnie, a jeszcze chętniej wraca do domu. Pierwszego dnia najważniejsze były zabawki i zupełnie nie interesowało go to co się dzieje. Drugiego dnia uczestniczył we wszystkich zabawach i zajęciach. Chętnie tańczył i rysował. A co będzie trzeciego dnia? Ano zobaczymy dzisiaj :)


7 maja 2009

Pewnego niedzielnego popołudnia...

Pewnego niedzielnego popołudnia mieliśmy gości. Pierwszy raz na nowym miejscu i pierwszy raz od czasu urodzenia Antosia.
Antoś jak to Antoś, niczym się nie przejmował i przespał większość czasu, najpierw w nosidle a potem podczas grillowania w foteliku samochodowym.
Kuba miał do towarzystwa koleżankę Hankę. Hania jest niewiele starsza od Kuby i świetnie się dogadują. Nie była to ich pierwsza wspólna zabawa, więc nie tracili czasu na "zapoznawanie się". Jak mało z którym dzieckiem Kuba świetnie się z Hanią dogaduje...



Były zabawy w "kółko graniaste", "jedzie pociąg z daleka", zabawy w piaskownicy, czyli lepienie babek, robienie zupki piaskowej i babek piaskowych, no i oczywiście posypywanie się piaskiem.



Kuba i Hania jak to dwoje typowych dwulatków nie cały czas się z sobą dogadywali. Zazwyczaj ten drugi miał lepszą zabawkę, a to powodowało że co jakiś czas była mała awantura. A potem się godzili...

Dawno się Kubuś tak nie wyszalał jak wtedy z Hanią. Już się nie może doczekać kolejnej wspólnej zabawy :)

24 kwietnia 2009

Antek i karuzela

Antoś z okazji chrzcin dostał od cioci karuzelę przypinaną do łóżeczka. Karuzela jest kolorowa z motylkami i ma melodyjkę. Antek od pierwszej chwili pokochał karuzelę i położony do łóżeczka gada do niej jak najęty.

Dzieciaki z sąsiedztwa

Kuba podczas ostatnich paru dni intensywnie nawiązuje nowe znajomości. I tak jego najlepszą koleżanką jest lala z domu naprzeciwko, czyli 2,5 letnia Nikola. Nikola jest wygadaną blondynką, z prywatną zjeżdżalnią, hustawką i piaskownicą. A do tego ma wózek dla lalek, rowerek i zestaw do podawania herbaty z piasku. Kuba kocha wszystko co ma 4 kółka i pierwsza wspólna zabawa zakończyła się bitwą o wózek dla lalek. Stanęło na tym, że Nikola dostała lalkę, a Kuba wózek. Lalka siedziała w huśtawce i piła piaskową zupkę, a Kuba latał z wózkiem dookoła domu. Były oczywiście awantury o grabki i łopatkę ale skończyło się tylko na wyrywaniu zabawek i bez sypania piaskiem po oczach. Po pierwszym dniu docierania się zostali przyjaciółmi. Kuba pierwsze kroki po wyjściu poza obręb podwórka kieruje do podwórka Nikoli, a każda wspólna zabawa kończy się dzikim płaczem Kuby, bo on by chciał jeszcze sie bawić a tu musi iść do domu. Dziś się bawią na Kubusiowym podwórku. Kuba od wczoraj też ma prywatną piaskownicę i świeże 20 kg piasku, więc mają co rozsypywać.
Drugim znajomym Kubusia jest Kuba, który ma 5 lat i jego siostra Emilka, co ma 3 lata. Dwa dni temu Kuba i Emilka uczyli naszego Kubusia przechodzenia przez płot. Nie mam pojęcia jak się dogadali, bo Kuba do rozmownych nie należy, ale stanęło na tym, że nasz Kuba chce wyjść i jedyną drogą wyjścia jest przelezienie przez ogrodzenie. Kuba pilnie słuchał i próbował wykonywać polecenia starszego Kuby. Nogi jednak za krótkie i umiejętności jeszcze nie te, bo mu to nie wychodziło. Aczkolwiek przypuszczam, że to tylko kwestia czasu...
Wygląda na to, że tego lata życie towarzyskie na naszym podwórku będzie kwitło.

Odpieluszania część kolejna - prawie final

Gdyby mnie ktoś tydzień temu zapytał jak tam Kuba się odpielusza, to odpowiedziałabym, że jeszcze mu daleko do tego. Obiecaliśmy sobie, że po świętach spróbujemy ponownie. Święta minęły a nam się niedobrze robiło na samą myśl, że znowu trzeba Kubie ściągnąć pieluchę, a potem ścierać kałuże po całym domu. Tym razem miał się tym zająć tata, ale jakoś też mu się nie śpieszyło. Więc w ostatni wtorek z samego rana założyłam Kubie majtki, po czym nastąpiło krótkie wprowadzenie gdzie sikamy i robimy kupkę. A jako że nocnik został u babci to zaczęliśmy przygodę z nakładką na WC. Kuba na zakończenie mowy powiedział tak, co oznaczało że dotarło.
No i dotarło. Pierwszego dnia było trochę wpadek, Kubuś wołał, że chce na kibelek, najczęściej jednak gdy już majtki były mokre. Kolejnego dnia było już trochę lepiej i większość "siku" trafiło do WC. Wczoraj i dziś jest już naprawdę dobrze. Chyba nam się dziecko powoli samo odpieluszyło bez jakiś większych ekscesów. Kałuża była dziś jedna, bo tata rano zdjął dziecku pieluchę a nie zabrał go do łazienki. Pielucha jest zakładana tylko do spaceru i do spania. No i czekamy na finał gdy Kuba będzie gotowy do całkowitego odpieluszenia. Przypuszczam jednak, że to nastąpi za jakiś czas gdy już się przyzwyczai do stanu obecnego.

16 kwietnia 2009

Chrzest Antosia

13 kwietnia po mszy o godzinie 10.30 w kościele św. Jerzego w mieście R. Antoś dołączył do grona katolików. Matką chrzestną została ciocia Ewa, a ojcem chrzestnym wujek Andrzej.
Antoś większość mszy przespał. Ochrzczony został po mszy w kameralnym gronie. Antek się wreszcie ocknął z głębokiego snu, natomiast Kuba zasnął i dla odmiany przespał chrzest brata. Było krótko i miło.


Po wszystkim ksiądz powiedział do Antosia: Antek, ja Ci mówię Ty będziesz księdzem! Ano zobaczymy...

Świąteczny koszyczek

Kubuś poszedł z mamą i ciocią święcić pokarmy w Wielką Sobotę. Po wyjściu z samochodu mama zapakowała Kubusia do spacerówki i na kolanka dostał do potrzymania mały koszyczek, specjalnie dla niego przygotowany.
M: Będziesz Kubusiu trzymał mocno koszyczek żeby nie spadł?
K: Ta
No to pojechaliśmy. Ledwo weszliśmy i się zatrzymaliśmy Kuba wyciągnął z koszyczka kurkę i do siedzącej obok w ławce pani krzyknął: Mam! Po czym chciał oddać pani kurkę. Mama rzuciła się kurze na ratunek i zabrała Kubusiowi koszyczek, bo już zabierał się za rozdawanie kruszonek. No ale trzeba przyznać, że koszyk trzymał mocno i go nie upuścił. A do tego umie się dzielić pokarmami z bliźnimi :)

8 kwietnia 2009

Kozucha kłamczucha

Kuba wyznaje zasadę, że zawsze należy zwalić winę na osobę nieobecną i pod żadnym pozorem nie przyznawać się do winy. Prowadzi więc z rodzicielami takie oto pogaduszki.
Ostatnio gdzieś się podrapał po rączce (pewnie wcześniej na podwórku łażąc pomiędzy iglakami). Tak wyglądała nasza rozmowa na ten temat:
Mama: Kuba co Ci się stało w rączkę?
Kuba: hau-hau...
M: Pies Cię podrapał? Na pewno? Reksio przecież nie drapie...
K: tata..
M: tata jest w pracy...
K: lala (Antek)
M: Jesteś pewien?
K: taa

6 kwietnia 2009

Kubuś ogrodnik

W zestawie do piaskownicy Kuba posiada konewkę. Któregoś dnia gdy wyczerpały mi się już pomysły na zabawę w piaskownicy, Kuba dostał ode mnie konewkę z wodą i poszliśmy podlewać kwiatki. Kuba z konewką a ja za nim z butelką wody. Podlewaliśmy krokusy w ogródku, kretowiny (dla tych co nie wiedzą to te kupki ziemi zrobione przez krety), malutkie brzózki i duże sosny. Jednym słowem wszystko co napotkaliśmy na naszej drodze.



Kubusiowi zabawa tak się spodobała, że jeszcze 2 razy uzupełniałam wodę w 1,5 litrowej butelce, a następnego dnia była powtórka z rozrywki. A potem to już mamy nie potrzebował do noszenia wody. Jak uznał, że coś na podwórku potrzebuje być podlane, zabierał konewkę do domu, sam sobie lał wodę po czym pędził do ogrodu podlewać. Spodobała mu się zabawa w ogrodnika.

Śpioch

Z Antosia jest śpioch do potęgi. No i dobrze, sen to zdrowie, a rodzice mają ciut więcej luzu. Antek śpi rewelacyjnie w nocy, z 4 przerwami na jedzonko. Ktoś pomyśli że to dużo. Dużo, bo Kuba jadał rzadziej, ale za to dłuuugo. A Antek 10 minut i nażarty, odpada jak bąk. Trochę gorzej jest nad samym ranem, ale na to też jest sposób - Antek je, a ja śpię. Trochę jak zając pod miedzą, no ale wiecznie to trwać nie będzie i pewnie za pół roku będzie sobie jadł raz w nocy albo i wcale, a ja się i tak będę budzić 4 razy w nocy i sprawdzać czy wszystko w porządku.
Miało być jednak o spaniu... A więc w nocy śpi. W ciągu dnia też śpi. Mniej niż na początku, ale generalnie to po śniadaniu i godzinnym (to tak na oko) rozglądaniu się po świecie znowu idzie ciąć komara. Czasem tylko trzeba go pohustać, a on wtedy oko (jedno!) otworzy, zerknie czy ktoś siedzi obok i drzemie dalej. I tak może ze 2-3 godziny. Potem obiad, czas na aktywność, bo to akurat czas na drzemkę brata i żeby jednak mamie za łatwo nie było to Antek akurat w tym czasie chce się nosić, huśtać czy rozglądać. Jak już Kuba wylezie z łóżka, to Antek idzie spać. Potem śpi do wieczora i wieczorem daje czadu. Maruda z niego wtedy do potęgi, a o spaniu mowy nie ma.


Teraz też śpi. Co jakiś czas tylko otwiera oko, sprawdza czy mama czuwa, przeciągnie się jak kocurek i znowu zasypia. O dziwo Kuba też śpi, więc mam nadzieję, że jeszcze z godzinę oboje pośpią, a ja będę mieć czas na różne ciekawe rzeczy :)

2 kwietnia 2009

Czyścioch?

Z Kuby jest swego rodzaju czyścioch. Jeżeli chodzi o jedzenie, to jak najbardziej lubi mieć czyste rączki i otoczenie wokół siebie. Jak mu kapnie jogurt na koszulkę czy na stół, natychmiast leci po ścierkę i pucuje.
Podczas odpieluszania jak się zsikał na podłogę i zostawił kałużę to też leciał po ścierkę (nieważne jaką, mogła być kuchenna) i ścierał po sobie. To samo robi gdy wysypie ziemię z doniczki. Natychmiast leci do kuchni po miotłę i szufelkę i próbuje po sobie sprzątać.
Natomiast absolutnie nie przeszkadzają mu brudne łapki i buzia gdy biega po podwórku. Ostatnie dwa dni była piękna pogoda, więc Kuba od samego rana na nowo poznawał wszystkie kąty podwórka u dziadków. Wczoraj przyszedł tak upaćkany, że nawet mydło nie pomogło i szczotka poszła w ruch. A buzia... to jakby się ziemi najadł... No nic, trzeba się pogodzić z tym, że dziecko na dworze się paćka, że potrzebuje kilku par spodni na dzień, o koszulkach już nie wspominając... W końcu dzięki temu poznaje świat :)


Zadziwił mnie jednak dzisiaj na spacerze. Ja pchałam wózek z Antkiem, a Kuba pchał swój rowerek. W pewnym momencie stwierdził, że na jednym z kółek osadziło się błotko. Zatrzymał się, wyciągnął malutki ręcznik z koszyka wózka, który tam jest w razie nagłej potrzeby wytarcia rączek Kuby, po czym schylił się i wytarł błotko z kółka.
Właściwie wcale się tym nie zdziwiłam. Przypomniało mi się, jak to dzień wcześniej Kuba obserwował dziadka myjącego auto. A Kuba to jest mała papuga. Obserwuje i powtarza. Jak widać ręce i buzia na spacerku mogą być brudne, ale rower/auto musi być czyste. Prawdziwy facet.

Wieczorny dialog

Jak już wcześniej wspominałam Kuba nie garnie się do mówienia. A właściwie mówi, ale w większości po swojemu. Tak oto wyglądała nasza sprzed paru minut, przeprowadzona w łóżku Kuby na krótko przed jego zaśnięciem:
M: Kubuś powiedz pies...
K: hau, hau
M: a kot?
K: ?
M: no kotek
K: miau
M: a auto?
K: titit
M:a powiedz Antek

K: lala
M: nie Kubusiu, A-ntek
K: lala
M: a powiedz Aaa
K: Aaaa
M: a teraz Antek
K: A-lala

31 marca 2009

Zabawa w chowanego

Ulubioną zabawą Kuby jest zabawa w chowanego. Kuba się chowa wołając: "nie ma" co oznacza, że tata ma go szukać. Kubusiowy świat jest jednak malutki, bo często Kubuś chowa się tak jak miś Uszatek. Schowa główkę pod poduszkę i myśli że cały się schował.
Najbardziej jednak lubi chować się pod łóżkiem czy w szafie.


Wszyscy i tak wiedzą gdzie jest Kuba, ale Kuba ma największą frajdę gdy wszyscy wokół udają że absolutnie nie wiedzą gdzie on jest i szukają go wołając: "Gdzie jest Kuba? Widziałeś Kubusia? Tak się schował, że nie mogę go znaleźć..." Kuba wtedy zadowolony jak mało kiedy wyskakuje z tej tajemniczej kryjówki z okrzykiem na ustach "tu!!!"

Skończone 6 tygodni

W sobotę Antek skończył 6 tygodni. Dziecię rośnie, ma już całe 57 cm wzrostu i wyrasta z najmniejszych ubranek. Niestety na razie waga nam jest nieznana, poznamy dopiero podczas szczepień w przyszłym tygodniu. Stawiam na jakieś 5 kg. Ponadto śle uśmiechy na prawo i lewo, czasem zdarzy mu się zapiszczeć z radości, zwłaszcza gdy leży na przewijaku goluśki. To chyba lubi najbardziej: majtać gołymi nóżkami. Lubi też bujanie, spacerowanie i noszenie pod każdą postacią. A więc jak najbardziej w grę wchodzi nosidło, kosz na kółkach, wózek i samochód. Antoś prędzej czy później zasypia.
Pięknie już trzyma główkę, choć wciąż jeszcze są momenty gdy kiwa się na boki. Jednak gdy chce to może przez dłuższy czas leżeć tak jak widać poniżej, rozglądając się wokół.



Coraz bardziej interesuje go świat. Najbardziej oczywiście najbliższe otoczenie. Reaguje na dźwięk grzechotki i dzikie wrzaski brata, które mu często spać nie dają. A śpi w ciągu dnia coraz mniej i ma coraz dłuższe okresy czuwania.
Wzbudza dużo czułości u starszego brata. Nie jestem w stanie oddać tej czułości w głosie Kuby gdy czasem podejdzie do Antosia, powie "lala" i pogłaszcze go po główce.

14 marca 2009

Pierwszy uśmiech

Antoś dziś kończy miesiąc (trudno mi w to uwierzyć) i z tej okazji wczoraj obdarzył mamę swoim pierwszym uśmiechem, jak najbardziej świadomym. Piękny ma uśmiech, już czekam na kolejne :)

13 marca 2009

Podobni?

Ostatnio spojrzałam na zdjęcia Kuby z czasów gdy był noworodkiem. Okazuje się, że chłopcy będąc noworodkami byli momentami bardzo podobni.
Tu jest Kubuś:


A tu Antoś:

5 marca 2009

Pępuszek

Antoś zgubił pępek! Wczoraj znalazłam go w pieluszce :) No i bardzo mnie to ucieszyło, bo minęło 16 dni od narodzin i już powoli zbliżał się jego czas na odpadnięcie.
A oto 16-dniowy Antoś:


3 marca 2009

A Antoś śpi, je i rośnie

Była dziś u nas z drugą wizytą położna środowiskowa. Bardzo mnie te wizyty cieszą, bo po pierwsze nie muszę z małym biegać po wylęgarniach bakterii (czyt. przychodnie) w celu zważenia go czy uzyskania skierowania na badanie usg bioderek. Ta nasza położna jest bardzo fajna, bo przyniosła nam skierowanie, receptę na wit. D, a co najważniejsze zważyła Antosia.
I tak przy urodzeniu Antoś miał 3610 g. Trzy dni później, w dniu wypisu ze szpitala: 3480 g i już tył, bo najniższa waga to była bodajże 3410 g. Tydzień temu, czyli mając skończone 10 dni Antoś ważył już 3760 g, a dziś, czyli mając 17 dni ma 4040 g. No i mama jest w szoku, bo Antek zupełnie nie wygląda na te 4 kg! Dalej chudzinka jest z niego, choć babcia twierdzi, że udka mu się zaokrągliły. Choć z drugiej strony on nic innego nie robi tylko je, w ciągu dnia bardzo często, w nocy trochę rzadziej, ale jednak... A jak nie je to śpi. I jak tu potem nie tyć?

Kubusiowe mówienie

Kuba jeszcze nie mówi. W mądrych książkach piszą, że powinien tam już ileś wyrazów mówić i tworzyć równoważniki zdań, a on zupełnie nic sobie z tego nie robi. Jego co niektórzy rówieśnicy zasuwają już pełnymi zdaniami on nic. Zaczynam już poważnie szukać logopedy...
A oto co Kuba mówi: tak, nie, tu, tam,mam, mama, tata, trutu (tak robi trąbka), lala (jak śpiewa i tak woła na brata bo mu się kojarzy z lalką), lulu (gdy chce pić lub robić siku, jest to też piłka), bach (gdy się przewróci lub coś/ktoś spadnie), bam (gdy coś/ktoś narobi hałasu), titit (autko i wszystko co jeździ), hau-hau (piesek), miau (kotek), aaa (czyli ktoś śpi), pa pa, cze (cześć), ami (bajka). Swego czasu mówił też le (lew), aba (żaba) ale przestał i już nie chce. Swoją dziecięcą mową lub wydając charakterystyczne dźwięki potrafi wytłumaczyć o co mu chodzi: wydając odgłos cmokania myśli o smoczku brata lub o kwiatku, gdy warczy to znaczy, że chce pikla (ogórek, papryka, oliwka), gdy naśladuje odgłos silnika to znaczy, ze myjemy zęby elektryczną szczotką.
Można też powiedzieć, że jakieś tam z tych wymawianych słów równoważniki zdań tworzy. Mamy więc np. mama tu (mama chodź tutaj), lala aaa (Antoś śpi), tata nie ma (taty nie ma), tata tit pa pa (tata pojechał samochodem).
Gdy go nikt nie rozumie, to bierze za rękę i pokazuje o co mu chodzi. Jednak pomimo tego jego ogranicznego słownika całkiem dobrze jest rozumiany i rzadko mi sie zdarza nie wiedzieć o czym Kubuś mówi lub co ma na myśli.

Kot

Kot dziadków ostatnimi czasy działy na Kubusia jak płachta na byka. Właściwie od zawsze kot nie lubił Kuby, ale teraz to gdyby mógł to chyba by go zagryzł. Kot to domator, leniwie spędza dni, leżąc na kaloryferze lub na parapecie. Do czasu aż go Kuba nie zobaczy. Wtedy jest jedno wielkie miauuuu. Zarówno Kuby jak i kota. Kuba z zachwytu na widok kota, a kot ze strachu. Kot w nogi, a Kuba za nim. Kot próbuje wleźć za kanapę, Kuba za nim. Kot ucieka z pokoju do pokoju, Kuba za nim. I mogą tak długo ganiać. Czasem jeszcze Kuba jak dorwie po drodze autko i próbuje tego biednego kota potraktować tym autkiem. Kot się broni: drapie, gryzie i parska. Kuby to absolutnie nie rusza. Był już tyle razy podrapany, ze trudno zliczyć. Jednak po rozum do głowy nie poszedł. Zazwyczaj te dzikie gonitwy kończą się banicją kota to piwnicy lub na dwór. A Kubie pozostaje wypatrywać kota przez okno i czekać, aż się kotu zimno zrobi, żeby po powrocie kota zacząć całą gonitwę od początku...

28 lutego 2009

Krok po kroku, czyli na tapecie znowu nocnik

Jesteśmy w trakcie kolejnej próby odpieluszania Kubusia. Trzeba przyznać, że z każdą próbą idzie nam coraz lepiej. Podczas ostatniej próby w listopadzie, Kuba zgodnie przyznawał, ze siku i kupkę trzeba na nocniczek, ale już wszelkie próby zrobienia czegokolwiek do nocniczka spełzały na niczym. Kuba nie potrafił się przełamać i ani kropli do nocnika.

Tym razem jest już lepiej. Kuba w końcu zaczął uznawać nocnik jako miejsce do sikania i gdy tylko posadzi się go w odpowiednim momencie to zrobi co trzeba. Niestety wciąż musimy popracować nad samym wysadzaniem, bo połowa i tak zlatuje po spodniach. Kuba gdy się bawi zupełnie zapomina o tym, że nie ma pieluszki i wszelkie potrzeby fizjologiczne załatwia w majtki. Trzeba go non stop pytać czy chce siku i co chwila go wysadzać, to wtedy jest szansa, że skorzysta z nocnika.
Za nami jednak dopiero drugi dzień prób, więc wciąż jest szansa, że tym razem się uda. A jeżeli nie... to do przedszkola jeszcze co najmniej pół roku, a do tego czasu to na pewno zdążymy.

Ach te kąpiele...

Antoś pomimo że wodnik, to kąpać się nie lubi. A jeszcze bardziej nie lubi się wycierać, smarować i ubierać. Tak jak przez cały dzień raczej symbolicznie popłakuje, tak wieczorem nadrabia i ćwiczy płuca. Zaczyna się zaraz po włożeniu do wanny, właśnie takim popłakiwaniem, a apogeum osiąga gdy zostaje zawinięty w ręcznik. Wtedy to już jest ryk na całego i dopiero bufet mleczy go uspokaja. Na szczęście mama i tata są już w bojach zaprawieni i nie straszny im jest Antkowy ryk, zwłaszcza że to płacz krótkotrwały i wiadomo co jest jego powodem. Jedynie Kuba nie przepada za tymi wieczornymi rykami i zazwyczaj zwiewa gdzie pieprz rośnie.

26 lutego 2009

Mały śpioch

Antek to przynajmniej na początku zupełne przeciwieństwo Kubusia. Całymi dniami śpi, przesypia pory jedzenia i często go trzeba dobudzać. W nocy budzi się tylko 3 razy; w okolicy północy, ok. 3 i 5 nad ranem. Niestety podobnie jak Kuba, po godzinie 5 zaczyna się dla niego dzień i czas czuwania, bo z ciekawością się rozgląda wokół i ani myśli spać. A potem gdy już zdesperowani rodzice w końcu wytoczą się z łóżka, Antek ponownie zasypia. Jednym słowem zadziwia wszystkich, śpiąc w każdej możliwej pozycji. Tak jak Kubuś bardzo lubi jazdę samochodem, wpięty do fotelika natychmiast zasypia. Gdyby mu tak zostało na dłużej, rodzice byliby baardzo zadowoleni :)

Lala w domu

Jak Kubuś zareagował na brata? Pierwszego dnia w domu Antka nie odstępował na krok. Gdy tylko przyjechaliśmy do domu, to od razu porwał się do zdejmowania mu czapki, a ja musiałam Antka szybko ratować, bo byłby go udusił sznurkami od czapki. Antek najwyraźniej skojarzył się Kubie z lalką, bo od początku woła na niego "lala".
A potem przez resztę wieczoru nie odstępował go na krok.
Gdy przyszła pora karmienia Antosia Kubuś siedział z nami, gdy Antek był przebierany i strasznie płakał (bo on nie lubi leżeć na golasa) to Kuba z przerażeniem patrzył co się dzieje. Gdy Antoś leżał w łóżeczku, Kuba próbował go szturchać: a to pociągnął za kocyk, a to za rączkę, za każdym razem wybudzając Antka ze snu, a potem podawał mu smoczek na uspokojenie. Trwało to tak przez cały wieczór. Następnego dnia Kuba stracił zainteresowanie bratem. Do łask wróciły autka i tylko jak Antek zapłakał to pędem biegł sprawdzić co się dzieje.

22 lutego 2009

Jak się Antosiowi na świat nie spieszyło

Termin porodu Antka był wyznaczony na 8 lutego. Brzuszek był duży, więc wszyscy krakali, ze urodzi się jeszcze w styczniu. A tu minął styczeń, minął termin porodu, a Antek dalej siedział w brzuszku i nic nie wskazywało na bliski poród. A potem ciotka Ałła wyśniła, że Antek urodzi się w Walentynki. No i miała rację.

W nocy z 12-tego na 13-tego pojawiły się pierwsze skurcze, które zwiastowały bliski poród. Jednak z samego rana zanikły. Może i dobrze, bo kto by chciał się rodzić w pechowy piątek 13-tego? Wieczorem skurcze znowu się pojawiły i trwały przez dobre parę godzin z częstotliwością co 10 minut. Długo trwały dyskusje, czy ściągnąć ciotkę Ewę do Kubusia, czy może dopiero rano. Skurcze robiły się coraz silniejsze i zapadła decyzja, że jednak ciotka Ewa ma przyjechać. W okolicach 22.00 poszliśmy spać. Pół godziny później Witek nie mogąc spać, zdenerwowany stwierdził, że powinniśmy jechać, bo do Trzebnicy mamy daleko, na drodze śnieg, a do tego jest to drugi potomek i wg. różnych opinii może się urodzić w ekspresowym tempie. No więc pojechaliśmy.

Równo o północy byliśmy na izbie przyjęć w szpitalu w Trzebnicy. Zostałam przyjęta przez miłą panią położną i zaspanego lekarza. Po badaniu okazało się, że jest tylko 1 cm rozwarcia, a w związku z tym że byłam już 6 dni po terminie i spodziewałam się drugiego dziecka lekarz zadecydował o pozostawieniu mnie w szpitalu. Położna kazała się pożegnać z mężem i przebrać w koszulę nocną. Po paru minutach poszłyśmy na patologię ciąży, gdzie spędziłam noc i połowę następnego dnia. Przez całą noc nie zmrużyłam oka. Skurcze były cały czas co 10 minut i z godziny na godzinę były coraz bardziej bolesne. O godzinie 6 rano przyszła położna i podłączyła mnie do ktg, które nie wykazało żadnych skurczy. Na kontroli lekarskiej okazało się, że jest 3 cm rozwarcia. Na moje pytanie dlaczego pomimo odczuwanych skurczy sprzęt nic nie notuje, położna stwierdziła, ze to co czuję, to schodząca główka, bóle są umiejscowione bardzo nisko i stąd sprzęt do ktg ich nie wykrywa.

Na oddziele czekał na mnie Witek z kwiatami, bo to w końcu były walentynki. Trochę pochodziliśmy po korytarzu w celu przyspieszenia całej akcji, wzięłam prysznic, zjadłam obiad. Skurcze faktycznie przyspieszyły i jakiś czas później mąż zgłosił położnej, że skurcze są co 2-3 minuty i bardzo bolesne. W końcu zapadła decyzja, że jadę na porodówkę. W ostatniej chwili zdecydowaliśmy się również z mężem na poród rodzinny. Doszliśmy do wniosku, że razem będzie mi łatwiej. Na szczęście pokój do porodów rodzinnych było wolny.

Na bloku porodowym czekała na mnie niespodzianka, bo badanie wykazało 6 cm rozwarcia. Od tej chwili wszystko poszło błyskawicznie. Na porodówce byłam chyba ok. 13.00. Poskakałam trochę na piłce, pochodziłam po pokoju, poleżałam na tapczanie. Przy każdym skurczu Witek dzielnie mnie wspierał, trzymał za rękę i kontrolował moje oddychanie. Krótko po 15.00 odeszły mi wody płodowe, pojawił się lekarz sprawdzić jak się akcja rozwija. W końcu o 15.40 zaczęły się skurcze parte. Nie trwało to długo, bo o 16.00 Antoś był już z nami.

Położna otarła Antka, przecięła pępowinę i dostałam synka na brzuch. Antoś mocno płakał, jednak gdy go przytuliłam, złapałam go za rączkę i się wyciszył. Po chwili przyszła pielęgniarka i zabrała synka na badania. Gdy było już po wszystkim, pojechaliśmy z Antkiem na oddział noworodkowy, gdzie spędziliśmy razem, w miłym towarzystwie 3 kolejne dni. Antoś odpoczywał po trudach porodu, non stop spał, a gdy nie spał to jadł.


18 lutego 2009

Walentynkowy prezent

Kubuś ma braciszka! Długo na niego czekaliśmy i w końcu nasz mały leniuszek zdecydował się zrobić wszystkim prezent i przyjść na świat w Walentynki.
Antoś urodził się 14 lutego, o godzinie 16.00 w szpitalu w Trzebnicy. Nasz nowy skarb ma 54 cm i 3610 g. Wygląda tak:


Tosiek jest przeciwieństwem Kubusia. Dużo śpi i je, prawie nie płacze, a jak już to dlatego, że nie lubi samotnego przebywania w łóżeczku. Przytulony natychmiast się uspokaja. Z dużym skupieniem ogląda świat i pewnie dziwi go starszy brat, który najchętniej by go wytarmosił i wyściskał. No i tak jak starszy brat bardzo lubi przebywać na rączkach i zasypiać przytulonym do mamy. A do kogo podobny? Po trochu do wszystkich :)

31 stycznia 2009

Pomocnik mamy

W rodzinie mama będzie rodzynką, więc czas zacząć szkolić tych najmłodszych męskich członków rodziny w pomaganiu. Kuba ostatnimi czasy bardzo mamie pomaga, zwłaszcza w wyciąganiu taty z łóżka i "zapraszaniu" taty na obiad. Tata pracuje głównie na noc, więc śpi do południa. W południe zjada z nami obiad i potem idzie jeszcze dosypiać z Kubusiem. Gdy już mama przygotuje obiad, to wystarczy hasło: "Kuba idź obudź tatę i powiedz mu żeby przyszedł na obiad". Kuba w te pędy leci do sypialni, wskakuje na niczego nie spodziewającego się tatę z głośnym wrzaskiem "mniam, mniam". Gdy tata mający zazwyczaj korki w uszach nie reaguje, to bierze się za skakanie po tacie i tarmoszenie. Te zabiegi na ogół pomagają dobudzić tatę. A że tato rzadko kiedy wyskakuje z łóżka natychmiast po otworzeniu oczu, to Kuba który absolutnie nie grzeszy cierpliwością zabiera się za ściąganie kołdry z taty i wyciąganiu poduszki spod głowy. Robi to tak skutecznie, że w przeciągu paru minut tato jest już na nogach i w kuchni zagląda mamie do garnków :)

Co nowego?

Kuba ostatnio pozbył się jednej bardzo uciążliwej umiejętności. Między innymi przestał wreszcie przy każdej okazji włazić na stół. Na stół wprawdzie nie wchodzi, ale zamiast tego wyczaił, że można sobie krzesło przesunąć i np. zobaczyć co to jest to coś co stoi na telewizorze, można dostać się do szafy bajkami i wybrać tę którą chce się oglądać albo też wyleźć na pralkę i dostać się do szafy z mamy kosmetykami.

Z nowych umiejętności to potrafi pięknie sprzątać zabawki. Zwłaszcza wieczorem jak pada hasło "idziemy się kąpać". W ciągu dnia jednak również się przykłada do sprzątania. Dzisiaj zaskoczył mnie posprzątaniem klocków do pudełka po tym jak się nimi pobawił. W dodatku zrobił to sam, bez żadnego proszenia się.

Pięknie sam myje rączki. Więcej jest w tym moczenia niż prawdziwego mycia, ale lepsze to niż nic. No i jak już ma umyć ręce, to myje je w nieskończoność. Myje, wyciera, każe sobie wodę znowu odkręcić i znowu myje. I tak do czasu aż się mamie cierpliwość wyczerpie i po prostu wyrzuci go z łazienki.

17 stycznia 2009

Ti-tit

Ti-tit to w tłumaczeniu oznacza auto, jazdę samochodem, zjazd na pupie po schodach. Jednym słowem wszystko związane z ruchem to ti-tit.
Ostatnio Kubuś ma kumulację motywów samochodowych. Wstaje z rana i od razu leci do swojego kąta, przynosi garść autek i po próbującej złapać resztę snu mamie jeździ jak nawiedzony. Autka też jeżdżą po wszystkich możliwych sprzętach domowych. Przed swoimi garażem z autami może spędzać długie chwile, nic innego go tak nie zajmuje jak właśnie zabawa autkami. Autka jedzą z nim owsiankę, bez nich owsianka zostanie kwitnąć do południa. Największą jednak ma frajdę gdy jedzie samochodem. Auta ma wtedy wszędzie i siedzi jak zaczarowany przynajmniej na początku.
Autka już są w stanie mocno zdezelowanym, wiele bez opon na kołach, bez drzwi czy siedzeń. Jednak grunt że jeżdżą, nawet jak trzeba je popychać i że wyglądają jak auta.
Zastanawialiśmy się ostatnio skąd u niego taka fascynacja samochodami? Jedno jest pewne, że to ani mama ani tata nie przyłożyli do tego ręki. Owszem dostał autka, bo to w końcu chłopak i przecież lalek nie dostanie. Jednak nikt mu nie pokazywał jak się nimi posługiwać. Trochę pewnie napatrzył się podczas naszych nieustających podróży, gdzie przecież auta to podstawa. Mamy też swoją teorię, że u Kuby skumulowały się geny fascynacji autkami. Dostał te które u taty były utajone i dopiero u Kubusia wybuchły ze zdwojoną siłą. Dziadek Wasia (tato taty) to bez aut też żyć nie może. Gdyby mógł to nic innego w życiu by nie robił tylko grzebał w silnikach i jeździł... Mama z tatą mają jednak nadzieję, że to fascynacja przejściowa i że niedługo zmieni się obiekt jego zainteresowań. Bo w końcu jest tyle ciekawych rzeczy... I wszystko czeka na odkrycie przez Kubusia.

Rozmowy o rodzeństwie

W czwartek skończyliśmy porządkować kącik dla młodego. Mamy więc już złożone łóżeczko, na nim na razie przewijak. A do tego komoda z ubrankami. Gdy ja układałam ubranka w szufladach, tato tłumaczył Kubusiowi dla kogo to wszystko.
Na koniec zapytał:

T: Kubusiu, chciałbyś mieć rodzeństwo?
K: Ta.
T: A może być braciszek?
K: Ta
T: A siostrzyczka?
T: Ta

Jak widać zero preferencji. Grunt, że ma być towarzysz zabaw.
A że wciąż mamy dylematy imienne, to wpadliśmy na pomysł, że może Kuba zdecyduje.

T: Kubusiu podoba Ci się imię Bartosz?
K: Ta
T: A Antek ?
K: Ta

A my dalej nic nie wiemy...

14 stycznia 2009

Bilans dwulatka

Jak przystało na prawdziwego dwulatka, Kubuś odbył wizytę kontrolną u pediatry. Mama Kubusia się trochę martwiła, bo on taka chudzinka, a do tego ostatnio fochy stroi przy jedzeniu, więc już miała wizje jak Kubuś spada do 20 centyla czy coś w tym rodzaju i trzeba będzie go gonić z jedzeniem. Jednak niepotrzebne to były zmartwienia:) Kubuś ma 92 cm wzrostu i 13 kg. W ciągu roku przytył tylko (aż) 2 kg i urósł 16 cm! Wciąż jest w 50 centylu zarówno wzrostowo jak i wagowo. A do tego jest zdrowy jak rydz! Został dzisiaj zaszczepiony na grypę i dostał drugą dawkę szczepionki na WZW typu A. Pani pielęgniarka stwierdziła, że to chyba najlepiej doszczepione dziecko w całej przychodni. I nie ma się co dziwić, bo w USA zaszczepili go na wszystko co się tylko dało. Kolejne szczepienia jak pójdzie do przedszkola, to wtedy doszczepimy go na meningokoki.

8 stycznia 2009

5 stycznia 2009

Sanki

Kuba zakosztował jazdy sankami. Dzisiaj postanowiłam go rozruszać i zmęczyć przed drzemką. Ubrani na misia, zaopatrzeni w sanki wyruszyliśmy na górkę. Górka niewielka i blisko domu. Babcia z okna podglądała. Kuba za nic na początku nie chciał siedzieć na sankach. Dopiero na górce posadziłam go i zepchnęłam. Ale mu się spodobało! Potem trzeba było jeszcze wytargać sanki i Kubusia na górkę, co byłoby na dłuższą metę ponad moje siły, więc babcia się ubrała i przyszła nam towarzyszyć w zabawie. To dopiero Kubuś miał frajdę. Mama spychała Kubusia z górki, babcia na dole łapała, robiła krótką rundkę objazdową na dole i wypychała Kubusia na górę do mamy. Kubusiowi tak się spodobało, że królewicz tyłka z sanek już nie ruszał tylko kazał się wozić. Na koniec, żeby go trochę zmęczyć jednak, mama kazała mu sanki ciągać. Protestował, ale w ostateczności dał się przekonać. Z trudnością dał się zaciągnąć do domu. Ale za to jaki apetyt miał! Jutro powtórka z rozrywki :)

3 stycznia 2009

Ale zmiana!

Kuba niedługo skończy dwa latka. Mamie zebrało się na przeglądanie starych zdjęć. Oto jak wyglądał Kubuś dokładnie rok temu:



A oto jak wygląda dziś:



Wyrósł, zgubił niemowlęcy tłuszczyk, na głowie burza włosów... A to tylko zmiany w wyglądzie. W każdym razie to już mały mężczyzna a nie niemowlaczek jak to było jeszcze rok temu.