Chłopaki dotarli dzisiaj do Polski. Teraz pewnie odsypiają.
Podróż minęła bezpiecznie, choć nie bez przygód. Najbardziej martwiliśmy się zachowaniem Kuby i jego skłonnościami do ucieczek. Na wszelki wypadek został zaopatrzony w karteczki poupychane w różnych kieszeniach, z imieniem, telefonem i adresem. Na szczęście się nie przydały, bo Kubuś jak na prawdziwego 4 latka przystało wziął sobie tym razem do serca ostrzeżenia i prośby rodziców. Za to tato nie docenił Antosia, który zrobił taki raban na lotnisku w Monachium, że pewnie na długo sobie tam go zapamiętają. Najpierw się pokłócił z Kubą o bagaż podręczny i to kto go poniesie. Potem uparł się, że on nie wyjdzie z samolotu. Gdy już tata go wierzgającego wyniósł z samolotu stwierdził, że on nie da przeskanować bagażu podręcznego niemieckim celnikom i prawie że wjechał razem z tą małą walizeczką do tego rentgena. Gdy do tego wszystkiego usłyszał jeszcze gadającą do niego w obcym języku celniczkę (chcącą go uspokoić), to już w ogóle przestał nad sobą panować i jeszcze bardziej się rozkręcił. Ryczał więc (tak jak tylko Antek potrafi) od wyjścia z jednego samolotu do wejścia do drugiego samolotu (jakieś 1,5 godziny później). Ja mogę tylko współczuć małżowi przygód z Toniem, bo wiem jak on potrafi ryczeć i to nie pierwszy raz się mu zdarzyło. A wszystko przez to, że był po prostu nie dospany i zmęczony.